niedziela, 9 lutego 2014

Dzień w szkole

 No i jest kolejny ff! Dedykujemy go Bryzie i Izzy. Zapraszam do czytania!


KAI - Yumi
 D.O - Nami



Kolejny nudny dzień. Otworzyłem oczy i przetarłem je ręką. Trzasnąłem w znienawidzony przedmiot nazywany budzikiem. Za oknem jeszcze było ciemno, a ja musiałem już wstać do tej beznadziejnej szkoły. Czasem zastanawiałem się po co ja tam chodzę. Ciągle uczą tego samego. W dodatku stresują nas egzaminami, które mają rzekomo wpłynąć na nasze przyszłe życie. Szczerze mówiąc pilnym uczniem to ja nie jestem. Wolę beztroskie życie. Imprezy. Wiadomo przecież. Raczej każdy chłopak w moim wieku chciałby żyć jak ja. Dziewczyny? Hah. Mogłem mieć każdą. Leciały na mnie jak głupie. A dlaczego nie miałem? Może to dla tego, że moje związki kończyły się zbyt szybko. Wolę zabawić się na imprezie niż angażować się w coś głębszego.

Zerwałem się z łóżka jak poparzony gdy tuż przy moim uchu rozbrzmiał wysoki głos śpiewający "Hi my name is whatever you call me..." No i tutaj moja ulubiona, a jednocześnie znienawidzona piosenka zamilkła po wyłączeniu budzika. Ludzie. Od ilu dni już mam zmienić dźwięk budzika? Zaspany ułożyłem dłoń na górze twarzy i zjechałem nią kończąc na ciągnięciu mojej dolnej wargi w dół. Oblizałem usta. Ugh. Sucho. Wstałem i rutynowo krokiem godnym zombie ruszyłem do łazienki gdzie wykonałem wszystkie niezbędne poranne czynności, ułożyłem włosy, nałożyłem mundurek i chwytając plecak ruszyłem na dół. Dom był już pusty norma. I tak wyglądał każdy mój poranek. Wyruszałem do szkoły bo był to obowiązek. Szczerze jeszcze nie poznałem kogoś kto zaliczyłby szkołę do przyjemności. Chociaż nie narzekam na oceny. Dotarłem pod bramę szkoły. Usłyszałem znajomy głos. - Kyungsoo! Do Kyungsoo! - no tak. Baekhyun. Mój najlepszy przyjaciel z którym znałem się od kołyski. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech gdy nagle poczułem jak coś albo ktoś uderza mnie w ramie. Odwróciłem się. No tak. Kim Jongin.

Gdy wreszcie wywlokłem się z łóżka szybko wykonałem poranną toaletę ubrałem się w mundurek, który jednak nosiłem nieco inaczej niż inni. Chwyciłem torbę i przy drzwiach krzyknąłem:
- Wychodzę!
Ruszyłem w kierunku znienawidzonego przez wiele osób budynku. Już z daleka poznałem jedną sylwetkę. KyungSoo. Taka nasza klasowa fajtłapa. Jakoś niezbyt za sobą przepadamy. Podszedłem do niego od tyłu i złapałem go za ramię ściskając je.
- No cześć, hyung. Co u ciebie? - spytałem tak gdyby mnie to obchodziło.
- Jakoś leci. - odpowiedział sucho i strząsnął moją dłoń.
Spojrzałem na niego wzrokiem pod wpływem, którego jego ciało pokryło się gęsią skórką.

  
Wzdrygnąłem się mimowolnie czując jego wzrok. Po chwili postanowiłem przerwać ciszę. 
- Skoro tylko tyle miałeś do powiedzenia to spadam. Narka. - odwróciłem się do Baekhyuna który stał obserwując całą sytuację. Po wyrazie jego twarzy widać było, że intensywnie o czymś myślał. Lekko stuknąłem go palcem w czoło. 
- Nie śpij. Ukochana szkoła czeka 
- Aaa. Sorka. Zamyśliłem się. - kiedy trochę oddaliśmy się od Jongina zaczął mówić. 
- Ej. Zauważyłeś że Jongin codziennie podchodzi do ciebie rano żeby się przywitać? To nie dziwne? Niezbyt go lubisz z tego co wiem. - spojrzałem na Baekhyuna. Teraz zwróciłem na to uwagę. Niezbyt się znamy, pomijając to, że wyjątkowo lubi mi dokuczać a chyba jeszcze nigdy nie przepuścił okazji by się rano ze mną przywitać. 
- Taa to... Dziwne. - powiedziałem nie chcąc wdrażać się w ten temat z Baekhyunem. Znając jego przez najbliższy tydzień trułby mi swoimi jakże znawczymi opiniami i spekulacjami na ten jeden temat. 

