Po wydarzeniach na których zakończyła się pierwsza seria opowieść o naszej parze wszyscy czytelnicy na pewno myśleli, że to już koniec. Wszystko skończyło się najlepiej jak tylko mogło, a Taemin i Kai żyli razem długo i szczęśliwie spełniając się zawodowo.
Ale czy na pewno? Tutaj musimy was zaskoczyć. Ich losy toczyły się dalej, lecz po jakimś czasie zostały one rozdzielone wysokim murem. Czy uda im się ten mur zniszczyć? Czy będą chcieli wrócić do tego co było? O wszystkim dowiecie się w sequelu "Z życia wzięte" Mamy wielką nadzieję, że z wielką niecierpliwością będziecie czekać na rozdział pierwszy, a z jeszcze większą na kolejne. A więc, do pierwszego rozdziału ;)
środa, 8 lipca 2015
czwartek, 9 kwietnia 2015
Mieszanka kulturowa 1
No to jest to obiecane opko. Poszło nam szybko bo był czas i wena. Mamy nadzieję, że jakoś to wyszło i wam się spodoba. Miłego czytania!
LAY - YUMI
KAI - NAMISZCZOMP
- Pierwszy raz tutaj? - wydarł się jakiś facet prosto do mojego ucha.
Zdziwiony kiwnąłem głową.
- Poczekaj na atrakcję wieczoru. - zaśmiał się momentalnie skamieniałem gdy poczułem jego dłoń na swoim pośladku. Odskoczyłem szybko ale gdy się odwróciłem on zniknął gdzieś w tłumie. Chcąc się czegoś napić skierowałem swoje kroki w stronę baru gdzie usiadłem i zamówiłem whisky. O jakiej on atrakcji mówił?
To pytanie ciągle błądziło po mojej głowie szukając odpowiedzi.
KAI: Siedziałem w przebieralni i kończyłem układać włosy, które i tak mi się rozwalą w trakcie występu, ale wyznawałem zasadę że sposób wejścia na scenę i to jak się w tym momencie wygląda kompletnie zmienia to, jak widzowie widzą cały show. Pracowałem tu już jakiś czas. Na popularność narzekać nie mogłem. Muszę przyznać, że podniecało mnie to jak każdy wlepiał we mnie wzrok gdy tańczyłem. Dobrze się ustawiłem, zarabiałem i jednocześnie spełniałem się w tej jednej rzeczy, którą umiałem najlepiej - tańcu. Pomimo że nie dokładnie tak wyobrażałem sobie to jak byłem nastolatkiem. Dobra, koniec przemyśleń. It's show time! Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i ruszyłem w stronę wejścia na scenę.
LAY : Podniosłem tyłek z barowego krzesła widząc jak wszyscy nagle kierują się w stronę sceny. Zaciekawiony sam tam poszedłem i o dziwo udało mi się dopchnąć na sam przód. Ciekawość zżerała mnie od środka na co oni tak czekają. Nagle światła nieco się zmieniły i poleciała zupełnie inna muzyka. Na scenie pojawił się... Chłopak.. Młody chłopak. Wlepiłem w niego wzrok nie wierząc w to co widzę. Wyglądał na nieco młodszego ode mnie, miał lśniące ciemne włosy których kosmyki swawolnie się układały. Chwilę później wyszedł bliżej widowni i zaczął tańczyć. Jego ruchy.. Piękne kocie ruchy od których nie potrafiłem oderwać wzroku. Jego każde drgnięcie było tak zmysłowe, że sam zacząłem czuć lekką ciasnotę w spodniach. Zignorowałem to. Chłonąłem go wzrokiem. Patrzyłem jak zszedł ze sceny i dotyka różnych ludzi, a w duchu modliłem się żeby trafił również na mnie.
KAI: Mijałem pełno stałych bywalców tego miejsca. Kontakt fizyczny w tej robocie był rzeczą konieczną, jeżeli chciałeś być na szczycie popularności i zarabiać tyle, by starczyło na życie w stolicy. W tłumie zauważyłem nową twarz. I to całkiem ładną. Podszedłem, bo czemu nie. Przyjrzałem mu się. Bardzo jasna karnacja, wystające kości policzkowe. Jednym słowem - przystojniak. Musnąłem dłonią jego policzek i wróciłem na scenę, przedstawienie musi trwać. Podszedłem do rury. Nie lubiłem jakoś używać jej podczas swoich występów, ale chyba raz zrobię wyjątek. Skoro już mam kogoś nowego, to mogę się troszkę popisać. Okrążyłem rurę, kilka razy pocierając ją. Powoli objąłem ją nogą i zawiesiłem się na niej skupiając się na tym, by nie popełnić żadnej gafy.
LAY: Zesztywniałem. Tak, w dolnych partiach ciała też coś zwyczajnie zesztywniało pod dotykiem tego chłopaka. Mruknąłem cicho niezadowolony gdy odszedł i znów wszedł na scenę jednak to co mogłem oglądać zaraz po tym uznałem za rekompensatę. Ciemnowłosy wił się z wprawą na rurze, którą zmysłowo dotykał, gładził i ocierał się własnym ciałem. O jezu.. Ile ja bym dał żeby w tym momencie być tą rurą.. Wlepiałem w niego wzrok jak jakiś psychopata jednak najmniej się przejmowałem tym co pomyślą sobie o mnie inni. Bez chwili zastanowienia podszedłem bliżej, na tyle że bez problemu mogłem go dotknąć. Zaraz po tym wsunąłem mu w spodnie kilka banknotów, a razem z nim pewną karteczkę. Uśmiechnąłem się delikatnie chcąc pochwalić się swoimi dołeczkami w policzkach i grzecznie wróciłem na miejsce.
KAI: Spojrzałem na chłopaka o porcelanowej skórze i poczułem jak wsuwa mi papier o bardzo przyjemniej fakturze w spodnie. Chyba popis się udał. I jeszcze się do mnie uśmiechnął. Muszę przyznać, miał strasznie urocze dołeczki w policzkach. Odwzajemniłem uśmiech. Odwrócił się i odszedł. W sumie trochę tego żałowałem, bo nie powiem, spodobał mi się. Gdy zobaczyłem jak siada przy barze i zwraca swój wzrok w moja stronę puściłem mu oczko i posłałem lekko spóźniony uśmiech. Występ dobiegał końca, nie powiem całkiem hojnie zostałem dzisiaj obdarowany stwierdzając po ilości banknotów wciśniętych w spodnie. Wróciłem do garderoby, przeliczając pieniądze natrafiłem na małą karteczkę z numerem podpisaną "Zhang Yi Xing, ale dla Ciebie kochany Lay ;)" od razu wiedziałem od kogo to było. Spakowałem kasę do swojego małego plecaka w którym nosiłem rzeczy na zmianę i inne takie pierdoły i wyszedłem z pokoju. Postanowiłem sprawdzić czy chłopak z uroczymi dołeczkami wciąż jest w klubie.
LAY: Nie robiłem sobie większych nadziei gdy puścił mi oczko. Stwierdziłem, że pewnie do każdego puszcza. Zamówiłem kolejną dawkę alkoholu, w końcu przyszedłem tu też po to żeby się napić czyż nie? Gdy dostałem szklankę wziąłem ją do ręki i pewnie upiłem spory łyk, w głowie wciąż mając twarz ciemnowłosego tancerza. Ciekawe czy zauważył kartkę.. A może ją po prostu zignoruje? Nie wiedziałem już co myśleć więc zwyczajnie pozwoliłem nieco ponieść się alkoholowi który dawał już znaki swojego istnienia w mojej krwi.
KAI: Wszedłem na główną salę, rozglądałem się jak mogłem ale moje szanse były nikłe, przez małą ilość światła, ale nie zniechęcałem się. Ruszyłem bardziej w stronę baru i zobaczyłem blondyna sączącego alkohol ze szklanki. Bingo. Usiadłem obok.
- Dzięki za numer. No i za kasę też - uśmiechnąłem się szeroko.
Miałem szczęście. Widziałem ze jest już lekko wcięty. Może to jakoś wykorzystam?
LAY: Mój zamroczony już umysł potrzebował chwili żeby przetworzyć informacje jednak po chwili posklejałem fakty, ze to on tańczył przed chwilą na scenie.
- Należało Ci się. - akurat mówienie wychodziło mi jeszcze całkiem dobrze. Obdarzyłem go słodkim uśmiechem i nieświadomie przygryzłem dolną wargę wlepiając tępo wzrok w niego.
KAI: Zdawało mi się jakby otrzeźwiał mówiąc do mnie. Wow, przygryzł wargę. I wtedy wiedziałem, że mój zbyt długo już trwający celibat zostanie najprawdopodobniej przerwany jeszcze tej nocy.
- Praca jak praca, nic w tym wyjątkowego. - uśmiechnąłem się i kontynuowałem rozmowę
- Jesteś z Chin? - spytałem, pomimo że znałem odpowiedź, przecież na karteczce z imieniem definitywnie widniało chińskie imię i nazwisko. Podniosłem kącik ust i spojrzałem mu prosto w oczy nie mogąc się już doczekać tego, aż się na mnie rzuci.
- Praca jak praca, nic w tym wyjątkowego. - uśmiechnąłem się i kontynuowałem rozmowę
- Jesteś z Chin? - spytałem, pomimo że znałem odpowiedź, przecież na karteczce z imieniem definitywnie widniało chińskie imię i nazwisko. Podniosłem kącik ust i spojrzałem mu prosto w oczy nie mogąc się już doczekać tego, aż się na mnie rzuci.
LAY: - Owszem. -pokiwałem twierdząco głową i znów się uśmiechnąłem.
