środa, 24 lipca 2013

Z życia wzięte 3

 Rozdział krótki ale nadrobimy  w czwartym. Obiecujemy! Zapraszamy do czytania!

Taemin - Pomarańczowy (Yumi - Lee Taemin)
Kai - Zielony (Nami - ja)


W wytwórni dostaliśmy niezły opieprz od managera za spóźnienie. Ale cóż, pogadał chwilę i się odczepił. Naszą jedyną "karą" był musiałem przyznać niezły wycisk na treningu. Tae rzucał mi ukradkowe spojrzenia których ja unikałem jak ognia. Było mi wstyd tego, co z nim zrobiłem, ale jednocześnie na myśl o pocałunkach ogarniało mnie szczęście. Potem głowę zaczęły mi zaprzątać myśli o tym, co by się stało gdyby manager nie zadzwonił. O mój Boże. Było mi gorąco jak nigdy. Starałem się jakoś pozbyć tych wszystkich fantazji ale one jakby utknęły w moim umyśle. Do tego jeszcze rudzielec nieświadomie co raz męczył mnie tym swoim piekielnie seksownym oblizywaniem ust i innymi takimi... Aaah. Tak mi było wstyd. Chyba już nigdy nie dam rady spojrzeć mu w oczy. Ale on nie wyglądał tak jakby się tym martwił. Ani trochę. Był taki beztroski, piękny, a jego kocie ruchy... STOP! Nie mogę. Muszę po treningu jak najszybciej się zwinąć. Trener pożegnał się z nami. Pognałem do przebieralni by jak najszybciej zmienić ubrania. Już zdjąłem koszulkę.

Przez cały trening unikał mojego wzroku. Nie chciałem żeby mi uciekł, więc stanąłem pod przebieralnią opierając się o nią. Usłyszałem ciche przekleństwo, gdy się uderzył. Wyszedł, a ja natychmiast złapałem go za rękę. Próbował się uwolnić ale mój uścisk był mocny. Spuścił wzrok jak tylko stanąłem naprzeciw niego. Patrzył wszędzie ale nie na mnie. Złapałem jego twarz w dłonie.
- Kai do jasnej cholery spójrz na mnie.
Rzucił mi krótkie spojrzenie i znów spuścił wzrok.
- Idziemy do mnie. Czy tego chcesz czy nie. - powiedziałem stanowczo i wyciągnąłem go za sobą.


Próbowałem wyciągnąć swoją dłoń z jego uścisku. Nawet nie zauważyłem gdy doszliśmy do jego domu. Zaczął otwierać drzwi kluczem. Jedną ręką! Pomyślałem, że teraz jest moja szansa. Zacząłem się jeszcze bardziej szarpać ale nic to nie dało. Ludzie, ile on ma siły!? Wpakował mnie do mieszkania, zamknął za sobą drzwi i nim się obejrzałem przyszpilił mnie do ściany patrząc mi w oczy


- Nie rozumiem cię Kai. Chciałbym ale nie potrafię. Gdy cię pocałowałem odwzajemniłeś to, a na treningu cały czas unikałeś mojego wzroku. - powiedziałem. - O co chodzi? - przybliżyłem swoją twarz do jego tak blisko, że dzieliły je góra dwa centymetry.


Zacząłem się lekko trząść czując jego bliskość. Nie widziałem żadnego wyjścia z tej sytuacji. Starałem się nie patrzeć na niego. Kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Było mi gorąco jak w piekle.

- Nie wiem.. Nie rozumiem tego uczucia... - odwróciłem twarz w bok jednocześnie nieumyślnie odsłaniając mu swoją szyję. Chciałem zapaść się pod ziemię. Tak zawstydzony chyba jeszcze nigdy nie byłem.

Delikatnie musnąłem jego szyję. 

- Kai.. Co tu rozumieć? - spytałem obracając jego twarz i tym samym zmuszając go do spojrzenia na mnie.
- Spójrz na mnie. - podniósł wzrok. Pogładziłem jego rozgrzany policzek. - Kai... co czujesz? - spytałem patrząc na niego z uwielbieniem.

- A... A ty? - spojrzałem niepewnie w jego oczy przepełnione przeróżnymi uczuciami. Zaciekawieniem, spokojem, czułością, zmartwieniem i... Miłością? Tak. To chyba było to. Chciałem jak najszybciej upewnić się w moich domysłach. Co on czuł do mnie i.. Co ja sam do niego czułem? Byłem zagubiony, te całe uczucia są takie pogmatwane... Ale wiedziałem jedno. Zależało mi na nim. I jemu zależało na mnie. Przynajmniej to wywnioskowałem z jego zachowania. Moje spojrzenie stało się pewniejsze i bardziej natarczywe. Z zapartym tchem wyczekiwałem jego odpowiedzi.

Przytuliłem go, mocno przyciskając do siebie. Zastanawiałem się co mu odpowiedzieć. Przecież sam w końcu nie wiem jakimi uczuciami darzę tego chłopaka. Przyjaźń? Niee.. to coś znacznie silniejszego. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Ująłem jego twarz w dłonie. Spojrzałem najczulej jak potrafiłem wprost w jego oczy.
- Chcesz wiedzieć co czuję? - spytałem.
- Tak. - odparł.
- W takim razie chodź. - złapałem go za rękę, łącząc nasze palce. Zaciągnąłem go na górę do swojego pokoju po czym popchnąłem go na łóżko. Usiadłem na nim okrakiem.
- Jesteś pewien, że mam Ci pokazać moje uczucia? - wyszeptałem mu do ucha, którego płatkiem zacząłem się bawić oczekując odpowiedzi. 

 Zaparło mi dech w piersiach. Poczułem jak całe moje ciało staje się nagle gorące jak ogień. Otworzyłem szeroko oczy słysząc szept Taemina. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Przedtem się wahałem, lecz teraz czułem, że należę do niego. Nawet nie musiałem zastanawiać się nad odpowiedzią.  
- Jestem pewien - wychrypiałem prosto do jego ucha.

Wsunąłem ręce pod jego koszulkę. Gładziłem jego tors i brzuch. Po chwili podniosłem go do siadu aby pozbyć się zbędnego materiału. Równie szybko zniknęły jego spodnie. Przyszpiliłem jego nadgarstki do łóżka całując jego szyję. Nie odrywając ust od jego rozgrzanej skóry zjechałem w dół do jego sutków. Zająłem się prawym ssąc go i lekko przygryzając, a drugi stymulowałem ręką. Ciche jęki wydobywały się z ust ciemnowłosego. Przeciągnąłem językiem aż do krańca bielizny. Zębami zacząłem poruszać gumką od bokserek. Po chwili delikatnie zsunąłem materiał. Moim oczom ukazał się pobudzony do życia członek chłopaka. Nie mogąc się powstrzymać, przejechałem językiem po całej jego długości zatrzymując się na czubku i liżąc go. Rzuciłem szybkie spojrzenie młodszemu po czym wziąłem go całego do ust. Zdziwiłem się bo był na prawdę duży. Zacząłem lekko poruszać głową, używając przy tym języka dla lepszego efektu. Do moich uszu docierały tylko przytłumione jęki. Przyśpieszyłem. Nie musiałem długo czekać aż moje usta wypełnią się białą słonawą substancją. Podniosłem się i błyskawicznie sam pozbyłem się własnych ubrań. Wsadziłem palce do ust, ssąc je. Kai spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Chyba domyślił się co chcę zrobić. Bez pytania o zgodę rozchyliłem jego nogi i przejechałem mokrym palcem po dziurce Kai'a. Po chwili wsadziłem tam palec. Czekałem aż przyzwyczai się do tego uczucia. Poczułem jak lekko się rozluźnił. Dołożyłem kolejny palec po czym zacząłem robić nożyczki w celu rozciągnięcia go. Gdy stwierdziłem, że wystarczy delikatnie wszedłem na miejsce palców. Jong In znieruchomiał a po jego policzkach pociekły łzy. Nawet nie drgnąłem dopóki sam nie dał mi znać. Nie chciałem przecież zrobić mu krzywdy. Zacząłem się lekko poruszać, a jego odbyt zaciskał się miarowo na moim członku potęgując doznania. Kilka mocnych pchnięć wyniosło nas na wyżyny przyjemności. Z radością wsłuchiwałem się w dźwięki, które wydobywały się z ust młodszego.

Uderzył prosto w moją prostatę. Nie mogąc się powstrzymać jęknąłem, a wręcz krzyknąłem z rozkoszy wtórując mojemu partnerowi. Poczułem jak jego ciepło rozlewa się w moim ciele. Jeszcze przez chwilę trwał we mnie a następnie opadł na łóżko ocierając się swoim równie gorącym jak moim ramieniem o moje. Oddychałem ciężko, bosko zmęczony. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze. Ułożyłem swoją głowę na klatce piersiowej starszego i wtuliłem się w niego. Teraz już byłem pewien swoich uczuć. Kochałem go jak jeszcze nikogo innego. Jakie te życie jest dziwne. Znasz kogoś od kilku dni a już żywisz do niego tak głębokie uczucia. Uśmiechnąłem się lekko poruszając głową by jak najwygodniej ją umiejscowić. Poczułem jak rudzielec całuje mnie w czubek głowy. A tak, przecież on właśnie okazał mi swoje uczucia...
- Ja też cię kocham, moja ty cudna poduszeczko... - mruknąłem cicho. On zaśmiał się i przygarnął mnie mocniej do siebie.