Gdy odszedł nadal wpatrywałem się w KyungSoo. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie Chen. 
- Co się tak na niego gapisz? - spytał. 
- Wcale nie. - odparłem wzruszając ramionami. 
- Jaasne. Aż się ślinisz jak widzisz jego tyłek. - zaśmiał się. 
- Jongdae stul pysk. - szturchnąłem w ramię. 
- No widzisz. Prawda boli. Lecę na lekcje! - rzucił na odchodnym i pomachał. Znów stałem patrząc się w punkt przed sobą. Czyżby ten idiota miał rację? Ja.. Niby zachowuję się jak cham ale lubię tego kolesia. Jakoś.. jego widok poprawia mi humor. A co do jego tyłka. Chen chyba serio ma rację... Muszę z nim o tym pogadać na najbliższej przerwie. 

Siedziałem w ławce na lekcji matematyki u pana Taecyeona. To był chyba jedyny nauczyciel który mnie nie lubił. Albo może i lubił, ale jego sposoby motywacji nie były zbyt przyjemne. Kiedy sprawdzian na którym zdobyć można było 50 punktów zdobyłem przykładowo 47, byłem non stop męczony słowami "Do Kyungsoo zawiodłem się na tobie. Myślałem że masz większe możliwości" i tak na każdej lekcji kombinował tak, żeby wtrącić tekst o tym, jak to ja się na owym sprawdzianie nie popisałem. Ta. Uroki bycia przykładnym uczniem. Gapiłem się w widok za oknem. Nawet nie zauważyłem gdy tematem moich rozmyślań stał się Kai i jego zachowanie. Może Baekhyun ma racje. Nagle poczułem jak coś małego odbija się od mojego ramienia i spada na podłogę. Odwróciłem się i zauważyłem wzrok Baeka wskazujący małą papierową kuleczkę leżąca na ziemi. Podniosłem ją i rozwinąłem. "Skupiaj się na matematyce a nie na piękności twojego ciemnego łobuza." Poczułem jak ciepło wpływa mi na policzki. Szybko napisałem jedno słowo na karteczce i odwróciłem się żeby ją rzucić. Zamarłem w bezruchu. Przede mną stał nauczyciel z wyciągniętą ręką. Wypuściłem ciężko powietrze i położyłem na jego dłoni kuleczkę. Otworzył stety niestety stroną ozdobioną moim pismem. Na środku widniało jedno słowo. "SPIERDALAJ" Taecyeon zmarszczył brwi i spojrzał na mnie tak jakby chciał mnie zabić. 
 - Mam nadzieję, że nie ma pan planów. Czas po szkole spędzi pan w kozie. - odszedł zostawiając mnie w osłupieniu. Kurwa. Rodzice mnie zabiją. Ja przykładny kujonek siedzący w kozie... Poczułem się jakbym był skazańcem czekającym na ścięcie. Tym bardziej że dla moich rodziców nie ma nic ważniejszego od reputacji. Ich cudowny synek w kozie... Dzwonek. Wyszedłem z sali a za mną wybiegł Baekhyun. 
 - Sorki stary. Nie wiedziałem że Taec się tak zainteresuje. 
- Dobra to nic. Jakoś przeżyję.... Może. 

Zwyczajnie nie chciało mi się iść na pierwszą lekcję, więc poszedłem za szkołę gdzie na przerwach spotykałem się z kumplami. Po chwili zeszła się reszta grupy. Przywitałem się z nimi i odciągnąłem Chena na bok. Wyjął skręta i zaczął go palić. 
- Ej stary... Chyba masz rację. Ten kujonek mi z głowy nie wyłazi.. 
- No mówiłem. Zaufaj mi, ja się znam na tych sprawach. - uśmiechnął się znacząco podając mi papierosa. Wziąłem go do rąk i zaciągnąłem się po chwili wypuszczając kłęb szarego dymu z ust wprost przed siebie. Gdy ta mgiełka się rozmyła przede mną nie było Chena tylko wicedyrektorka. Wyrzuciłem peta za siebie wiedząc, że to i tak nic nie da. 
- Widzę, że ktoś lubi naruszać szkolny regulamin. W takim razie zapraszam do kozy dziś po lekcjach. - powiedziała i wlepiła mi papier na którym musiałem mieć podpis, że odsiedziałem "wyrok". W myślach przeklinałem Jongdae i obmyślałem plan jak się na nim zemścić Chwytając torbę przerzuciłem ją przez ramię i powolnym krokiem ruszyłem w stronę głównego wejścia do szkoły. 