Złapałem samego siebie na tym, że mój wzrok zjeżdża czasem niżej niż jego oczy. Prosto na te pełne usta, które wyglądały niezwykle kusząco. Skarciłem się w myślach wyzywając samego siebie.
- Jak się nazywasz? - spytałem by odwrócić własną uwagę.
KAI: - Jong In. Kim Jong In, chociaż większość znajomych mówi do mnie Kai - widziałem jak przez moment patrzył na moje usta, oblizałem się i przygryzłem dolna wargę. Niech ma na co patrzeć. Czułem ze napięcie rosło, szczególnie w moich spodniach, ale wytrwale toczyłem rozmowę dalej. Nie byłem typem który pieprzy nieznajomych. Teoretycznie imię znam. Ale szczerze powiem, że chciałem wiedzieć o nim więcej.
- Więc, jesteś tu na stałe, przejazdem?
LAY: Zacisnąłem dłonie w pięści widząc jak sprawnie przesunął językiem po wardze. Skupiłem się mocno by móc dalej rozmawiać.
- Planuję się tu przeprowadzić. -odparłem z uśmiechem.
A teraz to już serio marzę by już tu mieszkać. Yixing ty idioto.. Skarciłem sam siebie w myślach. Gdybym mógł to najchętniej już dawno pozbyłbym się ubrań. Jak i jego tak i moich. Czy ja jestem dziwny? Ledwo go poznałem, a zrobiłbym wszystko co mi każe.
- A Ty? Chociaż.. To w sumie głupie pytanie skoro tutaj pracujesz. - burknąłem lekko speszony.
KAI: - Mieszkam w sumie niedaleko. Dwie ulice stąd. - zaśmiałem się lekko. Skoro już wie że mieszkam blisko to może wyczuje o co tu może chodzić. Zdziwiło mnie to, jak szybko się zawstydził. W sumie, było to nawet słodkie.
- Będę się powoli zbierał, może chcesz iść ze mną? Oferuje 10 razy tańszy alkohol - zaśmiałem się czekając jak zareaguje na moją sugestię.
LAY: - A czy ja wyglądam jak zawodowy alkoholik? - powiedziałem ze śmiechem. Ale skorzystam z powodu możliwości rozmowy z Tobą. - dodałem szybko chcąc zabłysnąć. Byłem ciekaw jego reakcji więc siedziałem wpatrując się w delikatne rysy twarzy chłopaka.
- Ja skoczę do WC, ok? - spytałem nie chcąc by gdzieś mi się ulotnił.
KAI: - Nie ma sprawy, chętnie poszedłbym tam z Tobą. - druga część zdania dopowiedziałem sobie w myślach. Żeby seks był dobry, trzeba się postarać. Kai, opanuj się, spokojnie. Podczas nieobecności Chińczyka układałem sobie w głowie wydarzenia toczące się po tym jak wejdziemy do mojego domu. Zrobiło mi się gorąco. Poczułem jak ktoś kładzie dłoń na moim barku. Odwróciłem się i uśmiechnąłem na widok Laya.
- Idziemy? - chłopak przytaknął i wyszliśmy z budynku kierując się do mojego, na szczęście znajdującego się blisko klubu, domu.
LAY: Lekko zmieszany posłusznie szedłem w tym samym kierunku co ciemnowłosy. Ukradkiem przyglądałem się jego gładkiej cerze o dość ciemnej karnacji. Drogę oświetlały nam tylko uliczne latarnie, których ilość nie była powalająca.
- Too.. - mruknąłem chcąc zacząć jakąś rozmowę. - Mieszkasz sam? - spytałem po chwili namysłu.
- Tak. - odparł krótko.
- A ile masz lat? - chciałem dowiedzieć się czegokolwiek o nim.
KAI: - Nie tak dawno skończyłem 21. A Ty? - doszlismy do domu, otworzyłem drzwi jednocześnie czekając na odpowiedź.
- W tym roku będę miał 22 - odparł.
Czyli jednak był starszy o ten jeden rok. Nie robiło to w sumie zbyt wielkiej różnicy. Zaprosiłem go do salonu i podszedłem do barku, który miał tu swoje miejsce już od jakichś 2 lat. Dopiero od kilku miesięcy mogłem legalnie pić, ale kto w tych czasach patrzy na wiek w takich kwestiach. Zastanawiałem się jak długo będzie się ciągnąć ta rozmowa. Nie chciałem być gwałtowny. Pomimo wprawy byłem zmęczony występem.
- Napijesz się czegoś? - spytałem wyciągając dwie szklanki.
LAY: - Podobno masz tańszy alkohol, więc poproszę. - powiedziałem ze śmiechem, sadzając tyłek na miękkiej kanapie.
Mieszkanie nie było zbyt duże ale bardzo przytulne i zadbane. Na ścianie wisiały zdjęcia małego chłopca zapewne z rodzicami. Uśmiechnąłem się lekko gdy dostałem szklankę i odrazu się napiłem. Jakoś inaczej się czułem w towarzystwie tego chłopaka. Nie wiem dlaczego samo patrzenie na niego doprowadzało do tego, że moje spodnie błagały by je zdjąć.
KAI: Usiadłem obok blondyna który rozglądal się po mieszkaniu.
- Niezbyt duży, wiem. Ale uwierz, że mieszkając tu samemu to miejsce jest aż za duże. - odpowiedziałem upijajac mały łyk z naczynia.
- Dlaczego pracujesz akurat w takim zawodzie? - spojrzał na mnie swoimi brązowymi, bardzo ladnymi oczami.
Mogłem wyczuć to, że miał mnie za niezbyt spokojnego i ulozonego wiedząc o tym czym się zajmuję. Nie obchodziło mnie to zbyt bardzo, lubiłem to. A jeśli chodzi o seks to najzwyczajniej w świecie jeśli ktoś mi się podobał to po prostu go zaliczalem. Na tym polu byłem całkiem pewny siebie. Dobrze wiedziałem o tym że jestem atrakcyjny i potrafiłem to wykorzystać.
- Kocham taniec od kiedy pamiętam. A że któregoś dnia tutaj trafiłem i zobaczyłem kilka bardzo intrygujących występów to postanowiłem spróbować. Ja szukałem pracy, oni szukali nowej atrakcji. Ale nie narzekam - usmiechnalem się szeroko.
LAY: - Czyli mówiąc w skrócie robisz to co lubisz. - uśmiechnąłem się lekko myśląc o własnym życiu. W końcu też kocham taniec ale nigdy nie myślałem, że można to wykorzystać w podobny sposób. Z zamyślenia wyrwało mnie stukanie w ramię.
- Ziemia do Yixing'a. - zaśmiał się chłopak.
- Tu Yixing zgłaszam się. - odparłem śmiejąc się.
- Coś się tak zamyślił? - usłyszałem pytanie.
- Sam nie wiem. - nerwowo podniosłem dłoń do góry drapiąc się w tył głowy.
KAI: Chyba bycie spokojnym nie jest dla mnie. Tym bardziej gdy wypiję. Wyciągnąłem rękę i polozylem na oparciu kanapy dokładnie za szyją Laya. Odsunalem się na brzeg tak, ze siedzialem przodem do chłopaka jednocześnie dotykając swoim kolanem jego uda. Spojrzał na mnie lekko spanikowany. Skupilem wzrok na jego zrenicach i usmiechnalem się szeroko. - Ciekaw jestem tego, o czym teraz myślisz. - zmarszczylem lekko brwi jeszcze bardziej pochylając się w jego stronę.
LAY: - J-ja..? O niczym ważnym.. - powiedziałem cicho wyraźnie spanikowany. Jakie on miał wobec mnie zamiary? Mimo małej niepewności nie chciałem stąd wychodzić, więc po chwili uśmiechnąłem się.
- Naprawdę nic wartego uwagi.
- Jesteś pewien? - spojrzał na mnie unosząc brew do góry.
- Oczywiście, że tak. - powiedziałem nieco pewniej.
Jego bliskość mnie podniecała jak i trochę przerażała. Próbowałem się opanować ale słabo mi to szło. Jedyne czego w tym momencie byłem pewien to, to że powinienem uważać i może lepiej więcej nie pić.
KAI: Zająknął się. Zły ruch. Odsunąłem się, sięgnąłem po puste już szklanki i wstałem kierując się do baru z zamiarem wypełnienia ich alkoholem.
- Czekaj, mi już chyba wystarczy. - odwróciłem się. Nie chciał więcej wypić?
- Nie wypijesz jeszcze trochę ze mną? Tak dla towarzystwa. Nie lubię pić sam. - powiedziałem prawdę. Samotne picie źle mi się kojarzyło.
- No... Dobra. Ale już ostatni raz. - pokiwałem głową i uśmiechnąłem się. Oj wybacz, nie skończy się na razie.
LAY: Spojrzałem na niego gdy stał tyłem. Oczy mimowolnie zsunęły się na jego jędrne pośladki. Musiał założyć akurat takie spodnie, które wszystko podkreślały? Przewróciłem oczami a gdy spojrzałem ponownie miałem twarz mniej więcej na wysokości krocza chłopaka. Spaliłem buraka momentalnie odsuwając się od tej części ciała i zawstydzony zacząłem bawić się własnymi dłońmi.
KAI: Zaczęło mnie już trochę nudzić powtarzanie tych samych czynności. Ale w sumie wolałem się nudzić niż wystraszyć chłopaka. Wciąż miałem nadzieję na nagrodę. Gdy podawałem mu po raz kolejny trunek potarł moja dłoń palcami. Banał, prawda? Ale o dziwo strasznie mnie to rozbudziło. Wziąłem szybki głęboki wdech i usiadłem z powrotem. Głowę miałem pustą. Nie miałem już pomysłu jaki temat do rozmowy podsunąć. A może i miałem...