Nazwał mnie swoją poduszeczką. Słysząc jego słowa zaśmiałem się i pogładziłem jego policzek.
- Oj Jonginnie. Jesteś taki słodki. Zobaczysz wszystko się ułoży, a ja od teraz zawsze będę przy tobie. - złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, po czym przyciągnąłem go do siebie bliżej i wtuliłem twarz w jego miękkie kruczoczarne włosy.
- Kocham cię Kai i nigdy się to nie zmieni. Obiecuję ci. - wyszeptałem mu do ucha i zmęczony zamknąłem oczy z nadzieją na nowe, lepsze jutro.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Gdy dostajesz od diabła drugą szansę.

Macie tutaj taki chaotyczny, z lekka głupi niby-prolog prosto z mózgu Namiśki. Pisane o 3 w nocy(bo nigdy nie wiadomo kiedy może być przypływ weny :D) podczas słuchania wymienionej pod spodem piosenki. Czy będę to kontynuować? Zależy to od tego, czy taka fabuła was zainteresuje. Paring? Cóż, nie jestem pewna czy mam w zamiarze zrobić tu jakiś ale jeśli już to dowiecie się o nim w późniejszych częściach. A teraz nie przeciągając, zapraszam do czytania :3 


3 nad ranem. Wciąż nie mogłem zasnąć. wszystkie niedomówienia i myśli zaczęły jak czarcie demony okrążać mnie i brzmieć w moich uszach. Włożyłem do uszu słuchawki i włączyłem LC9 - Hold On. Pomagała mi zastanowić się nad swoim własnym życiem, a jednocześnie chociaż w małej części zagłuszała te wszystkie głosy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Mój wzrok spoczął na oknie. Blada jasno-ciemna, ponura jasność zwiastowała bliskie nadejście świtu. Zamyśliłem się. W mojej głowie pojawił się obraz który zastałem dzisiaj w kawiarni. Jak mogłem tego nie zauważyć? Jechał na dwa fronty, a ja byłem na tyle oślepiony tą cholerną miłością, że nawet odciąłem się od przyjaciół, którzy od początku mówili mi, że on nie jest kimś dla mnie. Zacząłem ubolewać nad samym sobą, nad swoją głupotą. Moje serce cierpiało razem ze mną rozerwane na kawałeczki. Czy jeszcze kiedykolwiek dam radę je posklejać? Jedna chwila i 3 lata zniknęły w odmętach oszustw i kłamstw. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wtuliłem się w kołdrę. Potrzebowałem czyjegoś ciepła. Ale już nie jego. On należy do kogoś innego. Już od dawna. Nawet jeśli cały czas myślałem że ta sielanka będzie trwała wiecznie. Hah. Jak taki pechowiec jak ja mógł się łudzić że te szczęście które on mi sprawiał każdym gestem będzie trwać wiecznie? Nie wiedziałem gdzie mam się teraz zwrócić. Co ze sobą zrobić. Wiedziałem jedno, nie żałowałem nawet jednej sekundy podczas tych 3 lat. Wciąż czułem, że on był tym, czego od zawsze szukałem. Czego potrzebowałem. I nawet teraz, gdyby tylko mnie przeprosił zapewne rzuciłbym mu się z radością w ramiona. Ale to się nie stanie, prawda? Zostawił mnie. Kocha kogoś innego. Nie mnie. Byłem tylko zabawką. Te wszystkie myśli dobijały mnie. Czułem jakby całe moje wnętrze, moja dusza umierały. Moje ciało przeszedł spazm cierpienia. Boleśnie nabrałem powietrza zaciskając gardło. Wypuściłem je zanosząc się szlochem. Potem jedynie cisza. Cisza i piekące oczy. Czułem jakby wszystkie moje rzęsy jednocześnie wrzynały się w moje gałki oczne. Lecz wciąż ten ból był niczym w porównaniu z tym co teraz wewnętrznie przeżywałem. Wpadłem na idiotyczny pomysł. Czy gdybym sprawił sobie wystarczająco mocny ból fizyczny, bolące serce i zranione uczucia przestałyby mi chociaż przez chwilę doskwierać? Ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę łazienki z szerokim, wręcz psychopatycznym uśmiechem na drżących ustach. Otworzyłem trzęsącą się ręką szafkę z kosmetykami i... Żyletkami. Chwyciłem jedno opakowanie. Wpuściłem do wanny zimnej wody tak, że była wypełniona po brzegi. Wszedłem do niej jednocześnie drżąc z powodu nagłej zmiany temperatury. Wyjąłem jedno ostrze a resztę odrzuciłem na bok. Przyglądałem się błyszczącemu, ostremu kawałkowi metalu a następnie zacisnąłem na nim lekko dłoń. Poczułem lekkie pieczenie. Już po chwili przez całą długość mojego przedramienia ciągnęła się ciemno-czerwona kreska. Uśmiechnąłem się błogo przyglądając się jej. W głowie dźwięczały mi słowa dopiero słyszanej piosenki "So beautiful, so beautiful, so beautiful..." Przybliżyłem rękę do swojej twarzy i zlizałem trochę krwi. Metaliczny smak rozlał się po wnętrzu moich ust wprawiając mnie w stan euforii. Chciałem widzieć więcej tej bordowej cieczy. Chwyciłem narzędzie splamione nią i zacząłem kreślić linie na wewnętrznej stronie mojego nadgarstka. Odchyliłem głowę z powodu cudownej mieszaniny przyjemności i bólu, którą właśnie odczuwałem. Zauważyłem iż całe moje ręce pokryte są już krwią. Chciałem już zacząć rysować czerwone linie życia na moich nogach gdy nagle moje oczy zamknęły się. Dłoń opadła a żyletka głucho odbiła się od podłogi wyłożonej błękitnymi kafelkami teraz obruszonymi ciemno czerwonymi kroplami i fantazyjnie ułożonymi krwistymi liniami pomieszanymi z wodą. A ja rozpłynąłem się w ciemności z uśmiechem na ustach.
Otworzyłem powoli oczy. Uderzyła we mnie fala gorąca. Czułem jakby skóra na całym moim ciele boleśnie spływała z moich mięśni. Otworzyłem usta, ale nie mogłem wydobyć z nich dźwięku. Moje oczy zaszły łzami, ale nie mogły spłynąć po moich policzkach. Tak sparaliżowany w niemym krzyku Dopiero teraz zauważyłem to co mnie otaczało. Krwista, pusta, falująca od gorąca czerwień. I te ogromne, czarne skrzydła, które po chwili ujawniły swojego równie mrocznego właściciela. Czy trafiłem do piekła? Tak. Na pewno. Zasłużyłem... Usłyszałem diabelski śmiech, który sprawił, że całe moje ciało przeszły dreszcze. Mimo iż było rozgrzane do czerwoności. Jakimś cudem udało mi się skupić wzrok na szatańskiej istocie. Cała w czerni. Z pewnym spojrzeniem i roztrzepanymi, czarnymi włosami. Mężczyzna pięknem powalający wszystkie kobiety które widziałem w swoim marnym życiu. Nie mogłem odgadnąć jakie uczucia kryły się w jego przenikliwych oczach koloru węgla z kilkoma złotymi plamkami. Nagle zauważyłem jak się ruszył. Wyszczerzył swoje zęby i powolnym krokiem zaczął się do mnie zbliżać. Chciałem uciekać, lecz moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Chciałem prosić go o to, by się zatrzymał, odwrócił i odszedł, lecz wciąż nie byłem zdolny by cokolwiek powiedzieć. Po prostu patrzyłem na jego postać pełnymi strachu oczami. Zaczął wyciągać swoją nienaturalnie bladą dłoń w moim kierunku. Z przerażeniem śledziłem jego poczynania. Złapał mnie za podbródek i zamknął moje usta. Następnie chwycił moje policzki i lekko je ścisnął. Przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułem jakbym zaraz miał obrócić się w proch, jednocześnie z gorąca, które teraz odczuwałem potrójnie i jego palącego spojrzenia. Czułem jakby sięgał nim w głąb mojej duszy szukając w niej czegoś. Czego? Tego nie wiedziałem. Nawet o tym nie myślałem. Podniósł kącik swych sino-karminowych ust. Po chwili usłyszałem jego głęboki głos, który pomimo chrypki drażniącej moje uszy wydawał się nadzwyczaj aksamitny. Nazwałbym go wręcz miękkim, gładkim.
- Jeszcze masz coś do załatwienia. Czyń zemstę. Daj mu zobaczyć twoje uczucia. Niech poczuje ten ból jeszcze mocniej niż ty. - znowu przyprawiający o dreszcze śmiech wypełnił przestrzeń. Diabeł, bo nim chyba właśnie był, jeszcze raz dokładnie zlustrował moją twarz i niespodziewanie złożył na moich ustach gwałtowny pocałunek. Rozszerzyłem oczy. Poczułem, jak na miejsce nieludzkiego gorąca wstępuje okropne zimno. Po chwili wszystko zniknęło, a ja znów zatopiłem się w ciemności. Po raz kolejny uchyliłem powieki. Znajdowałem się w wannie wypełnionej piękną, różową wodą. Róż podchodzący pod czerwień. Piękne. Zapewne była to woda zmieszana z moją krwią. A właśnie! Zerwałem się i prawie nie poślizgnąłem czując jak przemoknięte ubrania ciągną mnie ku dołowi. W ostatniej chwili oparłem się o krawędź wanny. Spojrzałem na miejsca w których powinienem mieć ślady po żyletce. Zero. Miękka, gładka skóra bez żadnej skazy. Czyli to nie był sen? Wyszedłem z wanny. Przy swojej stopie ujrzałem zbrukane krwią ostrze. Czyli to MUSIAŁO stać się na prawdę... Ale... Jak? Złapałem się za głowę. Za dużo myślenia. Po chwili w uszach zabrzmiały mi słowa demona. Coś jakby wtargnęło do mojego umysłu i sprawiło, że poczułem się spełniony. Zapragnąłem poczuć metaliczny smak krwi. Chwyciłem za żyletkę i po prostu zlizałem z niej ciecz koloru intensywnej czerwieni. Oblizałem usta i uśmiechnąłem się widząc swoje odbicie w kawałku metalu. W tym momencie mógłbym powiedzieć że w pewnym stopniu bałem się samego siebie. Zauważyłem, że mój wygląd uległ zmianie. Mój wzrok spoczął na mojej lustrzanej refleksji. Czarne włosy stały się dłuższe, gęstsze. W hebanowych oczach mogłem dostrzec złote i karminowe przebłyski, a skóra przybrała nienaturalnie blady kolor. Moje rysy stały się bardziej zarysowane dodając mi męskości. Chyba nigdy nie wyglądałem lepiej. Ale... Czy wciąż jestem człowiekiem? Cóż, według mnie nie wyglądam na przeciętną ludzką istotę. Zacząłem bardziej się skupiać na zmianach które zaszły na zewnątrz mojego ciała a także te dotyczące moich zmysłów. Do tej pory, przez moją wadę wzroku zmuszony byłem nosić okulary. Teraz widziałem wszystko bardzo wyraźnie. Skupiłem się na moim słuchu. Słyszałem chrapanie moich lokatorów, od których dzielił mnie pokaźnych rozmiarów salon. Doprawdy zadziwiające. Akurat węchem wolałem się teraz nie zajmować jako że Xiumin oczywiście musiał zatkać kibel... Wyjąłem z wanny korek po to by różowa woda spłynęła do odpływu. Spojrzałem na podłogę. Jutro posprzątam. Zgasiłem światło w łazience i wszedłem do mojego spowitego w mroku pokoju. Mimo ciemności widziałem wszystko niezwykle wyraźnie. Położyłem się na swoje łóżko. Tkwiłem tak około godzinę, ale nawet trochę nie chciało mi się spać, więc resztę nocy spędziłem śledząc wędrówkę księżyca przez niebo.