Ostatnia lekcja dobiegała końca. Teraz do mnie dochodziło, że sory Baekkie ale masz kolegę który nie będzie wracał dziś razem z tobą do domu dlatego że chciał żebyś spierdalał. Spakowałem książki do plecaka, zarzuciłem go na ramię i wyszedłem z klasy razem z przyjacielem z którym po chwili się pożegnałem. Powlokłem się do sali polonistycznej w której miałem spędzić czas. Otworzyłem drzwi. Oczy mi się lekko rozszerzyły na widok wnętrza sali. A raczej tego kto tam był. 

Leniwie podniosłem głowę od ławki gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę. Pierwsza myśl? "Co on tu kurwa robi?" Mimowolnie się uśmiechnąłem. 
- Chyba pomyliłeś klasy. Zajęcia dodatkowe piętro wyżej. - powiedziałem. 
- Ja.. nie na zajęcia. Tylko do kozy. - wysyczał. 
- Coo...?! Ty i koza? No to się porobiło. - zaśmiałem się. - Co zrobiłeś? Nie zamknąłeś drzwi od klasy czy gąbkę źle zmoczyłeś? - nadal się śmiałem. 
- Nie. Napisałem koledze, żeby spierdalał.
- No, no. Widzę kujonek dostaje różki. 
- Błagam cię. Zamknij się. 
- Ale dlaczego? 
- Bo nie chcę z tobą gadać. 
- Ale dlaczego? 
- Bo kurwa nie chcę. 
- Ale dlaczego? - powtórzyłem trzeci raz to samo pytanie wstając ze swojego miejsca a potem usadawiając swój tyłek na stoliku przy którym siedział D.O. 

Podniosłem na niego wzrok starając się żeby był jak najbardziej pogardliwy. 
- Najprostsza możliwa odpowiedź. Bo mnie wkurwiasz. - uniosłem głowę unosząc jeden kącik ust i stukając palcami o blat stolika. 
- A teraz jeśli byłbyś na tyle miły won mi z ławki. - Kai popatrzył na mnie lekko zdziwiony. Po chwili zbliżył swoją twarz do mojej. Ja twardo trwałem w bezruchu patrząc mu prosto w oczy. 
- A co jeśli nie mam ochoty? 

Spojrzałem śmiało w jego oczy. Był tak pewny siebie. W głowie miałem jedną myśl i byłem niezwykle ciekaw jego reakcji. Nachyliłem się jeszcze bardziej. Zauważyłem, że lekko drgnął, a z jego oczu zniknęła pewność. Lekko uniosłem kącik ust i przechyliłem głowę. Jedną rękę wplotłem mu we włosy, a sekundę później złączyłem nasze usta. Opierał się. Na szczęście tylko na początku. 

Kyungsoo jedno z największych ciasteczek w szkole cię całuje. Nagle poczułem jak rozpina mi koszulę. W jeden dzień stracić dziewictwo i trafić do kozy. Chwila. Jakie kurwa stracić dziewictwo!? On pewnie chce mnie wykorzystać. Jęknąłem czując jak masując mój język zsuwa mnie z krzesła. Nie mogę... Ludzie ale on dobrze całuje. Walczyłem sam ze sobą. Położyłem ręce na jego klatce lekko go odpychając. Przez intensywność jego pocałunku straciłem całą moją siłę. D.O. ale się dajesz. Karciłem sam siebie w myślach ale nie dawałem rady go odepchnąć. 

Nawet nie zauważyłem gdy zacząłem rozpinać jego koszulę. Jezu.. Jak mi było gorąco. Z minuty na minutę pragnąłem go coraz bardziej. Ale właśnie. W mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. To miłość czy pożądanie? W dodatku.. Mamy to zrobić tu? 
- Uhh.. - sapnąłem odsuwając się od niego. - Lepiej zamknę to drzwi.. - wstałem, chwyciłem klucz z biurka i poszedłem przekręcić drzwi od klasy. 
- Niezłego syfu byśmy sobie narobili gdyby tu ktoś wszedł. - powiedziałem i przejechałem palcem po policzku D.O. - To na czym skończyliśmy, hyung? - uśmiechnąłem się. 