- Masz kogoś? Dziewczynę? Chłopaka?
LAY: Zmieszany spojrzałem na niego nie wiedząc co odpowiedzieć. Po krótkim namyśle stwierdziłem, że lepiej mówić prawdę.
- Jakiś czas temu.. Rozstałem się. - odpowiedziałem.
- Widać nie zasługiwała na ciebie. - powiedział radośnie.
- Zasługiwał. - poprawiłem go cicho.
- Ah.. Więc miałeś chłopaka.
Jego wzrok w tym momencie naprawdę mnie zmroził. Nie wiedziałem czy uznał to za normalne czy pomyślał, że jestem dziwny więc szybko spytałem.
- A Ty?
KAI: - Ja? W sumie, od jakiegoś czasu nie wchodzę w związki. Ostatni raz miałem chłopaka - podkreśliłem to słowo żeby wiedział że jestem podobny - ale zbyt fajnie się to nie skończyło więc na razie żyję tak jak widać. - uśmiechnąłem się. Chociaż wspominając tamten trochę niezbyt udany rozdział w moim życiu trochę ścisnęło mnie w sercu.
- Nie ma co toczyć tematu starych związków.
LAY: Uśmiechnąłem się słysząc, że również miał chłopaka. Nie chciałem tego po sobie pokazać ale ucieszyłem się z tego powodu.
- Racja. Rozpamiętywanie przeszłości nie ma najmniejszego sensu. - przyznałem wiedząc, że ma rację. - Też nie lubię rozmawiać o takich rzeczach. Było, minęło i żyje się dalej. - powiedziałem i rzuciłem krótkie spojrzenie na jego usta, a zaraz po tym wziąłem łyk ze szklanki wypełnionej alkoholem. Czy ja przypadkiem miałem już więcej nie pić? Cóż.. Nie potrafię odmówić tej osóbce. Znam go zaledwie godzinę, a tak dobrze czuję się w jego towarzystwie. To nie jest normalne.
KAI: Muszę przyznać że całkiem mnie rozczulił. Alkohol ubywał więc bez zbędnego gadania przyniosłem cała butelkę i postawiłem ja na stół.
- Ćwiczysz coś? Albo uprawiasz jakiś sport? Zauważyłem ze pod tymi ciuszkami masz bardzo ładnie zarysowane mięśnie. - powoli zlustrowałem wzrokiem całe jego ciało i automatycznie oblizałem wargi. Kurczę. Był wyjątkowo... Piękny. Chyba nie mógłbym tego inaczej nazwać. Założyłem nogę na nogę żeby ukryć to jak bardzo podobał mi się towarzysz picia.
LAY: -Tak właściwie to.. To ja też tańczę. - byłem niezwykle ciekaw jego reakcji, ale przecież nie skłamałem.
- Tak właściwie to... Chyba przeznaczenie. - wyszczerzył się do mnie poprawiając tyłek na kanapie. - Zajmujesz się tym czy to po prostu hobby?
- Kocham to robić. Ale jeszcze nie znalazłem pracy, gdzie mógłbym to wykorzystać więc uznaję to jako hobby. A jak już jesteśmy przy hobby.. Masz jakieś? Bo z pewnością nie wyglądasz na kogoś kto zbierałby znaczki. - zaśmiałem się cicho czekając na odpowiedź.
KAI: Seks. Haha ciekawy jestem jakby zareagował na taką odpowiedź.
- Moja praca jest moim hobby. Chyba tak można powiedzieć. A w między czasie biegam, gram w kosza i inne takie. - puściłem mu oczko kończąc zdanie. I albo mi się zdawało, albo zauważyłem rumieńce. Słodko.
LAY: Czy ja się zarumieniłem? Przekląłem w myślach próbując się opanować.
- Typ sportowca widzę. - uśmiechnąłem się szeroko chwaląc ząbkami.
- Można tak powiedzieć. - odparł ze śmiechem.
Yixing.. Zrób coś ze sobą. Cokolwiek. Bo zaraz tutaj oszalejesz. Kłóciłem się sam ze sobą. Mój umysł nieco odmawiał posłuszeństwa po tak dużej ilości spożytego już alkoholu. Mimo tego i tak ciągle piłem wiedząc, że to nie jest zbyt dobry pomysł ale co mi tam. Raz się żyje.
KAI: Dobra. Koniec. Nalałem do szklanki whisky. Wypiłem wszystko duszkiem. Lekko się skrzywiłem, spojrzałem na zdziwionego Chińczyka i przyciągnąłem go do siebie.
- Przepraszam jeśli źle to odbierzesz. Ale jesteś zbyt cudny żeby się jeszcze dłużej powstrzymywać. - otworzył usta. Chyba chciał coś powiedzieć. Niestety, nie będzie miał tej przyjemności ale w zamian inną, lepszą. Wpiłem się w jego usta jednym szybkim ruchem jednocześnie pchając go tak że w połowie leżał. Nie spieszyłem się. Taaa. Przynajmniej nie jeśli chodzi o dotykanie go dłońmi. Przeczesywałem nimi jego jedwabne włosy. Pieszczotliwie, delikatnie. Jednak była też druga strona medalu. Mianowicie moje kolano przy jego kroczu. Usłyszałem pierwszy cichy jęk. I teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo na to czekałem. To takie dziwne. Niezwykłe.
LAY: Chyba właśnie wytrzeźwiałem. W jednej chwili moje źrenice rozszerzyły się tak bardzo, że uznaliby mnie za nieźle naćpanego. Jednak to nie to. Co w tym momencie czułem? Byłem kompletnie zdezorientowany więc wstrzymałem powietrze zapominając o tym, że muszę oddychać jednak po kilku sekundach zacząłem reagować na zachowanie młodszego. Mocno owinąłem ramiona wokół jego ciała, z zapałem oddając pocałunek. Jego usta były takie miękkie.. Nieśmiało wsunąłem ręce pod koszulkę gładząc opuszkami palców skórę na plecach chłopaka. Czy on musi wyglądać jak młody Bóg? Musimy popracować nad twoją silną wolą Lay - burknęło moje sumienie, które natychmiast zignorowałem. Miałem teraz ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmyślanie nad tym czy postępuję właściwie. Zadowolony z zaistniałej sytuacji korzystałem najbardziej jak się da zachłannie całując jego usta. Niedługo trzeba było czekać żebym poczuł błądzący język młodszego po moich ustach. Rozchyliłem wargi, a on zaraz to wykorzystał jednocześnie ciągle dociskając kolano, wymuszając z moich ust ciche jęki. Bawiliśmy się w najlepsze gdy nagle usłyszałem glośne walenie do drzwi.
- Kurwa.. - mruknął Kai i ciężko westchnął złażąc ze mnie.
KAI: Seks. Haha ciekawy jestem jakby zareagował na taką odpowiedź.
- Moja praca jest moim hobby. Chyba tak można powiedzieć. A w między czasie biegam, gram w kosza i inne takie. - puściłem mu oczko kończąc zdanie. I albo mi się zdawało, albo zauważyłem rumieńce. Słodko.
LAY: Czy ja się zarumieniłem? Przekląłem w myślach próbując się opanować.
- Typ sportowca widzę. - uśmiechnąłem się szeroko chwaląc ząbkami.
- Można tak powiedzieć. - odparł ze śmiechem.
Yixing.. Zrób coś ze sobą. Cokolwiek. Bo zaraz tutaj oszalejesz. Kłóciłem się sam ze sobą. Mój umysł nieco odmawiał posłuszeństwa po tak dużej ilości spożytego już alkoholu. Mimo tego i tak ciągle piłem wiedząc, że to nie jest zbyt dobry pomysł ale co mi tam. Raz się żyje.
KAI: Dobra. Koniec. Nalałem do szklanki whisky. Wypiłem wszystko duszkiem. Lekko się skrzywiłem, spojrzałem na zdziwionego Chińczyka i przyciągnąłem go do siebie.
- Przepraszam jeśli źle to odbierzesz. Ale jesteś zbyt cudny żeby się jeszcze dłużej powstrzymywać. - otworzył usta. Chyba chciał coś powiedzieć. Niestety, nie będzie miał tej przyjemności ale w zamian inną, lepszą. Wpiłem się w jego usta jednym szybkim ruchem jednocześnie pchając go tak że w połowie leżał. Nie spieszyłem się. Taaa. Przynajmniej nie jeśli chodzi o dotykanie go dłońmi. Przeczesywałem nimi jego jedwabne włosy. Pieszczotliwie, delikatnie. Jednak była też druga strona medalu. Mianowicie moje kolano przy jego kroczu. Usłyszałem pierwszy cichy jęk. I teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo na to czekałem. To takie dziwne. Niezwykłe.
LAY: Chyba właśnie wytrzeźwiałem. W jednej chwili moje źrenice rozszerzyły się tak bardzo, że uznaliby mnie za nieźle naćpanego. Jednak to nie to. Co w tym momencie czułem? Byłem kompletnie zdezorientowany więc wstrzymałem powietrze zapominając o tym, że muszę oddychać jednak po kilku sekundach zacząłem reagować na zachowanie młodszego. Mocno owinąłem ramiona wokół jego ciała, z zapałem oddając pocałunek. Jego usta były takie miękkie.. Nieśmiało wsunąłem ręce pod koszulkę gładząc opuszkami palców skórę na plecach chłopaka. Czy on musi wyglądać jak młody Bóg? Musimy popracować nad twoją silną wolą Lay - burknęło moje sumienie, które natychmiast zignorowałem. Miałem teraz ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmyślanie nad tym czy postępuję właściwie. Zadowolony z zaistniałej sytuacji korzystałem najbardziej jak się da zachłannie całując jego usta. Niedługo trzeba było czekać żebym poczuł błądzący język młodszego po moich ustach. Rozchyliłem wargi, a on zaraz to wykorzystał jednocześnie ciągle dociskając kolano, wymuszając z moich ust ciche jęki. Bawiliśmy się w najlepsze gdy nagle usłyszałem glośne walenie do drzwi.