(Tak, możliwe że zrobię z tego taką horroro-komedię XD)

wtorek, 9 lipca 2013

Z życia wzięte 2

 Lecimy z drugim rozdziałem! ZAPRASZAMY!

Taemin - Pomarańczowy (Yumi - Lee Taemin)
Kai - Zielony (Nami - ja)


Otworzyłem oczy. Spojrzałem na sufit. Chwila. Jestem w domu? Jak się tu znalazłem? Podniosłem się do pozycji półsiedzącej i rozejrzałem. To nie był mój dom. Wszystko wokoło było mi nieznane. Jong In. W co ty się wpakowałeś? Zauważyłem że na szczęście byłem ubrany. No co? W tych czasach na różnych ludzi można trafić.Wstałem. Zacząłem rozglądać się poszukując swojego plecaka, w którym był towar na który wwaliłem tyle kasy... Niestety nie mogłem go nigdzie znaleźć. W pokoju było dwoje drzwi. Zapewne któreś z nich prowadziły do łazienki. Obstawiałem, że te na wprost są wyjściem więc ruszyłem do tych po mojej lewej stronie. Po drodze oczywiście musiałem przywalić nogą w pobliski stolik. Zabolało jak cholera. I to jeszcze dużym palcem. Mimowolnie z moich ust wydobyło się całkiem głośne przekleństwo.

Obudził mnie hałas dochodzący z góry. Czyżby Jong In wstał? Włócząc nogami skierowałem się w stronę swojej sypialni. Otworzyłem drzwi bez pukania. W końcu byłem u siebie. Zauważyłem Kai'a który stał przy drzwiach do łazienki. Oparłem się o futrynę drzwi.
- No cześć. - powiedziałem.
- Taemin? Co ja tu robię i jakim cudem tutaj trafiłem?
- Ogarnij się, a później zejdź na dół do kuchni zrobię śniadanie. - wskazałem palcem drzwi od łazienki. - Jasne?
- Taak.
Uśmiechnąłem się i zlazłem na dół. Zrobiłem dwie pachnące kawy oraz tosty. Usiadłem i cierpliwie czekałem na gościa. Chwilę po tym się zjawił. Usiadł przy stole chwytając ciepły napój i rozkoszując się jego smakiem.
- Jedz. - kiwnąłem głową w stronę talerza z tostami.
- A ty?
- Jadłem już. Jedz i nie gadaj tyle.
Spojrzałem na niego z politowaniem. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo niszczy sobie życie tymi narkotykami. Może kiedyś zrozumie, choć wątpię bo nie wygląda na takiego który potrafiłby się zmienić.


Spojrzałem na niego podejrzanie. Jakim cudem jestem u niego w domu? Czemu on jest taki dla mnie miły? I czemu miałem wrażenie że patrzy na mnie jakby było mu mnie żal? Tysiące pytań kłębiło mi się w głowie. I zero odpowiedzi. Zabrałem się do jedzenia. Dopiero teraz zauważyłem że jestem strasznie głodny. Starałem się jeść wolno, ale po prostu nie mogłem. Wręcz pochłonąłem tosty. Wziąłem łyka kawy. Przeszły mnie dreszcze gdy ciepło rozeszło się po moim ciele. Uśmiechnąłem się. Takie cudowne uczucie. Otrząsnąłem się, gdy przypomniałem sobie że nie jestem sam. Dokończyłem kawę. - Powiesz mi teraz o co tu chodzi? - spytałem.


- Wersja skrócona czy książkowa? - spytałem ironicznie.


 - Nie mam ochoty się z tobą drażnić. Chcę po prostu wiedzieć jakim cudem trafiłem do twojego domu. Jak tak sobie przypominam to wczoraj nie byłeś taki wredny - uniosłem kpiąco kącik ust. - Ehh. Co mam powiedzieć? Poszedłeś odebrać dragi. Naćpałeś się i idąc ślepo niechcący zahaczyłeś o jakiegoś dresa, który się zbulwersował. Sprali cię całą szajką i tyle.
- Chwila. Skąd wiesz że poszedłem odebrać dragi? Śledziłeś mnie?


- Nie musiałem. Domyśliłem.się w sali treningowej widząc ślady po ukłuciach. Ślepy nie jestem. - prychnąłem. - Raczej krwi to ty honorowo nie oddajesz.


- Hah. Więc jednak coś tam o mnie wiesz - wystawiłem lekko język


- Tyle co nic. Jestem ciekaw tylko dlaczego niszczysz sobie życie. Przecież to nie ma sensu. Jesteś przystojny i masz ogromny talent, a zachowujesz się jak dziecko z ulicy. Nie rozmawiasz z ludźmi. Zawsze do każdego masz dystans i nigdy się nie zagłębiasz w relacje. Jaki jest tego powód? Wiem, że to nie moja sprawa ale naprawdę chciałbym ci pomóc. Nie mogę patrzeć jak taki talent i potencjał sam się zabija. - powiedziałem bez chwili przerwy.

- Zaufaj mi. Chcę twojego dobra. - wystawiłem w jego kierunku dłoń.

Nic nie wiesz. Nic nie rozumiesz. Nie możesz mi pomóc. Nikt nie może. Nigdy się nie uwolnię. Nigdy - odwróciłem wzrok wbijając go w kafelki na ścianie kuchni


- Ze wszystkiego da się wyjść. Wiesz czemu próbujè ci pomóc? Sam miałem ciężkie życie. Raz prawie popełniłem samobójstwo..


- Myślisz że chodzi tylko o narkotyki? Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Ale... Dałbyś radę opowiedzieć mi swoją historię? - spytałem niepewnie. Zaciekawił mnie tym zagadnieniem o samobójstwie.