Hyung. I ten uśmiech. Zagryzłem wargę patrząc na niego z obawą. Naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Ehh... Całe życie byłem grzeczny... Chuj tam. Raz się żyję. Rzuciłem się na niego przewracając go na podłogę. Kompletnie wyłączyłem myślenie. Skupiłem się na tym żeby jak najwięcej czuć. Umieściłem swoje kolano między jego.nogami. Był już cholernie twardy. Ocierałem się o niego jednocześnie wsuwając język do jego ust. Dominowałem. Ale nie na długo. 

Podobało mi się to jak starał się dominować. Dałem mu tą chwilę szczęścia jednak po chwili to on leżał pode mną. Schyliłem się. 
- Jesteś taki śliczny. - wymruczałem mu do ucha ponownie się podnosząc. Odchyliłem rozpiętą już dawno koszulę. Widać, że ćwiczył. Ten niezły kaloryferek to potwierdzał. Opuszkami palców przejechałem po jego miękkich wargach by po chwili brutalnie się w nie wpić. Były takie słodkie. Ustami zacząłem wyznaczać drogę w dół aż do krawędzi jego spodni. Uniosłem wzrok i oblizałem wargę po czym zacząłem majstrować przy jego spodniach. 

Leżałem pod nim jak taki wijący się węgorz. Widać było że wie co robi. Poczułem jak zsuwa mi spodnie i zaczyna zajmować się moim penisem. Jęknąłem cicho czując jego dotyk. Przekląłem.czując jak jego usta i język zaczynają pracować. Uśmiechnął się. Doszedłem całkiem szybko. Zdziwiło mnie to, że połknął wszystko. Potem zaczął zdejmować spodnie uwalniając swoją bestię. Był duży. I to bardzo.

Zauważyłem jak podniósł się do siadu. Delikatnie mnie popchnął i wylądowałem na plecach. Poczułem jego dłoń na tym wrażliwym miejscu. Czyżby mu się spodobało i chciał się odwdzięczyć? W sumie nie mam nic przeciwko. Uśmiechnąłem się lekko, a on niepewnie się nachylił i pocałował czubek. 
- Nie rób tego jeśli nie chcesz. - powiedziałem spokojnie głaszcząc go po puszystych włosach. Po chwili jednak poczułem jego ciepły język, który wywołał we mnie falę przyjemnych dreszczy. - KyungSoo.. Ja zaraz.. - ostrzegłem go jednak się nie odsunął. Zaśmiałem się w duchu. Niby taki grzeczny kujonek, a właśnie mi obciągnął. Po chwili wstał. 
- Co jest? - spytałem. 
- Ta cała sytuacja jest jakaś dziwna... - odparł. 
- Zaraz tam dziwna. Po prostu lepiej się poznajemy.. Zaczynając od aspektów fizycznych no ale od czegoś trzeba zacząć. - obdarzyłem go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Dzięki temu uśmiechowi znów opadł na podłogę i przyciągnął mnie do siebie patrząc prosto w oczy spytał: 
- Po co to robisz? Bycie zabawką nie jest przyjemne. 
- A kto powiedział, że jesteś zabawką? - Tak mnie traktujesz. 
- Nawet tak nie myśl. - zaprotestowałem szybko. - Dzisiaj... Chen uświadomił mi, że nie jesteś mi obojętny. Czasem nie mogę przestać o tobie myśleć. Nawet gdy nie chcę to moje myśli zawsze kierowały się na ciebie. Mimo tego, że byłem chamski wobec ciebie to zawsze się z tobą witałem bo widok twojej uśmiechniętej twarzy dawał mi jakąś siłę do życia. KyungSoo. Ja... Ja cię chyba po prostu kocham. - ostatnie zdanie wypowiedziałem patrząc mu prosto w oczy. 