- Kurwa.. - mruknął Kai i ciężko westchnął złażąc ze mnie.
Annyeong!
Cześć i czołem!
Mam nadzieję, że spodoba wam się nieco odświeżony wygląd bloga ^w^
Piszę również z dobrą nowiną, a konkretnie...
SZYKUJE SIĘ NOWE OPOWIADANIE!
Tak, tak. Tym razem na pewno gdyż jest już jakaś połowa napisana. Mam nadzieję, że przez brak aktywności nas nie zostawiliście prawda? Zaglądałam w statystyki i widzę, że jednak ktoś przegląda więc mordka mi się uśmiechnęła.
Jeśli dobrze pójdzie to już niedługo będziecie mogli przeczytać kolejne opowiadanie.
Nie zdradzam paringu, więc nie pytajcie Pysie.
No to ten.. Hwaiting!
Mam nadzieję, że spodoba wam się nieco odświeżony wygląd bloga ^w^
Piszę również z dobrą nowiną, a konkretnie...
SZYKUJE SIĘ NOWE OPOWIADANIE!
Tak, tak. Tym razem na pewno gdyż jest już jakaś połowa napisana. Mam nadzieję, że przez brak aktywności nas nie zostawiliście prawda? Zaglądałam w statystyki i widzę, że jednak ktoś przegląda więc mordka mi się uśmiechnęła.
Jeśli dobrze pójdzie to już niedługo będziecie mogli przeczytać kolejne opowiadanie.
Nie zdradzam paringu, więc nie pytajcie Pysie.
No to ten.. Hwaiting!
sobota, 6 września 2014
niedziela, 9 lutego 2014
Dzień w szkole
No i jest kolejny ff! Dedykujemy go Bryzie i Izzy. Zapraszam do czytania!
KAI - Yumi
D.O - Nami
Kolejny nudny dzień. Otworzyłem oczy i przetarłem je ręką. Trzasnąłem w znienawidzony przedmiot nazywany budzikiem. Za oknem jeszcze było ciemno, a ja musiałem już wstać do tej beznadziejnej szkoły. Czasem zastanawiałem się po co ja tam chodzę. Ciągle uczą tego samego. W dodatku stresują nas egzaminami, które mają rzekomo wpłynąć na nasze przyszłe życie. Szczerze mówiąc pilnym uczniem to ja nie jestem. Wolę beztroskie życie. Imprezy. Wiadomo przecież. Raczej każdy chłopak w moim wieku chciałby żyć jak ja. Dziewczyny? Hah. Mogłem mieć każdą. Leciały na mnie jak głupie. A dlaczego nie miałem? Może to dla tego, że moje związki kończyły się zbyt szybko. Wolę zabawić się na imprezie niż angażować się w coś głębszego.
Zerwałem się z łóżka jak poparzony gdy tuż przy moim uchu rozbrzmiał wysoki głos śpiewający "Hi my name is whatever you call me..." No i tutaj moja ulubiona, a jednocześnie znienawidzona piosenka zamilkła po wyłączeniu budzika. Ludzie. Od ilu dni już mam zmienić dźwięk budzika? Zaspany ułożyłem dłoń na górze twarzy i zjechałem nią kończąc na ciągnięciu mojej dolnej wargi w dół. Oblizałem usta. Ugh. Sucho. Wstałem i rutynowo krokiem godnym zombie ruszyłem do łazienki gdzie wykonałem wszystkie niezbędne poranne czynności, ułożyłem włosy, nałożyłem mundurek i chwytając plecak ruszyłem na dół. Dom był już pusty norma. I tak wyglądał każdy mój poranek. Wyruszałem do szkoły bo był to obowiązek. Szczerze jeszcze nie poznałem kogoś kto zaliczyłby szkołę do przyjemności. Chociaż nie narzekam na oceny. Dotarłem pod bramę szkoły. Usłyszałem znajomy głos. - Kyungsoo! Do Kyungsoo! - no tak. Baekhyun. Mój najlepszy przyjaciel z którym znałem się od kołyski. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech gdy nagle poczułem jak coś albo ktoś uderza mnie w ramie. Odwróciłem się. No tak. Kim Jongin.
Gdy wreszcie wywlokłem się z łóżka szybko wykonałem poranną toaletę ubrałem się w mundurek, który jednak nosiłem nieco inaczej niż inni. Chwyciłem torbę i przy drzwiach krzyknąłem:
- Wychodzę!
Ruszyłem w kierunku znienawidzonego przez wiele osób budynku. Już z daleka poznałem jedną sylwetkę. KyungSoo. Taka nasza klasowa fajtłapa. Jakoś niezbyt za sobą przepadamy. Podszedłem do niego od tyłu i złapałem go za ramię ściskając je.
- No cześć, hyung. Co u ciebie? - spytałem tak gdyby mnie to obchodziło.
- Jakoś leci. - odpowiedział sucho i strząsnął moją dłoń.
Spojrzałem na niego wzrokiem pod wpływem, którego jego ciało pokryło się gęsią skórką.
Wzdrygnąłem się mimowolnie czując jego wzrok. Po chwili postanowiłem przerwać ciszę.
- Skoro tylko tyle miałeś do powiedzenia to spadam. Narka. - odwróciłem się do Baekhyuna który stał obserwując całą sytuację. Po wyrazie jego twarzy widać było, że intensywnie o czymś myślał. Lekko stuknąłem go palcem w czoło.
- Nie śpij. Ukochana szkoła czeka
- Aaa. Sorka. Zamyśliłem się. - kiedy trochę oddaliśmy się od Jongina zaczął mówić.
- Ej. Zauważyłeś że Jongin codziennie podchodzi do ciebie rano żeby się przywitać? To nie dziwne? Niezbyt go lubisz z tego co wiem. - spojrzałem na Baekhyuna. Teraz zwróciłem na to uwagę. Niezbyt się znamy, pomijając to, że wyjątkowo lubi mi dokuczać a chyba jeszcze nigdy nie przepuścił okazji by się rano ze mną przywitać.
- Taa to... Dziwne. - powiedziałem nie chcąc wdrażać się w ten temat z Baekhyunem. Znając jego przez najbliższy tydzień trułby mi swoimi jakże znawczymi opiniami i spekulacjami na ten jeden temat.
Gdy odszedł nadal wpatrywałem się w KyungSoo. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie Chen.
- Co się tak na niego gapisz? - spytał.
- Wcale nie. - odparłem wzruszając ramionami.
- Jaasne. Aż się ślinisz jak widzisz jego tyłek. - zaśmiał się.
- Jongdae stul pysk. - szturchnąłem w ramię.
- No widzisz. Prawda boli. Lecę na lekcje! - rzucił na odchodnym i pomachał. Znów stałem patrząc się w punkt przed sobą. Czyżby ten idiota miał rację? Ja.. Niby zachowuję się jak cham ale lubię tego kolesia. Jakoś.. jego widok poprawia mi humor. A co do jego tyłka. Chen chyba serio ma rację... Muszę z nim o tym pogadać na najbliższej przerwie.
Siedziałem w ławce na lekcji matematyki u pana Taecyeona. To był chyba jedyny nauczyciel który mnie nie lubił. Albo może i lubił, ale jego sposoby motywacji nie były zbyt przyjemne. Kiedy sprawdzian na którym zdobyć można było 50 punktów zdobyłem przykładowo 47, byłem non stop męczony słowami "Do Kyungsoo zawiodłem się na tobie. Myślałem że masz większe możliwości" i tak na każdej lekcji kombinował tak, żeby wtrącić tekst o tym, jak to ja się na owym sprawdzianie nie popisałem. Ta. Uroki bycia przykładnym uczniem. Gapiłem się w widok za oknem. Nawet nie zauważyłem gdy tematem moich rozmyślań stał się Kai i jego zachowanie. Może Baekhyun ma racje. Nagle poczułem jak coś małego odbija się od mojego ramienia i spada na podłogę. Odwróciłem się i zauważyłem wzrok Baeka wskazujący małą papierową kuleczkę leżąca na ziemi. Podniosłem ją i rozwinąłem. "Skupiaj się na matematyce a nie na piękności twojego ciemnego łobuza." Poczułem jak ciepło wpływa mi na policzki. Szybko napisałem jedno słowo na karteczce i odwróciłem się żeby ją rzucić. Zamarłem w bezruchu. Przede mną stał nauczyciel z wyciągniętą ręką. Wypuściłem ciężko powietrze i położyłem na jego dłoni kuleczkę. Otworzył stety niestety stroną ozdobioną moim pismem. Na środku widniało jedno słowo. "SPIERDALAJ" Taecyeon zmarszczył brwi i spojrzał na mnie tak jakby chciał mnie zabić.
- Mam nadzieję, że nie ma pan planów. Czas po szkole spędzi pan w kozie. - odszedł zostawiając mnie w osłupieniu. Kurwa. Rodzice mnie zabiją. Ja przykładny kujonek siedzący w kozie... Poczułem się jakbym był skazańcem czekającym na ścięcie. Tym bardziej że dla moich rodziców nie ma nic ważniejszego od reputacji. Ich cudowny synek w kozie... Dzwonek. Wyszedłem z sali a za mną wybiegł Baekhyun.
- Sorki stary. Nie wiedziałem że Taec się tak zainteresuje.