- Pod jednym warunkiem. Ja opowiem ci swoją a ty oświecisz mnie w swojej sprawie. Zgadzasz się?
Przytaknąłem. Patrząc mu w oczy. Skupiłem całą swoją uwagę na słowach starszego

Zacząłem mówić wracając do bolesnych wspomnień.
- Moja mama zmarła przy porodzie, a mnie wychowywał sam ojciec. Wspierał mnie w mojej pasji jaką jest taniec. Twierdził, że powinienem robić w życiu to co lubię. Zawsze uczył mnie, że nigdy nie wolno robić czegokolwiek wbrew własnej woli. Pewnego razu pojechał do pracy i... nie wrócił.. W drodze powrotnej miał wypadek. Miałem wtedy piętnaście lat, a mną zaopiekowała się ciotka. Płakałem wiele dni. Straciłem ojca, którego kochałem ponad życie. Ciotka była dla mnie niemiła i wiecznie miała pretensje. Mówiła, że jestem beznadziejny i do niczego się nie nadaję, więc postanowiłem się zabić. Uważałem, że nikt nie będzie tęsknić. Obudziłem się w szpitalu. Podobno niewiele brakowało, a nie udałoby im się mnie odratować. Czasem żałuję, że mnie uratowali, a te bolesne wspomnienia często mnie prześladują nie dając spać... - odetchnąłem z ulgą mogąc komuś to powiedzieć.

- Jesteś jedyną osobą, której to powiedziałem.. - spuściłem wzrok na kubek znajdujący się w moich dłoniach wyczekując śmiechu Kai'a.

Współczułem mu. Naprawdę bardzo mu współczułem. Wstałem. Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na barku lekko go masując. Spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Przepraszam że przeze mnie musiałeś przypominać sobie tak bolesne chwile... - spuściłem głowę. - Zgaduję że jestem ci teraz coś winien
Wziąłem głęboki oddech. Zacząłem streszczać mu swoją historię obserwując jego reakcje.


Słuchałem z niedowierzaniem. Ten chłopak przeżył piekło na ziemi. Wstałem i.. przytuliłem go. Po prostu sam tego potrzebowałem. Czekałem aż mnie odepchnie.


Poczułem jak mnie obejmuje. Początkowo chciałem go odtrącić ale... Tak bardzo brakowało mi czyjegoś ciepła. Poczułem jak po moich policzkach spływają pojedyncze łzy. Przycisnąłem Taemina do siebie niemo wypłakując mu się w ramię.


Odwzajemnił uścisk. Nie mogłem w to uwierzyć. Przycisnąłem głowę do jego ramienia żeby nie zauważył łez wypływających mimowolnie z moich oczu, które były wynikiem jednocześnie bólu i szczęścia. Wiem dziwne.. W tym momencie byłem tak szczęśliwy, że nie myślałem o niczym innym tylko o tym by ta chwila trwała wiecznie. Po chwili Kai się odsunął. Spojrzałem na niego z wyrzutem.


Spuściłem głowę w dół i starłem pospiesznie łzy z policzków. Spojrzałem w oczy Taemina i uśmiechnąłem się lekko.

- Dziękuję, że.. Że mnie wysłuchałeś za to, że się mi zwierzyłeś, za to że mnie do siebie wziąłeś. Za ten uścisk... Za wszystko.

Przyciągnąłem go znów do siebie. Tak bardzo polubiłem tego chłopaka..
- Kai ja też dziękuję. I.. Naprawdę cię bardzo lubię. - ostatnie słowa wyszeptałem wprost do jego ucha.
To strasznie miłe uczucie. Usłyszeć od kogoś, że jest się potrzebnym. Człowiek po tych kilku słowach łapie wiatr w żagle aby dalej przeciwstawiać się złemu losowi i iść na przód, pokonując przeszkody które od zawsze stoją na naszej drodze.
- Kai.. Życie jest jedną wielką grą, a my pionkami. Jednak mamy wpływ na to jak ta gra się potoczy. Pomogę ci. Obiecuję. Będę się starał z całych sił i o każdej porze dnia i nocy jestem do twojej dyspozycji. Możesz mi zaufać. Zmień swój los i nie daj złapać się w pułapkę. NIGDY nie jest za późno na zmianę. 
Zejdź z tej ścieżki i wstąp na właściwą. Narkotyki nie są rozwiązaniem. Zrujnują ci życie. - pogładziłem go po policzku i spojrzałem głęboko w jego oczy.

Słowa Taemina naprawdę dały mi do myślenia. Pierwszy raz w życiu poczułem jakbym miał kogoś, kto nie stoi przeciwko mnie. Poczułem się silniejszy, tak jakby ten chłopak w tym momencie stał się moją podporą. Ostoją, w której chociaż przez chwilę mogłem niczym się nie przejmować i po prostu korzystać z tego momentu. Zlustrowałem jego twarz. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo charakterystyczna była jego uroda. Bez zastanowienia mogłem przyznać, że jest najpiękniejszą osobą jaką kiedykolwiek widziałem. Teraz uderzyły we mnie ostatnie wypowiedziane przez niego słowa.

- Taemin. To nie jest takie łatwe. Z tym nie ma tak, że przestajesz i koniec. Moje ciało już się przyzwyczaiło, bez regularnej dawki brakuje mu tego narkotyku. To boli.

- Wiem. Nie każę ci tego wziąć i rzucić za jednym razem. Bierz tylko w ostateczności i zmniejszaj dawki. Zaufaj mi. Pomogę ci. - spojrzałem na niego ciepło.

- A właśnie. Może to trochę nie na miejscu i dziwnie może zabrzmieć ale Kai...
- Tak?
- Nie chciałbyś się tu wprowadzić? Mieszkanie jest za duże dla mnie samego. Nudzę się bo nie mam nawet z kim porozmawiać. Oczywiście zrozumiem jeśli nie zechcesz.


- Ja... Ja... - przypomniałem sobie o mojej matce. Wahałem się. Nie wiedziałem co zrobić. Zastanowiłem się. Nie. Nie mogłem.

- Przepraszam cię ale nie mogę. Nawet jeśli tyle muszę wycierpieć, to moja matka. Nie mogę jej zostawić samej. Zrozum to.

- Oczywiście, że rozumiem. Pamiętaj, że gdybyś nie miał siły tam zostać przyjdź tutaj. Nie musisz dzwonić, pisać ani nic. Po prostu przyjdź. Te drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte. Zobaczysz. Obaj damy radę. Tylko musimy być wobec siebie szczerzy i ufać sobie. Ja ci ufam. A ty mi? - spytałem niepewnie.


- Nie musisz mnie już nawet pytać. Muszę ci przyznać, że jeszcze przed nikim nie otworzyłem się tak szybko. Hah. Czuję się jakbym nagle zyskał starszego brata. - podrapałem się po tyle głowy. - Tak w ogóle to która godzina?


- Dochodzi dziesiąta, a co?


- Mam pytanie... Czy ja... Mógłbym jeszcze trochę zostać? Nie chcę jeszcze wracać...


- Jeszcze pytasz? Zostań ile chcesz. Nawet do wieczora i czuj się tu jak byś był we własnym PRAWDZIWYM domu. - podkreśliłem przedostatnie słowo rzucając w jego stronę szeroki uśmiech.


Uśmiechnąłem się nieśmiało i przygryzłem dolną wargę. Nie chciałem tego przyznać ale zacząłem czuć się w jego towarzystwie skrępowany. Autentycznie w tej chwili bałem się ruszyć by nie popełnić jakiejś gafy. Zacząłem rozglądać się szukając jakiegoś tematu do rozmowy lub czynności którą mógłbym się zająć ale niestety nie wychodziło mi to zbyt dobrze.


Lekko szturchnąłem go w ramię. 

- Idziemy w coś pograć na konsoli? I tak nie mamy lepszego zajęcia. - uśmiechnąłem się.
- Pewnie. - odparł i podążył za mną do salonu. Podłączyłem sprzęt i rzuciłem z kanapy dwie miękkie poduszki na podłogę. Kai chwycił jedną i usiadł wygodnie. Zająłem miejsce obok niego. Przysunąłem się bliżej żeby czuć jego ciepło. Wybraliśmy grę. Oczywiście musiałem przegrać. Cóż. Bywa. Na szczęście później kilka razy mi się udało, ale miałem dziwne wrażenie, że młodszy daje mi fory. Gdy już prawie wygrałem nagle role się obróciły i sam zostałem brutalnie pokonany. Kąciki ust ciemnowłosego lekko się uniosły, a ja spojrzałem na niego z niezadowoleniem.
- Miałeś szczęście i tyle. - burknąłem.
- To co? Rewanż? - zaśmiał się i spojrzał w moją stronę. 

Uśmiechnąłem się do niego szeroko. Nawet jeśli przebywaliśmy ze sobą tylko kilka godzin, już wiedziałem że kocham spędzać z nim czas. Teraz dopiero zacząłem zauważać jak bardzo byliśmy do siebie podobni. Różniło nas tylko to, że ja byłem mniej otwarty w stosunku do innych ludzi, ale czuję, że Taemin może mnie zmienić.

Bez skrępowania mogę przyznać, że nigdy nie widziałem tak pięknego uśmiechu jaki posiadał Kai. Widząc go człowiekowi robi się ciepło na sercu i aż ma się ochotę żeby żyć. Sporo czasu spędziliśmy przy tej konsoli. W końcu zaburczało mi w brzuchu. Włączyłem pauzę.