Nagle sam nie wiem czemu poczułem jak moje oczy szklą się od łez. Przyciągnąłem go do siebie. Ten pocałunek był inny. Delikatny. Wypełniony uczuciami. 
- Ja ciebie też - wyszeptałem uśmiechając się. Po chwili niezauważalnie ścisnąłem jego członka. Mój uśmiech stał się jeszcze większy na widok grymasu na jego twarzy. - Skończmy to. Nie musiałem powtarzać. Po chwili czułem jak dotyka mojej dziurki. Wsuwa jeden palec. Skrzywiłem się. Nie było to zbytnio przyjemne. Starałem się nie ruszać gdy zaczął mnie rozszerzać dwoma palcami. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Ten moment. Kiwnąłem głową i w tym samym momencie poczułem jak we mnie wchodzi. Zacisnąłem zęby a po moich policzkach popłynęły łzy. Zatrzymał się. Czułem że ciężko mu wytrzymać. Gdy się przyzwyczaiłem sam zacząłem poruszać biodrami. Gdy to zauważył maksymalnie przyspieszył tempa za każdym razem uderzając w moją prostatę. Krew spływała po mojej brodzie z wargi, którą cały czas zagryzałem by nie wrzeszczeć. Wbijałem paznokcie w plecy Kaia, drapałem je. Wciąż utrzymywał tempo a ja poczułem że już długo nie wytrzymam. 

Poczułem jak coś spływa mi po plecach. Domyśliłem się, że to pewnie krew bo nieźle wbijał mi w nie paznokcie. Dopasowałem tempo idealnie do niego. Kilka szybkich i mocnych pnięć wyniosło nas na wyżyny przyjemności czego potwierdzeniem były dwa stłumione jęki. Poczułem przyjemne ciepło gdy doszedł, a ja chwilę później rozlewając się w nim. Opadłem zmęczony obok. Odruchowo zerknąłem na zegar wiszący nad tablicą.
 - Siedzieliśmy tu o godzinę za długo. - zaśmiałem się. - No ale takie kary to ja mogę dostawać częściej. - cmoknąłem go w policzek. 
- Kara? Dla mnie to była bardziej nagroda. - zaśmiał się i obdarzył mnie uroczym uśmiechem.

niedziela, 2 lutego 2014

Wspomnienie

Dedykuję to Zakurosan, która prosiła o ten paring. Nie jest długie ale włożyłam w to sporo serca.. Zapraszam do czytania! / Yumi

Przy biurku z długopisem w ręku siedział chłopak. Jego podkrążone oczy przykrywała jasna grzywka. Twarz i dłonie miał strasznie wychudzone. Wyglądał tak jakby borykał się z poważną chorobą, jednak jego do takiego stanu doprowadziło coś innego.