- Dobra to nic. Jakoś przeżyję.... Może.
Zwyczajnie nie chciało mi się iść na pierwszą lekcję, więc poszedłem za szkołę gdzie na przerwach spotykałem się z kumplami. Po chwili zeszła się reszta grupy. Przywitałem się z nimi i odciągnąłem Chena na bok. Wyjął skręta i zaczął go palić.
- Ej stary... Chyba masz rację. Ten kujonek mi z głowy nie wyłazi..
- No mówiłem. Zaufaj mi, ja się znam na tych sprawach. - uśmiechnął się znacząco podając mi papierosa. Wziąłem go do rąk i zaciągnąłem się po chwili wypuszczając kłęb szarego dymu z ust wprost przed siebie. Gdy ta mgiełka się rozmyła przede mną nie było Chena tylko wicedyrektorka. Wyrzuciłem peta za siebie wiedząc, że to i tak nic nie da.
- Widzę, że ktoś lubi naruszać szkolny regulamin. W takim razie zapraszam do kozy dziś po lekcjach. - powiedziała i wlepiła mi papier na którym musiałem mieć podpis, że odsiedziałem "wyrok". W myślach przeklinałem Jongdae i obmyślałem plan jak się na nim zemścić Chwytając torbę przerzuciłem ją przez ramię i powolnym krokiem ruszyłem w stronę głównego wejścia do szkoły.
Ostatnia lekcja dobiegała końca. Teraz do mnie dochodziło, że sory Baekkie ale masz kolegę który nie będzie wracał dziś razem z tobą do domu dlatego że chciał żebyś spierdalał. Spakowałem książki do plecaka, zarzuciłem go na ramię i wyszedłem z klasy razem z przyjacielem z którym po chwili się pożegnałem. Powlokłem się do sali polonistycznej w której miałem spędzić czas. Otworzyłem drzwi. Oczy mi się lekko rozszerzyły na widok wnętrza sali. A raczej tego kto tam był.
Leniwie podniosłem głowę od ławki gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę. Pierwsza myśl? "Co on tu kurwa robi?" Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Chyba pomyliłeś klasy. Zajęcia dodatkowe piętro wyżej. - powiedziałem.
- Ja.. nie na zajęcia. Tylko do kozy. - wysyczał.
- Coo...?! Ty i koza? No to się porobiło. - zaśmiałem się. - Co zrobiłeś? Nie zamknąłeś drzwi od klasy czy gąbkę źle zmoczyłeś? - nadal się śmiałem.
- Nie. Napisałem koledze, żeby spierdalał.
- No, no. Widzę kujonek dostaje różki.
- Błagam cię. Zamknij się.
- Ale dlaczego?
- Bo nie chcę z tobą gadać.
- Ale dlaczego?
- Bo kurwa nie chcę.
- Ale dlaczego? - powtórzyłem trzeci raz to samo pytanie wstając ze swojego miejsca a potem usadawiając swój tyłek na stoliku przy którym siedział D.O.
Podniosłem na niego wzrok starając się żeby był jak najbardziej pogardliwy.
- Najprostsza możliwa odpowiedź. Bo mnie wkurwiasz. - uniosłem głowę unosząc jeden kącik ust i stukając palcami o blat stolika.
- A teraz jeśli byłbyś na tyle miły won mi z ławki. - Kai popatrzył na mnie lekko zdziwiony. Po chwili zbliżył swoją twarz do mojej. Ja twardo trwałem w bezruchu patrząc mu prosto w oczy.
- A co jeśli nie mam ochoty?
Spojrzałem śmiało w jego oczy. Był tak pewny siebie. W głowie miałem jedną myśl i byłem niezwykle ciekaw jego reakcji. Nachyliłem się jeszcze bardziej. Zauważyłem, że lekko drgnął, a z jego oczu zniknęła pewność. Lekko uniosłem kącik ust i przechyliłem głowę. Jedną rękę wplotłem mu we włosy, a sekundę później złączyłem nasze usta. Opierał się. Na szczęście tylko na początku.
Kyungsoo jedno z największych ciasteczek w szkole cię całuje. Nagle poczułem jak rozpina mi koszulę. W jeden dzień stracić dziewictwo i trafić do kozy. Chwila. Jakie kurwa stracić dziewictwo!? On pewnie chce mnie wykorzystać. Jęknąłem czując jak masując mój język zsuwa mnie z krzesła. Nie mogę... Ludzie ale on dobrze całuje. Walczyłem sam ze sobą. Położyłem ręce na jego klatce lekko go odpychając. Przez intensywność jego pocałunku straciłem całą moją siłę. D.O. ale się dajesz. Karciłem sam siebie w myślach ale nie dawałem rady go odepchnąć.
Nawet nie zauważyłem gdy zacząłem rozpinać jego koszulę. Jezu.. Jak mi było gorąco. Z minuty na minutę pragnąłem go coraz bardziej. Ale właśnie. W mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. To miłość czy pożądanie? W dodatku.. Mamy to zrobić tu?
- Uhh.. - sapnąłem odsuwając się od niego. - Lepiej zamknę to drzwi.. - wstałem, chwyciłem klucz z biurka i poszedłem przekręcić drzwi od klasy.
- Niezłego syfu byśmy sobie narobili gdyby tu ktoś wszedł. - powiedziałem i przejechałem palcem po policzku D.O. - To na czym skończyliśmy, hyung? - uśmiechnąłem się.
Hyung. I ten uśmiech. Zagryzłem wargę patrząc na niego z obawą. Naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Ehh... Całe życie byłem grzeczny... Chuj tam. Raz się żyję. Rzuciłem się na niego przewracając go na podłogę. Kompletnie wyłączyłem myślenie. Skupiłem się na tym żeby jak najwięcej czuć. Umieściłem swoje kolano między jego.nogami. Był już cholernie twardy. Ocierałem się o niego jednocześnie wsuwając język do jego ust. Dominowałem. Ale nie na długo.
Podobało mi się to jak starał się dominować. Dałem mu tą chwilę szczęścia jednak po chwili to on leżał pode mną. Schyliłem się.
- Jesteś taki śliczny. - wymruczałem mu do ucha ponownie się podnosząc. Odchyliłem rozpiętą już dawno koszulę. Widać, że ćwiczył. Ten niezły kaloryferek to potwierdzał. Opuszkami palców przejechałem po jego miękkich wargach by po chwili brutalnie się w nie wpić. Były takie słodkie. Ustami zacząłem wyznaczać drogę w dół aż do krawędzi jego spodni. Uniosłem wzrok i oblizałem wargę po czym zacząłem majstrować przy jego spodniach.
Leżałem pod nim jak taki wijący się węgorz. Widać było że wie co robi. Poczułem jak zsuwa mi spodnie i zaczyna zajmować się moim penisem. Jęknąłem cicho czując jego dotyk. Przekląłem.czując jak jego usta i język zaczynają pracować. Uśmiechnął się. Doszedłem całkiem szybko. Zdziwiło mnie to, że połknął wszystko. Potem zaczął zdejmować spodnie uwalniając swoją bestię. Był duży. I to bardzo.
Zauważyłem jak podniósł się do siadu. Delikatnie mnie popchnął i wylądowałem na plecach. Poczułem jego dłoń na tym wrażliwym miejscu. Czyżby mu się spodobało i chciał się odwdzięczyć? W sumie nie mam nic przeciwko. Uśmiechnąłem się lekko, a on niepewnie się nachylił i pocałował czubek.
- Nie rób tego jeśli nie chcesz. - powiedziałem spokojnie głaszcząc go po puszystych włosach. Po chwili jednak poczułem jego ciepły język, który wywołał we mnie falę przyjemnych dreszczy. - KyungSoo.. Ja zaraz.. - ostrzegłem go jednak się nie odsunął. Zaśmiałem się w duchu. Niby taki grzeczny kujonek, a właśnie mi obciągnął. Po chwili wstał.
- Co jest? - spytałem.
- Ta cała sytuacja jest jakaś dziwna... - odparł.
- Zaraz tam dziwna. Po prostu lepiej się poznajemy.. Zaczynając od aspektów fizycznych no ale od czegoś trzeba zacząć. - obdarzyłem go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Dzięki temu uśmiechowi znów opadł na podłogę i przyciągnął mnie do siebie patrząc prosto w oczy spytał:
- Po co to robisz? Bycie zabawką nie jest przyjemne.
- A kto powiedział, że jesteś zabawką? - Tak mnie traktujesz.
- Nawet tak nie myśl. - zaprotestowałem szybko. - Dzisiaj... Chen uświadomił mi, że nie jesteś mi obojętny. Czasem nie mogę przestać o tobie myśleć. Nawet gdy nie chcę to moje myśli zawsze kierowały się na ciebie. Mimo tego, że byłem chamski wobec ciebie to zawsze się z tobą witałem bo widok twojej uśmiechniętej twarzy dawał mi jakąś siłę do życia. KyungSoo. Ja... Ja cię chyba po prostu kocham. - ostatnie zdanie wypowiedziałem patrząc mu prosto w oczy.
Nagle sam nie wiem czemu poczułem jak moje oczy szklą się od łez. Przyciągnąłem go do siebie. Ten pocałunek był inny. Delikatny. Wypełniony uczuciami.