- Poczekaj chwilę zaraz wrócę.  
Polazłem do kuchni i zrobiłem kilka kanapek oraz kakao. Zaniosłem moje dzieło do pokoju. Jong In spojrzał i znów się uśmiechnął. Mógłbym umrzeć za ten uśmiech. Postawiłem talerz i kubki na stole.
- Pewnie też zgłodniałeś od tej zawziętej walki. - wyszczerzyłem się od ucha do ucha. - Chodź zjemy coś, a później pójdziemy się przejść. Przecież nie możemy siedzieć cały dzień przed konsolą. Chłopak kiwnął twierdząco głową i przysunął się bliżej stołu. Byliśmy strasznie głodni, więc kanapki zniknęły w mgnieniu oka.
- Mam nadzieję, że lubisz kakao.
- Lubię. - odparł i chwycił kubek, upijając łyk. - Jakie pyyyyszneeee.
- Wiesz.. W końcu ja robiłem . - zaśmiałem się.
- Nigdy nie spotkałem skromniejszego człowieka. - uśmiechnięty stuknął mnie w ramię. 
Gdy wstał rozprostować kości spojrzałem na niego z uwielbieniem. Zupełnie zapomniałem, że może dziwnie odebrać to, że tak się na niego gapię. 

Spojrzałem na Taemina. Patrzył na mnie swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami. Ciekawe o czym myśli. Podszedłem do niego i lekko nachyliłem się machając mu dłonią przed twarzą,

- Halooo. Ziemia do Tae. - zaśmiałem się.

Potrząsnąłem głową wywalając z niej wszelkie niestosowne myśli związane z Kai'em.

- Haloo.  Tae do ziemi. - odpowiedziałem a ciemnowłosy zaśmiał się ponownie. Spojrzałem znów na niego. Nagle zadzwonił mi telefon. Szybko znalazłem urządzenie i odebrałem.
- Witaj Taemin. Ja nie chciałbym ci przeszkadzać, ale wiesz, że macie dzisiaj próbę za  godzinę? I jak dasz radę to przekaż Kai'owi bo nie mogę się do niego dodzwonić. Do zobaczenia. - manager rozłączył się.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdyż młodszy odezwał się pierwszy.
- Słyszałem.  
- Jak śmiesz podsłuchiwać?! - starałem się udawać naburmuszoną panienkę.
- Ohh.. Wybacz najdroższy. - Kai zwijał się ze śmiechu.
- Znajże mą dobroć! Twe winy zostają ci odpuszczone, lecz kara cię nie ominie. - chwyciłem poduszkę i rzuciłem nią w niego. Złapał ją w locie i ruszył w moją stronę. Nie miałem więcej pocisków, więc zacząłem się wycofywać. Zamiast uderzyć mnie poduszką, przyszpilił mnie do ziemi. Jego ciepły oddech owionął moją szyję wywołując u mnie dreszcze i gęsią skórkę,  

- I co teraz? - spytałem z chytrym uśmieszkiem przypatrując się starszemu. Powoli przyglądałem się każdemu elementowi jego twarzy. Zawiesiłem wzrok na jego pełnych, malinowych ustach. Potem podniosłem go na jego oczy. Nie mogąc się powstrzymać obniżyłem głowę. Znowu spojrzałem w jego oczy. Skrzywiłem się i lekko musnąłem jego szyję wargami. Nagle doszło do mnie co zrobiłem. Szybko wstałem i zacząłem najnormalniej w świecie panikować. 

- E-e-eeeemmm... To ja pójdę wziąć prysznic. - uciekłem do łazienki.

Szeroko otworzyłem oczy nie wierząc w to co zrobił. Dotknąłem mojej skóry tam gdzie jego usta ją musnęły. To miejsce paliło. To było takie niezwykłe i... tak jakby poczułem chęć pocałowania go. Co ze mną nie tak? Czyżbym jednak czuł do niego coś więcej niż zwykłą przyjaźń? Czy to w ogóle możliwe po tak krótkim czasie znajomości? Miliony pytań kłębiły się w mojej głowie i ani jeden odpowiedzi... Podniosłem się z podłogi i ruszyłem na górę gdzie znajdowała się łazienka. Nie słyszałem lejącej się wody, więc zapukałem, a nie  słysząc sprzeciwu wszedłem tam. Moim oczom ukazał się Kai siedzący na podłodze pod ścianą, trzymający się za głowę. Podszedłem do niego i objąłem ramieniem.

- Co jest? - spytałem troskliwie. 
- Przepraszam cię,  ja nie wiem co mnie opętało.
- Ale za co? Nie zrobiłeś przecież nic złego. - uniosłem jego głowę za podbródek uśmiechając się szczerze do niego. - Chodź, trzeba się zbierać do wytwórni. - złapałem go za rękę i podniosłem. 


 Posłusznie wstałem jednocześnie oswabadzając swoją dłoń z uścisku rudzielca. Nie mogę się w nim zakochać. Wiedziałem że nie mogę. Przynajmniej tak sobie wmawiałem. Tae spojrzał na mnie zdziwiony.

- Gdzie jest mój plecak? - spytałem tak po prostu.
- W przedpokoju. Weźmiesz go po drodze jak będziemy wychodzić. - odpowiedział wciąż śledząc każdy mój ruch
- Aha... Dzięki, ale zapomniałem że mam coś jeszcze do zrobienia. Pójdę pierwszy. Jeszcze raz dzięki za wszystko. - czułem, że muszę wyjść. On za bardzo mnie do siebie przyciągał. Musiałem dać sobie odetchnąć. Wyminąłem go kierując się do przedpokoju.

Stanąłem mu w drzwiach zagradzając drogę.
- Nie wypuszczę cię. Nie wypuszczę dopóki mi nie powiesz co to było.
- Ale co?
- To na podłodze w salonie. Nie widzisz jak mi przez ciebie gorąco? - spytałem.


Spojrzałem na niego. Powtórzyłem sobie w myślach jego słowa. Chwilka. Gorąco mu przeze mnie? JONG IN STOP. Nie możesz myśleć o takich rzeczach. Zacząłem walczyć sam ze sobą. Zagryzłem dolną wargę zastanawiając się co mu odpowiedzieć.

- A jak myślisz? Bo według mnie to był pocałunek... - powiedziałem niepewnie. Chciałem wyminąć go i wyjść z pomieszczenia ale zablokował mi drogę ręką.

- To muśnięcie wziąłeś za pocałunek? - zbliżyłem się do niego. Złapałem go w talii i przyciągnąłem do siebie. Wplotłem dłoń w jego włosy, a drugą obejmując go w pasie po czym delikatnie pocałowałem jego usta czekając na reakcję. Pocałowałem go nieco bardziej chciwie. Odwzajemnił pocałunek.
- A to czym dla ciebie było? - spytałem odrywając się od niego.


Moje oczy automatycznie zaszły mgłą. Oblizałem usta. Musiałem przyznać. Chciałem więcej. Pragnąłem znowu poczuć smak jego warg. Zamiast odpowiedzi tym razem ja przyciągnąłem go do siebie. Ale mój pocałunek był bardziej brutalny. Próbowałem jak najtrwalej pozostawić na jego wargach swój ślad. Ten chłopak stał się w moich oczach naprawdę niebezpieczny.


Myślał, że tylko on tego chce? Rozsunąłem jego wargi swoim językiem, pieszcząc jego usta od środka. Po chwili jego język również się dołączył do zabawy. Wsunąłem ręce pod jego koszulkę. Był strasznie gorący. Przejechałem paznokciami po jego plecach a on jęknął cicho w moje usta. Gdy zaczął dobierać się do mojej koszulki nagle zadzwonił telefon.
- ALBO ZA PIĘTNAŚCIE MINUT BĘDZIECIE W WYTWÓRNI ALBO OBU WAS WYLEJĘ! - darł się manager. Szybko zabraliśmy potrzebne rzeczy i wkurzeni z powodu takiego obrotu sytuacji ruszyliśmy biegiem do budynku SM. 


czwartek, 4 lipca 2013

Z życia wzięte - TaeKai

 No to zapraszamy na kolejne nasze opowiadanie roleplay. Tym razem rozdziałowe. Mamy w planach trzy rozdziały.

Paring: TaeKai (Taemin - SHINee, Kai - EXO-K)

Uwagi: Brak

Taemin - POMARAŃCZOWY (Yumi - ja)
Kai - ZIELONY (Nami - Jjong Bling)

- Taemin. Zapraszam cię do mojego gabinetu. - powiedział manager. Posłusznie podążyłem za nim. Otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Usiądź. Wykonałem polecenie i czekałem.
- Musimy poczekać na Kai'a. - powiedział. Na Kai'a? Czy to nie przypadkiem ten chłopak, który świetnie tańczy? Nagle wszedł do pomieszczenia.
- Dzień dobry. - powiedział.
Spojrzał na mnie zimnym spojrzeniem gdy posłałem mu uśmiech. On był dziwny.. Może nie tyle co dziwny ale strasznie chłodny w stosunku do ludzi. Nigdy z nikim nie chciał rozmawiać prócz managerów i choreografów. Byliśmy najlepszymi tancerzami w wytwórni i doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Nie raz zastanawiałem się czemu on taki jest. Czasem wyglądał jakby potrzebował pomocy, ale co ja mogę zrobić? Ledwo go znam.