Wróćmy do przeszłości... Kiedyś, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Do czasu... Wszystko zaczęło się od kilku nic nie znaczących kłótni, które ja przeżywałem jak dziecko. Za każdym razem nie mogłem powstrzymać łez. Widziałeś to, ale nic z tym nie zrobiłeś. Nadal kontynuuowałeś tę beznadziejną sprzeczkę. Wiesz jak wtedy się czułem? Uwierzyłeś komuś, a nie mnie. Bardziej ufałeś znajomemu niż komuś kogo zapewniałeś, że kochasz? To przez Ciebie tak się stoczyłem. Przez Ciebie zacząłem palić. Alkoholem próbowałem choć na chwilę oderwać się od wspomnień. To jednak z czasem przestało pomagać. Lepszym rozwiązaniem były narkotyki. Po nich... Czułem się jak w niebie. Wszystko było takie kolorowe, piękne. Podobało mi się to życie bez zmartwień. Jednak... Ono nie trwało zbyt długo. Po pewnym czasie błogi stan ustępował i powracało cierpienie. Wiele razy sprawiałem sobie ból biorąc w dłonie błyszczące ostrze i kreśląc krwawe linie na różnych częściach ciała.
Czasem nawet układały się w słowo. Konkretnie Twoje imię. Oh Sehun... To nazwisko tak bardzo do Ciebie pasuje. Po tym jak odszedłeś poczułem się jak bezwartościowy przedmiot, który został porzucony przez właściciela bo mu się znudził. Nie czułem się człowiekiem. Papierosy, alkohol, narkotyki. To był mój świat. Rany otwarte, świat zamknięty. Żyłem wyobcowany od ludzi. Zacząłem się ich zwyczajnie bać. Jakikolwiek kontakt z nimi wywoływał we mnie strach. Traciłem wtedy poczucie bezpieczeństwa i tylko czekałem aż znów ktoś zada mi ból. To się jednak nie wydarzyło. Nikt nigdy nie zadał mi tak wiele cierpienia jak Ty. Przez nikogo nie wylałem tyle łez. Jedyną osobą jaka przy mnie została był mój przyjaciel. Widział co się ze mną dzieje i zawsze próbował mi pomóc. To właśnie dzięki niemu nadal żyję. Zrozumiałem, że życie należy do odważnych. Dzięki niemu poszedłem na odwyk. Mój wyniszczony organizm i psychika...  Już nigdy nie wrócą do pierwotnego stanu.
Jednak mimo tego bólu, który czułem nie chcę zapominać chwil z Tobą. Czasem mam ochotę wyrzucić je wszystkie z pamięci lecz jest coś co mnie blokuje. Nadal nie mogę spać, ponieważ boję się, że ujrzę Cię w śnie. Nie chcę tego. Nie chcę mieć z Tobą już nic wspólnego. To co czuję jest bardzo dziwne.. Jednocześnie nienawidzę i kocham Cię całym sercem. Te uczucia czasem nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Pisząc to wszystko zastanawiam się po co to robię, skoro i tak nigdy tego nie przeczytasz. Może potrzebowałem czegoś takiego? Wylewając wszystko na papier robi mi się lżej na sercu. Chciałbym zapomnieć o przeszłości. Ale... Kto nie pamięta przeszłości będzie skazany na to, że ją przeżyje powtórnie, a ja nie chcę znów tego przeżywać. Wystarczająco się nacierpiałem i to właśnie przez Ciebie. Wiele razy siadałem na parapecie i bez celu wpatrywałem się w widok za oknem myśląc co teraz robisz. Byłem wtedy zupełnie odcięty. Nic do mnie nie docierało gdy pochłaniały mnie myśli o Tobie.
Zastanawiało mnie czy to co wtedy miałem przed oczyma było prawdą czy tylko moimi marzeniami. Lubię przypominać sobie nasze wspólnie spędzone chwile. Twój uśmiech, który zawsze wywoływał we mnie uczucie szczęścia. Twój dotyk pod którym przez moje ciało przechodziła fala przyjemnych dreszczy. Najmilszym wspomnieniem jest chyba dzień w parku rozrywki.. Pamiętasz? Bałem się wejść na diabelski młyn, a Ty nie zwracając uwagi na innych złapałeś mnie za rękę i obiecałeś nie puszczać aż do samego końca po czym obdarzyłeś mnie lekkim buziakiem w policzek. Ale niestety wracają również te złe wspomnienia. Kłótnie, które rujnowały nasz związek. Obiecywaliśmy sobie, że nigdy nie damy zniszczyć tego co nas łączy. Oboje nie dotrzymaliśmy obietnicy. To smutne... Zastanawiam się czy gdybym zawsze Ci ustępował i przyznawał rację to czy nadal bylibyśmy razem. Obwiniam się o wszystko choć wiem, że czasem Twoje pomysły były tak absurdalne... Nie cofnę czasu choć tak bardzo tego pragnę.
Oddałbym wszystko co mam abyś tylko znów był obok. Wystarczyłoby zwykłe "Wróciłem Jelonku". Zawsze byłem naburmuszony gdy nazywałeś mnie Jelonkiem. Jednak teraz.. Mógłbyś mnie tak nazywać już zawsze. Tylko jest jedna przeszkoda, która jest nie do pokonania. Ty nie wrócisz choć nie wiadomo jak bardzo bym tego pragnął. Taka jest kolej rzeczy, a najwidoczniej dla nas Bóg nie przewidział szczęśliwego zakończenia. Najważniejsze, że po tym wszystkim się pozbierałem. Blizny jednak przypominają o moim cierpieniu jak i głupocie. Gdziekolwiek jesteś Sehunnie.. Wiedz, że Cię kocham.
                                       Twój Luhan
Blond włosy chłopak odłożył długolos i spojrzał jeszcze raz na kartkę pokrytą idealnym pismem. Każda litera była napisana z uczuciem, które przelewał na ten skrawek papieru. Po chwili wstał od biurka i rozprostował kości po kilku godzinnym siedzeniu w jednej pozycji. Wziął do ręki kartkę i odwrócił się.

Po chwili zgniótł ją i wrzucił do kominka gdzie ogniste języki zaczęły wchłaniać papier. Ukucnął wpatrując się w to, co pozostało z kartki.
- Kocham Cię - wyszeptał sam do siebie mając przed oczami osobę za którą oddałby własne życie bez chwili zastanowienia.