- Ja ciebie też - wyszeptałem uśmiechając się. Po chwili niezauważalnie ścisnąłem jego członka. Mój uśmiech stał się jeszcze większy na widok grymasu na jego twarzy. - Skończmy to. Nie musiałem powtarzać. Po chwili czułem jak dotyka mojej dziurki. Wsuwa jeden palec. Skrzywiłem się. Nie było to zbytnio przyjemne. Starałem się nie ruszać gdy zaczął mnie rozszerzać dwoma palcami. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Ten moment. Kiwnąłem głową i w tym samym momencie poczułem jak we mnie wchodzi. Zacisnąłem zęby a po moich policzkach popłynęły łzy. Zatrzymał się. Czułem że ciężko mu wytrzymać. Gdy się przyzwyczaiłem sam zacząłem poruszać biodrami. Gdy to zauważył maksymalnie przyspieszył tempa za każdym razem uderzając w moją prostatę. Krew spływała po mojej brodzie z wargi, którą cały czas zagryzałem by nie wrzeszczeć. Wbijałem paznokcie w plecy Kaia, drapałem je. Wciąż utrzymywał tempo a ja poczułem że już długo nie wytrzymam.
Poczułem jak coś spływa mi po plecach. Domyśliłem się, że to pewnie krew bo nieźle wbijał mi w nie paznokcie. Dopasowałem tempo idealnie do niego. Kilka szybkich i mocnych pnięć wyniosło nas na wyżyny przyjemności czego potwierdzeniem były dwa stłumione jęki. Poczułem przyjemne ciepło gdy doszedł, a ja chwilę później rozlewając się w nim. Opadłem zmęczony obok. Odruchowo zerknąłem na zegar wiszący nad tablicą.
- Siedzieliśmy tu o godzinę za długo. - zaśmiałem się. - No ale takie kary to ja mogę dostawać częściej. - cmoknąłem go w policzek.
- Kara? Dla mnie to była bardziej nagroda. - zaśmiał się i obdarzył mnie uroczym uśmiechem.
KAI - Yumi
D.O - Nami
Kolejny nudny dzień. Otworzyłem oczy i przetarłem je ręką. Trzasnąłem w znienawidzony przedmiot nazywany budzikiem. Za oknem jeszcze było ciemno, a ja musiałem już wstać do tej beznadziejnej szkoły. Czasem zastanawiałem się po co ja tam chodzę. Ciągle uczą tego samego. W dodatku stresują nas egzaminami, które mają rzekomo wpłynąć na nasze przyszłe życie. Szczerze mówiąc pilnym uczniem to ja nie jestem. Wolę beztroskie życie. Imprezy. Wiadomo przecież. Raczej każdy chłopak w moim wieku chciałby żyć jak ja. Dziewczyny? Hah. Mogłem mieć każdą. Leciały na mnie jak głupie. A dlaczego nie miałem? Może to dla tego, że moje związki kończyły się zbyt szybko. Wolę zabawić się na imprezie niż angażować się w coś głębszego.
Zerwałem się z łóżka jak poparzony gdy tuż przy moim uchu rozbrzmiał wysoki głos śpiewający "Hi my name is whatever you call me..." No i tutaj moja ulubiona, a jednocześnie znienawidzona piosenka zamilkła po wyłączeniu budzika. Ludzie. Od ilu dni już mam zmienić dźwięk budzika? Zaspany ułożyłem dłoń na górze twarzy i zjechałem nią kończąc na ciągnięciu mojej dolnej wargi w dół. Oblizałem usta. Ugh. Sucho. Wstałem i rutynowo krokiem godnym zombie ruszyłem do łazienki gdzie wykonałem wszystkie niezbędne poranne czynności, ułożyłem włosy, nałożyłem mundurek i chwytając plecak ruszyłem na dół. Dom był już pusty norma. I tak wyglądał każdy mój poranek. Wyruszałem do szkoły bo był to obowiązek. Szczerze jeszcze nie poznałem kogoś kto zaliczyłby szkołę do przyjemności. Chociaż nie narzekam na oceny. Dotarłem pod bramę szkoły. Usłyszałem znajomy głos. - Kyungsoo! Do Kyungsoo! - no tak. Baekhyun. Mój najlepszy przyjaciel z którym znałem się od kołyski. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech gdy nagle poczułem jak coś albo ktoś uderza mnie w ramie. Odwróciłem się. No tak. Kim Jongin.
Gdy wreszcie wywlokłem się z łóżka szybko wykonałem poranną toaletę ubrałem się w mundurek, który jednak nosiłem nieco inaczej niż inni. Chwyciłem torbę i przy drzwiach krzyknąłem:
- Wychodzę!
Ruszyłem w kierunku znienawidzonego przez wiele osób budynku. Już z daleka poznałem jedną sylwetkę. KyungSoo. Taka nasza klasowa fajtłapa. Jakoś niezbyt za sobą przepadamy. Podszedłem do niego od tyłu i złapałem go za ramię ściskając je.
- No cześć, hyung. Co u ciebie? - spytałem tak gdyby mnie to obchodziło.
- Jakoś leci. - odpowiedział sucho i strząsnął moją dłoń.
Spojrzałem na niego wzrokiem pod wpływem, którego jego ciało pokryło się gęsią skórką.
Wzdrygnąłem się mimowolnie czując jego wzrok. Po chwili postanowiłem przerwać ciszę.
- Skoro tylko tyle miałeś do powiedzenia to spadam. Narka. - odwróciłem się do Baekhyuna który stał obserwując całą sytuację. Po wyrazie jego twarzy widać było, że intensywnie o czymś myślał. Lekko stuknąłem go palcem w czoło.
- Nie śpij. Ukochana szkoła czeka
- Aaa. Sorka. Zamyśliłem się. - kiedy trochę oddaliśmy się od Jongina zaczął mówić.
- Ej. Zauważyłeś że Jongin codziennie podchodzi do ciebie rano żeby się przywitać? To nie dziwne? Niezbyt go lubisz z tego co wiem. - spojrzałem na Baekhyuna. Teraz zwróciłem na to uwagę. Niezbyt się znamy, pomijając to, że wyjątkowo lubi mi dokuczać a chyba jeszcze nigdy nie przepuścił okazji by się rano ze mną przywitać.
- Taa to... Dziwne. - powiedziałem nie chcąc wdrażać się w ten temat z Baekhyunem. Znając jego przez najbliższy tydzień trułby mi swoimi jakże znawczymi opiniami i spekulacjami na ten jeden temat.
Gdy odszedł nadal wpatrywałem się w KyungSoo. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie Chen.
- Co się tak na niego gapisz? - spytał.
- Wcale nie. - odparłem wzruszając ramionami.
- Jaasne. Aż się ślinisz jak widzisz jego tyłek. - zaśmiał się.
- Jongdae stul pysk. - szturchnąłem w ramię.
- No widzisz. Prawda boli. Lecę na lekcje! - rzucił na odchodnym i pomachał. Znów stałem patrząc się w punkt przed sobą. Czyżby ten idiota miał rację? Ja.. Niby zachowuję się jak cham ale lubię tego kolesia. Jakoś.. jego widok poprawia mi humor. A co do jego tyłka. Chen chyba serio ma rację... Muszę z nim o tym pogadać na najbliższej przerwie.
Siedziałem w ławce na lekcji matematyki u pana Taecyeona. To był chyba jedyny nauczyciel który mnie nie lubił. Albo może i lubił, ale jego sposoby motywacji nie były zbyt przyjemne. Kiedy sprawdzian na którym zdobyć można było 50 punktów zdobyłem przykładowo 47, byłem non stop męczony słowami "Do Kyungsoo zawiodłem się na tobie. Myślałem że masz większe możliwości" i tak na każdej lekcji kombinował tak, żeby wtrącić tekst o tym, jak to ja się na owym sprawdzianie nie popisałem. Ta. Uroki bycia przykładnym uczniem. Gapiłem się w widok za oknem. Nawet nie zauważyłem gdy tematem moich rozmyślań stał się Kai i jego zachowanie. Może Baekhyun ma racje. Nagle poczułem jak coś małego odbija się od mojego ramienia i spada na podłogę. Odwróciłem się i zauważyłem wzrok Baeka wskazujący małą papierową kuleczkę leżąca na ziemi. Podniosłem ją i rozwinąłem. "Skupiaj się na matematyce a nie na piękności twojego ciemnego łobuza." Poczułem jak ciepło wpływa mi na policzki. Szybko napisałem jedno słowo na karteczce i odwróciłem się żeby ją rzucić. Zamarłem w bezruchu. Przede mną stał nauczyciel z wyciągniętą ręką. Wypuściłem ciężko powietrze i położyłem na jego dłoni kuleczkę. Otworzył stety niestety stroną ozdobioną moim pismem. Na środku widniało jedno słowo. "SPIERDALAJ" Taecyeon zmarszczył brwi i spojrzał na mnie tak jakby chciał mnie zabić.
- Mam nadzieję, że nie ma pan planów. Czas po szkole spędzi pan w kozie. - odszedł zostawiając mnie w osłupieniu. Kurwa. Rodzice mnie zabiją. Ja przykładny kujonek siedzący w kozie... Poczułem się jakbym był skazańcem czekającym na ścięcie. Tym bardziej że dla moich rodziców nie ma nic ważniejszego od reputacji. Ich cudowny synek w kozie... Dzwonek. Wyszedłem z sali a za mną wybiegł Baekhyun.
- Sorki stary. Nie wiedziałem że Taec się tak zainteresuje.
- Dobra to nic. Jakoś przeżyję.... Może.
Zwyczajnie nie chciało mi się iść na pierwszą lekcję, więc poszedłem za szkołę gdzie na przerwach spotykałem się z kumplami. Po chwili zeszła się reszta grupy. Przywitałem się z nimi i odciągnąłem Chena na bok. Wyjął skręta i zaczął go palić.
- Ej stary... Chyba masz rację. Ten kujonek mi z głowy nie wyłazi..