- Mam dla was obu propozycję. - uśmiechnął się manager.

Rzuciłem przelotne spojrzenie na rudzielca. To był zapewne ten cały Taemin, który PONOĆ ma dorównywać mi w umiejętnościach. Trochę chyba go przeceniają. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda tak, jakby był takim nieporadnym chłopakiem. Widziałem, że chce, żebym przy nim usiadł, ale zamiast tego wolałem oprzeć się o ścianę zachowując jako-taki dystans. Słysząc głos mężczyzny, który razem z nami znajdował się w pomieszczeniu machnąłem grzywką aby odsłoniły mi widok i podniosłem na niego wzrok.

Odwróciłem głowę w jego stronę. Gdy machnął głową ukazały się jego oczy. Były śliczne. Szybko odwróciłem wzrok znów na mężczyznę przede mną.
- A więc chłopcy. Mam dla was taką propozycję iż wystąpicie razem na najbliższym koncercie całej wytwórni. Chodzi mi oczywiście o oprawę taneczną. Wasza dwójka jest najlepsza bez dwóch zdań. Kai podejdź bliżej i przeczytaj kontrakt. - podał nam dwa arkusze papieru. Ciemnowłosy podszedł, chwycił długopis i bez marnowania czasu na czytanie podpisał. Spojrzałem na niego zdziwiony po czym sam szybko przejrzałem kontrakt i również go podpisałem. 
Jong In powtórnie wycofał się pod ścianę, splatając ręce i opierając się jedną nogą. Spuścił głowę w dół.

- Coś jeszcze? - spytał zniecierpliwionym głosem.
- To wszystko. Możecie odejść.
Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Na korytarzu zdążyłem zagadnąć Kai'a.

- Hej Kai! Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało. - powiedziałem z entuzjazmem.
- Tsa. Ja też. - odburknął i odszedł

Skierowałem się w stronę wyjścia z wytwórni. Wcale nie chciałem współpracować z tym dzieciakiem.. Był zbyt żywiołowy i taki szczęśliwy. Moje zupełne przeciwieństwo.Ciekawiło mnie jednak, ile czasu już pracuje w SM. Nie zwykłem interesować się moimi "znajomymi z pracy" i po prostu nie wiedziałem. No ale skoro manager chce naszej współpracy, to wypadało by go trochę poznać. Może zdawałem się być takim, który olewał pracę, obowiązki i inne takie rzeczy, ale jeśli chodzi o czynności, które miały przynieść mi zyski, zawsze angażowałem się jak tylko mogłem. Wielki występ całej wytwórni. Na pewno dostanę za to dużo kasy. Podpisując kontrakt tylko przelotnie go przejrzałem, lecz mignęła mi przed oczami wyraźna suma. Możliwe, że jeśli się postaram dostanę jeszcze więcej pieniędzy. Ruszyłem w stronę budynku, który kiedyś jeszcze nazywałem domem. Czemu teraz go tak nie nazywam? Bo przebywając w nim, nie czuję jakbym był w domu. Nie ma radości, nie ma obojga rodziców, nie ma rodzeństwa, nie ma zapachu obiadu gotowanego przez kochającą mamę. Nie ma nic, co według mnie tworzyło prawdziwy dom. Jedynie pusty budynek codziennie wypełniany zapachem alkoholu i papierosów oraz krzykami kobiety. Kobiety, którą mimo wszystkiego co mi do tej pory zrobiła, kochałem. Mi samemu zdaję się to chore. Z moimi zarobkami w wytwórni mogłem już dawno wynieść się z tego piekła i zamieszkać sam w schludnej, cichej kawalerce. Ale nie mogłem zostawić mojej mamy samej. Wiedziałem, że mimo wszystkich wyzwisk, którymi mnie ciągnęła w dół, potrzebowała mnie. Od czasu, gdy ojciec zostawił ją i mnie dla młodszej kochanki, a raczej po prostu napompowanej silikonem dziwce, mama zaczęła się staczać. Zaczęła wszystkie swoje pieniądze wydawać tylko na papierosy i alkohol. Straciła pracę, a razem z tym nasze jedyne środki utrzymania, pomijając bardzo skromne alimenty, które rok temu ojciec przestał płacić z racji tego, że stałem się pełnoletni. Ja, rozpaczliwie szukając środku dochodu, zdecydowałem się ruszyć na casting do SM Entertainment. Postanowiłem, że jeżeli mam iść do pracy, to chcę robić to co umiem i to co kocham - tańczyć. Przyjęto mnie. Wszystko układało się dobrze. Do pewnego momentu. Z natury, byłem bardzo wrażliwym człowiekiem, którego bardzo łatwo zranić i doprowadzić do ruiny. Pół roku temu, moja matka zaczęła wyładowywać swoją frustrację i złość na mnie. Od tamtej chwili, zawsze gdy pojawiałem się w domu, ona atakowała mnie swoimi zarzutami. Niejednokrotnie płakała, mówiąc, że gdyby nie było mnie, wszystko ułożyłoby się dobrze, wyrzekała się mnie, twierdząc, że nie jestem jej synem, bo zrujnowałem jej życie. Dobrze wiedziałem, że te wszystkie zarzuty tyczyły się jej a nie mnie i gdybym usłyszał to od kogoś innego za pewne nie wziął bym tego do siebie. Ale ona była moją matką. Moją jedyną rodziną. Jedyną osobą na świecie którą kochałem... I wciąż kocham. Wyjąłem klucze do domu. Otworzyłem drzwi. Przekraczając próg pierwszym, znajomym uczuciem który poczułem był ostry zapach tytoniu wypełniający moje nozdrza. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem na wieszaku. Po chwili również buty stały na swoim miejscu. Wyszedłem z przedpokoju i ruszyłem do kuchni by jak najszybciej zgarnąć coś do jedzenia. Złapałem butelkę z wodą mineralną i kilka bułeczek po czym ruszyłem w stronę schodów prowadzących do mojego pokoju. Jak mogłem się tego spodziewać, przede mną stanęła moja matka.
- CO TY TU ROBISZ GÓWNIARZU!? Przecież kazałam ci się wynieść! Nie znam cię! Kim ty w ogóle jesteś?
- Mamo, uspokój się. To ja. Jong In. - odparłem spokojnie starając się opanować łzy, które już cisnęły mi się do oczu.
- JAKI JONG IN!? Przecież Jong In, to mój ukochany synek, on nigdy nie zniszczyłby mi życia!
Jej słowa przebiły mnie na wskroś poczułem jak po moich policzkach obficie spływają łzy. Szybko wbiegłem po schodach, wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Rzuciłem rzeczy które miałem w dłoniach na łóżko klęknąłem przy nim i po prostu zacząłem płakać. Nie dałem rady już tego powstrzymać. Słyszałem jak kobieta wali w drzwi i krzyczy coś, czego nie potrafiłem zrozumieć, ponieważ mój szloch zagłuszał jej głos. Sięgnąłem pod łóżko po omacku szukając pożądanego przedmiotu. Wyjąłem małych rozmiarów strzykawkę. Odsłoniłem żyłę na wewnętrznej stronie swojego łokcia i trzęsącymi się rękoma wbiłem igłę w to miejsce. Nie byłem nawet pewien czy trafiłem. I szczerze mnie to nie obchodziło. Ważne że substancja zadziałała i już po chwili odpłynąłem.

Tak bardzo chciałbym go lepiej poznać.. Ruszyłem w tę samą stronę co on i skierowałem się do swojego mieszkania. Spokojna okolica. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zdjąłem wierzchnią odzież i buty i wlazłem do pokoju. Jak by tu się czegoś o nim dowiedzieć.. No myśl Tae, myśl. Stuknąłem się palcem w czoło. Przecież istnieje coś takiego jak internet. Wziąłem z lodówki zimne mleko bananowe i rozłożyłem się na kanapie z laptopem na kolanach. Wstukałem adres wytwórni a później odnalazłem w bazie Kai'a. A więc nazywa się Kim Jong In... Skąd mu się wziął ten Kai? Dobra nieważne. Urodził się 14.01.1994.. Ciekawe czego się uczył. No, no nieźle.. Balet, Jazz, Hip-hop, Popping, Locking. Jestem pełen podziwu.. Muszę znaleźć sposób żeby normalnie z nim porozmawiać. Mamy w końcu wspólną pasję jaką jest taniec. Może uda mi się z nim nawiązać kontakt. Rzuciłem przelotne spojrzenie na godzinę. Zdając sobie sprawę, że jest już późno wyłączyłem laptopa i odłożyłem go na szklany stolik. Wlazłem na górę i chwyciłem rzeczy żeby wziąć szybki prysznic. Przebrałem się w piżamę i wskoczyłem pod ciepłą kołdrę a moją głowę wciąż zaprzątał Jong In. Ten chłopak jest naprawdę tajemniczy. Zamknąłem oczy i odpłynąłem w błogą krainę snu.

Otworzyłem oczy. Ujrzałem jedynie ciemność. Zamrugałem kilka razy i na jej miejsce wstąpiły promienie słoneczne rażące moje oczy. Przymrużyłem je i rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w jakiejś ślepej uliczce. Sam pośród koszy na śmieci. Przypomniałem sobie ile razy moja rodzicielka nazywała mnie per "śmieć". Cóż za ironia. Uniosłem dłoń i spojrzałem na nadgarstek na którym znajdował się zegarek. Taa. Znajdował się jeszcze wczoraj. Na całe szczęście zostawiłem portfel w pokoju. Sięgnąłem do kieszeni spodni. Wyciągnąłem komórkę, której o dziwo mi nie zwinęli. Czyli trafiłem na jakieś w miarę przyzwoite towarzystwo. Hahahah. Przyzwoite towarzystwo ćpuna. Jak to pięknie brzmi. Na wyświetlaczu telefonu widniała godzina 7:16. Czyli miałem rację. Nie trafiłem dokładnie w żyłę. Jeśli bym trafił to jeszcze przynajmniej z 2 godziny dochodziłbym do siebie. Przypomniałem sobie, że o 9 mam zjawić się w wytwórni. Wstałem, otrzepałem ubrania i wyszedłem z uliczki. Miałem szczęście że nie zaciągnąłem się w dalsze rejony Seulu. Tak jak kiedyś gdy bez kasy wylądowałem na drugim końcu miasta wyglądając jak menel. Taak. Po prostu uskuteczniałem sobie kilkunastogodzinny bardzo przyjemny spacerek żeby lepiej poznać swoje miasto będąc głodnym, spragnionym i dopiero co doszedłszy do siebie po wstrzyknięciu sobie dawki narkotyków. Wracając do zdarzeń teraźniejszych, ruszyłem w stronę mojego domu. Po cichu wszedłem do środka. O tej porze mama jeszcze spała. Wziąłem z mojego pokoju ubrania na dziś i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby i tak dalej. Ubrałem się, wróciłem do pokoju, zgarnąłem kilka won żeby kupić sobie po drodze coś do jedzenia, wziąłem mały plecaczek do którego spakowałem butelkę wody i bułeczki które wczoraj zostawiłem w pokoju oraz buty, koszulkę i dresy na zmianę. Dopełniłem dzisiejszy ubiór czapką (http://obrazki.elektroda.pl/4569240500_1370809475.jpg) pod którą ukryłem swoje wilgotne włosy, po czym zszedłem na dół. Nałożyłem buty i wyszedłem myśląc o tym, jak zabić czas do pory, kiedy miałem pojawić się w wytwórni.

Obudził mnie dźwięk budzika. Podniosłem się na łokciach i znalazłem hałaśliwe urządzenie. Wcisnąłem guzik żeby wreszcie ucichło. Zegarek wskazywał dokładnie siódmą trzydzieści. Przeciągnąłem się i przeciągle ziewnąłem. Wstałem łapiąc się za kark po czym lekko go rozmasowałem. Wziąłem czystą bieliznę oraz ubrania i skierowałem się w stronę łazienki. Napuściłem ciepłej wody do wanny. Z rozkoszą zanurzyłem.się w niej. Kochałem to uczucie. Idealnie odprężało moje ciało. Umyłem się i sięgnąłem po mój zielony ręcznik. Wytarłem się i założyłem czyste ubrania. Kilkakrotnie machnąłem głową. Zszedłem do kuchni napić się gorącej kawy i zjeść śniadanie. Zrobiłem sobie solidną jajecznicę z bekonem, wiedząc iż dziś czeka mnie dużo pracy. Usiadłem przy stole i zacząłem spożywać posiłek. Po skończeniu pozmywałem i wskoczyłem ponownie do łazienki. Szybko ułożyłem swoje niesforne włosy. Była ósma trzydzieści pięć. Czas leciał szybko. Wróciłem do sypialni i chwyciłem telefon, klucze oraz portfel. Ahh.. Zapomniałem. Wyciągnąłem z szafki luźne ubrania idealne do tańczenia. Przecież nie będę wracał do domu w przepoconych, cuchnących ciuchach.. Szybko to spakowałem i zbiegłem na dół. Założyłem buty i złapałem kurtkę. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w stronę studia. Dzięki Bogu, że mieszkam tak blisko. Odetchnąłem z ulgą widząc duży budynek. Ostatnie kilka metrów przebiegłem. Wszedłem do
środka i skierowałem się w stronę sali treningowej. Byłem sam. Czyli Kai też się spóźni. Nie wiadomo czemu na myśl o nim zrobiło mi się ciepło. Postanowiłem więc przebrać się tutaj.

Szedłem w stronę sali treningowej dokańczając bubble tea, którą kupiłem sobie po drodze. Wyrzuciłem kubeczek do kosza stojącego przy drzwiach i otworzyłem je. Wkroczyłem do pomieszczenia i kogo zobaczyłem? Taemina. W dodatku półnagiego. Moje oczy mimowolnie zlustrowały jego wyrzeźbioną klatkę na co policzki lekko zapiekły z nagłego napływu ciepła. Nie zauważył mnie. To dobrze. Otrząsnąłem się. Uniósł na mnie wzrok.
- Ej. Nie wiem do czego jesteś przyzwyczajony, ale to nie jest jakiś klub striptizerski tylko sala treningowa. - odparłem mierząc go chłodnym spojrzeniem i kpiącym uśmiechem

Odwróciłem się słysząc czyjś głos.
- A to ty Kai. Cześć. Ja się tu tylko przebieram, nie wyobrażaj sobie za wiele. - zaśmiałem się na co odpowiedział mi jego delikatny, lekko zauważalny uśmiech. Szybko założyłem resztę garderoby i ruszyłem w jego kierunku. Gdy stanąłem obok niego poklepałem go po ramieniu.
- Chyba powinniśmy się lepiej poznać. Mam na imię Taemin. - wystawiłem dłoń czekając na jego reakcję. Spojrzał na rękę i obrzucił mnie spojrzeniem pełnym pogardy tak jakby czuł się lepszy.

Wolałem się do niego nie zbliżać. Odwróciłem się mówiąc
- Jakbym nie wiedział. Ty o mnie już pewnie wszystko wiesz, więc nie potrzebuję się przedstawiać. - nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę przebieralni.

Odszedł. Po prostu sobie poszedł do przebieralni. Zrobiło mi się trochę smutno sam nie wiem dlaczego. Wrócił w bokserce i luźnych spodniach, które w kroku były długie aż do kolan. Wszędzie gdzie go widziałem miał właśnie takie lub podobne spodnie. Oglądałem kilka jego występów i muszę przyznać, że jest świetny. Sam nie czułem się gorszy i postanowiłem mu udowodnić, że myli się biorąc mnie za gorszego od siebie.

- Bawimy się w jakieś pokazy możliwości czy zwykły trening? - spytałem przełamując ciszę. Wsunąłem palce we włosy opadające mi na czoło i odgarnąłem je do tyłu

- A co? Chcesz zabłysnąć przed starszym kolegą? - spytałem zjadliwie.
- Starszym? Serio? Ile ty masz lat? - patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Jestem tylko rok starszy ale dłużej tu pracuję. Zdziwiony? - spojrzałem na Kai'a który stał z roztwartymi ustami.
- Lepiej je zamknij. - zaśmiałem się po czym podszedłem i sam zamknąłem mu usta.

Odtrąciłem jego dłoń jakby mnie poparzyła.
- A ty lepiej mnie nie dotykaj - powiedziałem cedząc każde słowo. Podszedłem do mojego plecaka i wyjąłem z niego butelkę wody żeby się napić. Nie wiem czemu, ale zawsze gdy byłem zdenerwowany to picie czegoś chłodnego mnie uspokajało. Odłożyłem butelkę. Postanowiłem od tej pory unikać wzroku, jak się okazało, starszego rudzielca.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Co mu jest? Jeszcze nigdy nie spotkałem się z kimś tak wyobcowanym od najmniejszego ludzkiego dotyku. Nagle do sali wszedł jakiś mężczyzna. Przedstawił się po czym powiedział, że jest naszym choreografem i miło mu nas poznać. Kai nawet do niego nie podszedł. No kto by pomyślał.. Podałem mu dłoń.
- Możemy zaczynać? Nie mam zamiaru spędzić tu całego dnia. - powiedział Kai.
- Tak, tak. Chodźcie tutaj.
Podeszliśmy do wyznaczonego miejsca a facet zaczął uczyć nas kroków.
- Raz i dwa i trzy obrót pięć i sześć przejście. Właśnie tak! Świetnie wam idzie. A teraz Taemin staniesz za Kai'em. O tak. I powtórzcie ten ruch tylko w przeciwne sobie strony. - instruował. Przy wykonywaniu tego ruchu mój wzrok zatrzymał się na śladach na ręce Jong In'a które wyglądały jak ukłucia po igłach. Jedno wydawało się nawet świeże. Nie sądzę żeby on honorowo oddawał krew.. Czyżby on ćpał? Poczułem ból na ramieniu. To Kai próbujący wyrwać mnie z rozmyśleń.