- No mówiłem. Zaufaj mi, ja się znam na tych sprawach. - uśmiechnął się znacząco podając mi papierosa. Wziąłem go do rąk i zaciągnąłem się po chwili wypuszczając kłęb szarego dymu z ust wprost przed siebie. Gdy ta mgiełka się rozmyła przede mną nie było Chena tylko wicedyrektorka. Wyrzuciłem peta za siebie wiedząc, że to i tak nic nie da.
- Widzę, że ktoś lubi naruszać szkolny regulamin. W takim razie zapraszam do kozy dziś po lekcjach. - powiedziała i wlepiła mi papier na którym musiałem mieć podpis, że odsiedziałem "wyrok". W myślach przeklinałem Jongdae i obmyślałem plan jak się na nim zemścić Chwytając torbę przerzuciłem ją przez ramię i powolnym krokiem ruszyłem w stronę głównego wejścia do szkoły.
Ostatnia lekcja dobiegała końca. Teraz do mnie dochodziło, że sory Baekkie ale masz kolegę który nie będzie wracał dziś razem z tobą do domu dlatego że chciał żebyś spierdalał. Spakowałem książki do plecaka, zarzuciłem go na ramię i wyszedłem z klasy razem z przyjacielem z którym po chwili się pożegnałem. Powlokłem się do sali polonistycznej w której miałem spędzić czas. Otworzyłem drzwi. Oczy mi się lekko rozszerzyły na widok wnętrza sali. A raczej tego kto tam był.
Leniwie podniosłem głowę od ławki gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę. Pierwsza myśl? "Co on tu kurwa robi?" Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Chyba pomyliłeś klasy. Zajęcia dodatkowe piętro wyżej. - powiedziałem.
- Ja.. nie na zajęcia. Tylko do kozy. - wysyczał.
- Coo...?! Ty i koza? No to się porobiło. - zaśmiałem się. - Co zrobiłeś? Nie zamknąłeś drzwi od klasy czy gąbkę źle zmoczyłeś? - nadal się śmiałem.
- Nie. Napisałem koledze, żeby spierdalał.
- No, no. Widzę kujonek dostaje różki.
- Błagam cię. Zamknij się.
- Ale dlaczego?
- Bo nie chcę z tobą gadać.
- Ale dlaczego?
- Bo kurwa nie chcę.
- Ale dlaczego? - powtórzyłem trzeci raz to samo pytanie wstając ze swojego miejsca a potem usadawiając swój tyłek na stoliku przy którym siedział D.O.
Podniosłem na niego wzrok starając się żeby był jak najbardziej pogardliwy.
- Najprostsza możliwa odpowiedź. Bo mnie wkurwiasz. - uniosłem głowę unosząc jeden kącik ust i stukając palcami o blat stolika.
- A teraz jeśli byłbyś na tyle miły won mi z ławki. - Kai popatrzył na mnie lekko zdziwiony. Po chwili zbliżył swoją twarz do mojej. Ja twardo trwałem w bezruchu patrząc mu prosto w oczy.
- A co jeśli nie mam ochoty?
Spojrzałem śmiało w jego oczy. Był tak pewny siebie. W głowie miałem jedną myśl i byłem niezwykle ciekaw jego reakcji. Nachyliłem się jeszcze bardziej. Zauważyłem, że lekko drgnął, a z jego oczu zniknęła pewność. Lekko uniosłem kącik ust i przechyliłem głowę. Jedną rękę wplotłem mu we włosy, a sekundę później złączyłem nasze usta. Opierał się. Na szczęście tylko na początku.
Kyungsoo jedno z największych ciasteczek w szkole cię całuje. Nagle poczułem jak rozpina mi koszulę. W jeden dzień stracić dziewictwo i trafić do kozy. Chwila. Jakie kurwa stracić dziewictwo!? On pewnie chce mnie wykorzystać. Jęknąłem czując jak masując mój język zsuwa mnie z krzesła. Nie mogę... Ludzie ale on dobrze całuje. Walczyłem sam ze sobą. Położyłem ręce na jego klatce lekko go odpychając. Przez intensywność jego pocałunku straciłem całą moją siłę. D.O. ale się dajesz. Karciłem sam siebie w myślach ale nie dawałem rady go odepchnąć.
Nawet nie zauważyłem gdy zacząłem rozpinać jego koszulę. Jezu.. Jak mi było gorąco. Z minuty na minutę pragnąłem go coraz bardziej. Ale właśnie. W mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. To miłość czy pożądanie? W dodatku.. Mamy to zrobić tu?
- Uhh.. - sapnąłem odsuwając się od niego. - Lepiej zamknę to drzwi.. - wstałem, chwyciłem klucz z biurka i poszedłem przekręcić drzwi od klasy.
- Niezłego syfu byśmy sobie narobili gdyby tu ktoś wszedł. - powiedziałem i przejechałem palcem po policzku D.O. - To na czym skończyliśmy, hyung? - uśmiechnąłem się.
Hyung. I ten uśmiech. Zagryzłem wargę patrząc na niego z obawą. Naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Ehh... Całe życie byłem grzeczny... Chuj tam. Raz się żyję. Rzuciłem się na niego przewracając go na podłogę. Kompletnie wyłączyłem myślenie. Skupiłem się na tym żeby jak najwięcej czuć. Umieściłem swoje kolano między jego.nogami. Był już cholernie twardy. Ocierałem się o niego jednocześnie wsuwając język do jego ust. Dominowałem. Ale nie na długo.
Podobało mi się to jak starał się dominować. Dałem mu tą chwilę szczęścia jednak po chwili to on leżał pode mną. Schyliłem się.
- Jesteś taki śliczny. - wymruczałem mu do ucha ponownie się podnosząc. Odchyliłem rozpiętą już dawno koszulę. Widać, że ćwiczył. Ten niezły kaloryferek to potwierdzał. Opuszkami palców przejechałem po jego miękkich wargach by po chwili brutalnie się w nie wpić. Były takie słodkie. Ustami zacząłem wyznaczać drogę w dół aż do krawędzi jego spodni. Uniosłem wzrok i oblizałem wargę po czym zacząłem majstrować przy jego spodniach.
Leżałem pod nim jak taki wijący się węgorz. Widać było że wie co robi. Poczułem jak zsuwa mi spodnie i zaczyna zajmować się moim penisem. Jęknąłem cicho czując jego dotyk. Przekląłem.czując jak jego usta i język zaczynają pracować. Uśmiechnął się. Doszedłem całkiem szybko. Zdziwiło mnie to, że połknął wszystko. Potem zaczął zdejmować spodnie uwalniając swoją bestię. Był duży. I to bardzo.
Zauważyłem jak podniósł się do siadu. Delikatnie mnie popchnął i wylądowałem na plecach. Poczułem jego dłoń na tym wrażliwym miejscu. Czyżby mu się spodobało i chciał się odwdzięczyć? W sumie nie mam nic przeciwko. Uśmiechnąłem się lekko, a on niepewnie się nachylił i pocałował czubek.
- Nie rób tego jeśli nie chcesz. - powiedziałem spokojnie głaszcząc go po puszystych włosach. Po chwili jednak poczułem jego ciepły język, który wywołał we mnie falę przyjemnych dreszczy. - KyungSoo.. Ja zaraz.. - ostrzegłem go jednak się nie odsunął. Zaśmiałem się w duchu. Niby taki grzeczny kujonek, a właśnie mi obciągnął. Po chwili wstał.
- Co jest? - spytałem.
- Ta cała sytuacja jest jakaś dziwna... - odparł.
- Zaraz tam dziwna. Po prostu lepiej się poznajemy.. Zaczynając od aspektów fizycznych no ale od czegoś trzeba zacząć. - obdarzyłem go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Dzięki temu uśmiechowi znów opadł na podłogę i przyciągnął mnie do siebie patrząc prosto w oczy spytał:
- Po co to robisz? Bycie zabawką nie jest przyjemne.
- A kto powiedział, że jesteś zabawką? - Tak mnie traktujesz.
- Nawet tak nie myśl. - zaprotestowałem szybko. - Dzisiaj... Chen uświadomił mi, że nie jesteś mi obojętny. Czasem nie mogę przestać o tobie myśleć. Nawet gdy nie chcę to moje myśli zawsze kierowały się na ciebie. Mimo tego, że byłem chamski wobec ciebie to zawsze się z tobą witałem bo widok twojej uśmiechniętej twarzy dawał mi jakąś siłę do życia. KyungSoo. Ja... Ja cię chyba po prostu kocham. - ostatnie zdanie wypowiedziałem patrząc mu prosto w oczy.
Nagle sam nie wiem czemu poczułem jak moje oczy szklą się od łez. Przyciągnąłem go do siebie. Ten pocałunek był inny. Delikatny. Wypełniony uczuciami.
- Ja ciebie też - wyszeptałem uśmiechając się. Po chwili niezauważalnie ścisnąłem jego członka. Mój uśmiech stał się jeszcze większy na widok grymasu na jego twarzy. - Skończmy to. Nie musiałem powtarzać. Po chwili czułem jak dotyka mojej dziurki. Wsuwa jeden palec. Skrzywiłem się. Nie było to zbytnio przyjemne. Starałem się nie ruszać gdy zaczął mnie rozszerzać dwoma palcami. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Ten moment. Kiwnąłem głową i w tym samym momencie poczułem jak we mnie wchodzi. Zacisnąłem zęby a po moich policzkach popłynęły łzy. Zatrzymał się. Czułem że ciężko mu wytrzymać. Gdy się przyzwyczaiłem sam zacząłem poruszać biodrami. Gdy to zauważył maksymalnie przyspieszył tempa za każdym razem uderzając w moją prostatę. Krew spływała po mojej brodzie z wargi, którą cały czas zagryzałem by nie wrzeszczeć. Wbijałem paznokcie w plecy Kaia, drapałem je. Wciąż utrzymywał tempo a ja poczułem że już długo nie wytrzymam.