- Żyj. Nie mam zamiaru przebywać tu dłużej niż potrzeba, hyung - ostatnie słowo wypowiedziałem z nieukrywaną kpiną. Od tamtego czasu Taemin dziwnie się na mnie patrzył. Tak jakby miał do mnie jakieś pretensje, nad którymi jednocześnie głęboko się zastanawiał. Nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy więc po prostu nie czekając na niego zacząłem wykonywać ruchy, które pokazał nam choreograf.
- Bardzo dobrze wam idzie. Jak tak dalej pójdzie to za jakiś tydzień będziecie umieli choreografię. Teraz odpocznijcie chwilkę.

Potrząsnąłem głową i skierowałem się w stronę ławki. Usiadłem na niej wciąż myśląc o Kai'u. Spojrzałem na niego a obiektem moich obserwacji była jego ręka. Zauważyłem tam mnóstwo takich śladów. Czyli to jednak prawda.. Ale.. Ciekawi mnie dlaczego on to robi. Muszę to z niego jakoś wydobyć tylko nie wiem jak skoro jest tak zamknięty w sobie...
Chyba mam pewien pomysł. Podniosłem się i ruszyłem w jego kierunku. Usiadłem obok niego.
- Może skoczymy gdzieś po treningu? - spytałem.
- To zabrzmiało jakbyś zapraszał mnie na randkę. - zaśmiał się.
Miał śliczny uśmiech, który ujrzałem pierwszy raz.
- Traktuj to jak chcesz. To jak?

Spojrzałem na niego. Zdawał się być miłą osobą. Miłą, spokojną osobą. Bez żadnych problemów. Mającą kochając rodzinę do której zawsze może się zwrócić. Wzbudził we mnie lekką zazdrość. Zlustrowałem jego twarz. Nie chciałem się do niego zbliżać ale nie jestem masochistą. Skoro mogę odwlec powrót do domu to skorzystam. Już otwierałem usta by mu odpowiedzieć gdy usłyszałem jak mój telefon dzwoni. Wyjąłem telefon. Na wyświetlaczu widniało imię mojego zaufanego dilera. Ruszyłem do przebieralni mrucząc ciche "przepraszam". Zamknąłem za sobą drzwi i odebrałem
- Dzisiaj 17. Tam gdzie zawsze. Nie spóźnij się. Nie jesteś jedynym klientem. - powiedział i rozłączył się. Jak zwykle. W myślach uporządkowałem sobie wszystko. Kończymy o 15:30, a o 17 muszę być na miejscu. Nie mogę zapomnieć. Z powrotem wszedłem do sali. Podszedłem do Taemina.
- Co do twojej wcześniejszej propozycji, zrobię ci tę przyjemność. Zgadzam się.

Nie spodziewałem się, że się zgodzi. Nawet nie obstawiałem takiej odpowiedzi.
- Cieszę się. To skoczymy tuż po treningu. Przebierzemy się i pójdziemy coś zjeść. Ja płacę. - powiedziałem. - Zgoda?
- Taak. Tylko o 17 mam ważne spotkanie na które muszę iść. - odparł.
- Rozumiem. - uśmiechnąłem się do niego ciepło.
- No chłopcy. Wstawajcie. Jeszcze sporo roboty przed wami.
Wstaliśmy gotowi do dalszych ćwiczeń. Kai wydawał się teraz jakiś bardziej zrelaksowany. Nie rozumiem go choć tak bardzo bym chciał. Dochodziła piętnasta trzydzieści. Pożegnaliśmy managera i ruszyliśmy w stronę przebieralni. Zaraz po tym wyszliśmy z budynku żeby skierować się do pobliskiej knajpki.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy wolny stolik z dala od wejścia. Obaj chwyciliśmy menu żeby sprawdzić ofertę. Wybrałem sobie kimchi z kapusty.

Wertowałem menu szukając czegoś na co miałbym jako taką ochotę. Gdy już wybrałem sobie potrawę podszedł do nas kelner pytając o to, co chcielibyśmy zamówić
- Kimchi z kapusty - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Popatrzyliśmy na siebie, Taemin zaśmiał się. Na moją twarz również mimowolnie wstąpił uśmiech.
- Coś do picia? - powtórnie spytał kelner.
-Teraz ty pierwszy mówisz - powiedział Tae wciąż się uśmiechając
- Szklankę wody z cytryną. - powiedziałem
- Ja to samo co kolega - odparł rudzielec

Jeszcze raz spojrzałem w stronę Kai'a. Z uśmiechem na twarzy odwrócił się w moją stronę.
- Cóż za zbieg okoliczności. - zaśmiałem się.
- To było dziwne. - odparł.
- Oj tam zaraz dziwne.
Poczekaliśmy chwilę zanim nadeszło nasze zamówienie. Obaj szybko wszystko zjedliśmy i zadowoleni opadliśmy na krzesła popijając wodę z cytryną. Kai od czasu do czasu zerkał na godzinę. Nagle wstał i oznajmił, że musi już iść. Podziękował i pośpiesznie wyszedł. Postanowiłem go śledzić.

Ruszyłem w stronę umówionego miejsca. Głowa zaczęła mnie boleć a przełyk palić. Wiedziałem że już zaczyna brać mnie głód. To uczucie towarzyszyło mi przez całe nasze spotkanie, lecz teraz czułem jakby z każdą sekundą się nasilało. Nawet nie zauważyłem gdy zacząłem biec nerwowo spoglądając na zegarek. 16:57. Muszę być tam jak najszybciej. Odetchnąłem z ulgą widząc skręt w ciemną uliczkę, której na pierwszy rzut oka trudno było zauważyć. Skręciłem w nią. Zobaczyłem kilku ludzi. W oczy rzuciła mi się blond czupryna dilera. Wyjąłem z plecaka portfel i podbiegłem do niego przeciskając się między innymi osobami.
- Jestem - odparłem patrząc na niego wyczekująco.
- Świetnie. Dzisiaj mam dla ciebie aż 8 dawek. Powinieneś być mi wdzięczny że tyle dla ciebie załatwiam - Powiedział wyciągając plastikowe pudełko z kilkoma strzykawkami.
- Nie gadaj tyle. - Wcisnąłem mu do ręki banknoty i chwytając obiekt cofnąłem się od ludzi na około 4 metry. Oparłem się o ścianę i wyjąłem jedną strzykawkę. Resztę wsadziłem do plecaka. Nie chciałem ich zgubić będąc pod wpływem. Odsłoniłem tą samą żyłę co wczoraj. Tym razem musiałem, chciałem idealnie trafić. Wbiłem ostrą końcówkę igły w skórę i wstrzyknąłem substancję. Trafiłem. Czułem to. Nagle poczułem się tak cudownie rozluźniony. Odetchnąłem z ulgą. Machając się lekko wstałem i ruszyłem w losowo wybraną stronę.



Ruszyłem za nim. W pewnym momencie zaczął biec. Również przyśpieszyłem żeby nie stracić go z oczu. Skręcił w jakąś ciemną uliczkę. Postanowiłem nie zapuszczać się w nią i trzymać z daleka. Poczekałem aż wyjdzie. Po chwili pojawił się z pudełeczkiem. Wyjął z niego strzykawkę, a resztę wrzucił do plecaka. Wbił w rękę. A więc to prawda.. Po chwili ruszył w dalszą drogę. Szedł ślepo, chwiejąc się na nogach. Szybko ruszyłem za nim jednak idąc w takiej odległości aby mnie nie zauważył. Zbliżał się do grupki jakichś dresów. Przechodząc nie chcący uderzył jednego z nich w ramię. Tamten zbulwersowany złapał go za bark i odwrócił.
- Jak łazisz kurwa. - warknął.
- Odpierdol się. - odburknął Kai.
- Już my cię nauczymy kultury. - zarechotał i kiwnął palcem w stronę kolegów. Wszyscy ruszyli w stronę Jong In'a.  Jeden z nich uderzył go z pięści w brzuch co spowodowało, że chłopak skulił się z bólu. Po chwili leżał na ziemi a oni go kopali. Stałem jak idiota nie mogąc mu pomóc. Modliłem się żeby go zostawili i odeszli. W końcu go zostawili. Szybko ruszyłem w stronę leżącego człowieka. Pośpiesznie go podniosłem. Postanowiłem, że zaniosę go do siebie do domu, Przerzuciłem sobie jego rękę przez szyję i ciągnąłem go za sobą. Po drodze wypluł trochę krwi. Dotarliśmy. Przeszukałem jedną ręką kieszeń w celu znalezienia kluczy od domu. gdy je znalazłem otworzyłem drzwi i wprowadziłem go do domu, zamykając za sobą drzwi kopniakiem. Zaniosłem go do swojej sypialni i położyłem na łóżku. Sam zszedłem na dół aby zamknąć drzwi na klucz. Skierowałem  się w stronę kuchni żeby przygotować mu coś do picia gdyby się obudził. Po zrobieniu napoju zaniosłem go do pokoju i postawiłem na szafce nocnej. Nakryłem go kocem żeby nie zmarzł a sam skierowałem się w stronę kanapy w salonie. Ułożyłem się na niej wygodnie i myśląc o kolejnym dniu, zamknąłem oczy odpływając...

  Spodobało Ci się? Nie spodobało? Zostaw opinię to dla nas ważne!