Poczułem jak coś spływa mi po plecach. Domyśliłem się, że to pewnie krew bo nieźle wbijał mi w nie paznokcie. Dopasowałem tempo idealnie do niego. Kilka szybkich i mocnych pnięć wyniosło nas na wyżyny przyjemności czego potwierdzeniem były dwa stłumione jęki. Poczułem przyjemne ciepło gdy doszedł, a ja chwilę później rozlewając się w nim. Opadłem zmęczony obok. Odruchowo zerknąłem na zegar wiszący nad tablicą.
- Siedzieliśmy tu o godzinę za długo. - zaśmiałem się. - No ale takie kary to ja mogę dostawać częściej. - cmoknąłem go w policzek.
- Kara? Dla mnie to była bardziej nagroda. - zaśmiał się i obdarzył mnie uroczym uśmiechem.
niedziela, 2 lutego 2014
Wspomnienie
Dedykuję to Zakurosan, która prosiła o ten paring. Nie jest długie ale włożyłam w to sporo serca.. Zapraszam do czytania! / Yumi
Przy biurku z długopisem w ręku siedział chłopak. Jego podkrążone oczy przykrywała jasna grzywka. Twarz i dłonie miał strasznie wychudzone. Wyglądał tak jakby borykał się z poważną chorobą, jednak jego do takiego stanu doprowadziło coś innego.
Przy biurku z długopisem w ręku siedział chłopak. Jego podkrążone oczy przykrywała jasna grzywka. Twarz i dłonie miał strasznie wychudzone. Wyglądał tak jakby borykał się z poważną chorobą, jednak jego do takiego stanu doprowadziło coś innego.
Wróćmy do przeszłości... Kiedyś, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Do czasu... Wszystko zaczęło się od kilku nic nie znaczących kłótni, które ja przeżywałem jak dziecko. Za każdym razem nie mogłem powstrzymać łez. Widziałeś to, ale nic z tym nie zrobiłeś. Nadal kontynuuowałeś tę beznadziejną sprzeczkę. Wiesz jak wtedy się czułem? Uwierzyłeś komuś, a nie mnie. Bardziej ufałeś znajomemu niż komuś kogo zapewniałeś, że kochasz? To przez Ciebie tak się stoczyłem. Przez Ciebie zacząłem palić. Alkoholem próbowałem choć na chwilę oderwać się od wspomnień. To jednak z czasem przestało pomagać. Lepszym rozwiązaniem były narkotyki. Po nich... Czułem się jak w niebie. Wszystko było takie kolorowe, piękne. Podobało mi się to życie bez zmartwień. Jednak... Ono nie trwało zbyt długo. Po pewnym czasie błogi stan ustępował i powracało cierpienie. Wiele razy sprawiałem sobie ból biorąc w dłonie błyszczące ostrze i kreśląc krwawe linie na różnych częściach ciała. | |
Czasem nawet układały się w słowo. Konkretnie Twoje imię. Oh Sehun... To nazwisko tak bardzo do Ciebie pasuje. Po tym jak odszedłeś poczułem się jak bezwartościowy przedmiot, który został porzucony przez właściciela bo mu się znudził. Nie czułem się człowiekiem. Papierosy, alkohol, narkotyki. To był mój świat. Rany otwarte, świat zamknięty. Żyłem wyobcowany od ludzi. Zacząłem się ich zwyczajnie bać. Jakikolwiek kontakt z nimi wywoływał we mnie strach. Traciłem wtedy poczucie bezpieczeństwa i tylko czekałem aż znów ktoś zada mi ból. To się jednak nie wydarzyło. Nikt nigdy nie zadał mi tak wiele cierpienia jak Ty. Przez nikogo nie wylałem tyle łez. Jedyną osobą jaka przy mnie została był mój przyjaciel. Widział co się ze mną dzieje i zawsze próbował mi pomóc. To właśnie dzięki niemu nadal żyję. Zrozumiałem, że życie należy do odważnych. Dzięki niemu poszedłem na odwyk. Mój wyniszczony organizm i psychika... Już nigdy nie wrócą do pierwotnego stanu. | |
Jednak mimo tego bólu, który czułem nie chcę zapominać chwil z Tobą. Czasem mam ochotę wyrzucić je wszystkie z pamięci lecz jest coś co mnie blokuje. Nadal nie mogę spać, ponieważ boję się, że ujrzę Cię w śnie. Nie chcę tego. Nie chcę mieć z Tobą już nic wspólnego. To co czuję jest bardzo dziwne.. Jednocześnie nienawidzę i kocham Cię całym sercem. Te uczucia czasem nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Pisząc to wszystko zastanawiam się po co to robię, skoro i tak nigdy tego nie przeczytasz. Może potrzebowałem czegoś takiego? Wylewając wszystko na papier robi mi się lżej na sercu. Chciałbym zapomnieć o przeszłości. Ale... Kto nie pamięta przeszłości będzie skazany na to, że ją przeżyje powtórnie, a ja nie chcę znów tego przeżywać. Wystarczająco się nacierpiałem i to właśnie przez Ciebie. Wiele razy siadałem na parapecie i bez celu wpatrywałem się w widok za oknem myśląc co teraz robisz. Byłem wtedy zupełnie odcięty. Nic do mnie nie docierało gdy pochłaniały mnie myśli o Tobie. | |
Zastanawiało mnie czy to co wtedy miałem przed oczyma było prawdą czy tylko moimi marzeniami. Lubię przypominać sobie nasze wspólnie spędzone chwile. Twój uśmiech, który zawsze wywoływał we mnie uczucie szczęścia. Twój dotyk pod którym przez moje ciało przechodziła fala przyjemnych dreszczy. Najmilszym wspomnieniem jest chyba dzień w parku rozrywki.. Pamiętasz? Bałem się wejść na diabelski młyn, a Ty nie zwracając uwagi na innych złapałeś mnie za rękę i obiecałeś nie puszczać aż do samego końca po czym obdarzyłeś mnie lekkim buziakiem w policzek. Ale niestety wracają również te złe wspomnienia. Kłótnie, które rujnowały nasz związek. Obiecywaliśmy sobie, że nigdy nie damy zniszczyć tego co nas łączy. Oboje nie dotrzymaliśmy obietnicy. To smutne... Zastanawiam się czy gdybym zawsze Ci ustępował i przyznawał rację to czy nadal bylibyśmy razem. Obwiniam się o wszystko choć wiem, że czasem Twoje pomysły były tak absurdalne... Nie cofnę czasu choć tak bardzo tego pragnę. | |
Oddałbym
wszystko co mam abyś tylko znów był obok. Wystarczyłoby zwykłe
"Wróciłem Jelonku". Zawsze byłem naburmuszony gdy nazywałeś mnie
Jelonkiem. Jednak teraz.. Mógłbyś mnie tak nazywać już zawsze. Tylko
jest jedna przeszkoda, która jest nie do pokonania. Ty nie wrócisz choć
nie wiadomo jak bardzo bym tego pragnął. Taka jest kolej rzeczy, a
najwidoczniej dla nas Bóg nie przewidział szczęśliwego zakończenia.
Najważniejsze, że po tym wszystkim się pozbierałem. Blizny jednak
przypominają o moim cierpieniu jak i głupocie. Gdziekolwiek jesteś
Sehunnie.. Wiedz, że Cię kocham.
Twój Luhan
| |
Po
chwili zgniótł ją i wrzucił do kominka gdzie ogniste języki zaczęły
wchłaniać papier. Ukucnął wpatrując się w to, co pozostało z kartki. - Kocham Cię - wyszeptał sam do siebie mając przed oczami osobę za którą oddałby własne życie bez chwili zastanowienia. |
piątek, 24 stycznia 2014
Niezwykły dar. - zapowiedź.
Taka niby zapowiedź(bo prologiem tego nie nazwę ;_; ) nowego opowiadania. Mam nadzieję, że to również wam się spodoba tak jak "Z życia wzięte".(Dwie notki jednego dnia. Szaleję xD)
Na pierwszy rzut oka wydaję się być zwyczajnym chłopakiem. Jednak... nie jestem nim. Nikt nie wie o mojej prawdziwej osobowości. Nawet mój najlepszy przyjaciel z którym znamy się od dawna. Nazywa się Yi Wu Fan i jest ode mnie starszy. Mówię na niego Kris. Jest wysoki i zabójczo przystojny. Tak, podoba mi się. Ma lśniące, puszyste blond włosy i piękne oczy w których można utonąć. Szkoda, ze nie zdaje sobie sprawy z tego jak głębokimi uczuciami go darzę. Sam chyba nigdy mu o tym się powiem by nie zrujnować naszych relacji. Poza tym.... Jestem tchórzem i zwyczajnie boję się odrzucenia.
***
Na pierwszy rzut oka wydaję się być zwyczajnym chłopakiem. Jednak... nie jestem nim. Nikt nie wie o mojej prawdziwej osobowości. Nawet mój najlepszy przyjaciel z którym znamy się od dawna. Nazywa się Yi Wu Fan i jest ode mnie starszy. Mówię na niego Kris. Jest wysoki i zabójczo przystojny. Tak, podoba mi się. Ma lśniące, puszyste blond włosy i piękne oczy w których można utonąć. Szkoda, ze nie zdaje sobie sprawy z tego jak głębokimi uczuciami go darzę. Sam chyba nigdy mu o tym się powiem by nie zrujnować naszych relacji. Poza tym.... Jestem tchórzem i zwyczajnie boję się odrzucenia.
***
To teraz pytanie do was. Pisać to czy nie zainteresowało was? Decyzję pozostawiam wam. Piszcie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)