piątek, 29 listopada 2013

Z życia wzięte 6

 Yaaay! Tak długo tego nie było, więc najwyższy czas dodać! Obiecujemy, że kolejny rozdział pojawi się szybciej. A teraz tak. Chciałabym serdecznie podziękować tym, którzy to czytają i komentują. Dzięki nim ma się ochotę pisać dalej. Dziękuję Emily Lee, Klaudii Mottyl, Majce96 oraz wszystkim, którzy komentują. Wasze zdanie naprawdę się dla nas liczy, ponieważ piszemy to dla WAS. Dziękujemy za to, że jesteście. Śledźcie nas na bieżąco! Już bez zbędnego przedłużania. ZAPRASZAM DO CZYTANIA! /Yumi (Lee Taemin)
 
 TAEMIN - Yumi
 KAI - Nami
 ***
 - Kai... Ty idioto. To moja KUZYNKA. Rozumiesz? K U Z Y N K A. 
- Cześć, nazywam się Lee KyoRi. - powiedziała. - Ja na prawdę jestem jego kuzynką.. Potrzebowałam pomocy od Taemina. 

- Nie obchodzi mnie to. Daj mi wszystko przemyśleć. Odezwę się. - powiedział młodszy.
Złapałem go za rękę.
- Obiecujesz? - spytałem ze łzami w oczach.
- Obiecuję. 
Przytuliłem go.
- Kocham ciebie i tylko ciebie. Nie potrafiłbym cię tak zranić. Uwierz mi, proszę. - wyszeptałem mu do ucha.
- Mhm. - odparł i odszedł. Patrzyłem za nim jakiś czas dopóki nie zniknął za zakrętem.


Stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do budynku, do którego miałem już nie wracać. Nacisnąłem klamkę. Drzwi otworzyły się a ja wstąpiłem do środka. Znów ten znajomy zapach... Ale chwila... Tym razem nie czuję żadnego alkoholu... Ruszyłem w stronę schodów.
- Już mu się znudziłeś co? - usłyszałem głos mojej matki. Odwróciłem się. Stała z założonymi rękoma trzymając w dłoni papieros. Ale... Coś się w niej zmieniło... Wyglądała na bardziej zadbaną i co najdziwniejsze, nie była pijana. Przynajmniej na to nie wyglądała. Bez słowa odwróciłem się i zacząłem pokonywać pojedyncze stopnie.
- Znam to uczucie. Sam wiesz jak to między mną a twoim ojcem się potoczyło. A skoro już o tym... Poznałam kogoś. On bardzo chcę cię poznać. Znowu zamarłem na chwilę, lecz potem znów ruszyłem do mojego pokoju. Wszedłem do środka. Nic się nie zmieniło. Wszystko wyglądało tak samo, jak to zostawiłem. Musiałem odpocząć. Z plecaka z moimi rzeczami wyjąłem pudełko i przedostatnią dawkę narkotyku. Bez żadnych zastanowień podwinąłem rękaw i wbiłem igłę w żyłę. Ogarnął mnie błogi stan, a po chwili zostałem otulony przez ciemność.

Zrozpaczony wszedłem do środka. 
- Poczekaj. - odezwałem się i pobiegłem na górę. Wyjąłem z portfela pieniądze i zszedłem na dół. 
- Proszę. Nie musisz mi ich oddawać. Mam wrażenie, że straciłem coś cenniejszego.
- Dziękuje Tae! Dziękidziękidzięki! - rzuciła mi się na szyję. 
- No już, już. I pozdrów ode mnie rodziców.
- Dobrze. - pomachała mi na pożegnanie i wyszła. Usiadłem na podłodze i zacząłem ryczeć. Tak bardzo byłem zły na siebie. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas. Zwinąłem się w kłębek i płakałem kilka dobrych godzin bez przerwy. W końcu postanowiłem do niego pójść. Miał się odezwać ale ja nie wytrzymam. Muszę z nim porozmawiać. Szybko się ogarnąłem i wsadzając ręce do kieszeni ruszyłem w stronę domu jego matki wiedząc, że tam jest. Zapukałem lekko do drzwi. Przede mną stanęła kobieta, która zupełnie nie przypominała tej gdy byłem tu po raz pierwszy. Była zadbana i.. trzeźwa? Cud.. 
- Dz-dzień dobry. Jest Jong In? - spytałem nieśmiało.
- Jest u siebie, wejdź. - była wyraźnie 
zdziwiona. 

- Pierwsze drzwi po lewej. - powiedziała.
- Dziękuję. 
Dlaczego ona nagle jest dla mnie taka miła? Przeraża mnie. Dobra. Teraz najważniejszy jest Kai. Zapukałem do jego pokoju. Brak odpowiedzi. Uchyliłem drzwi i wsadziłem głowę. Zauważyłem postać klęczącą przy łóżku. Wszedłem do środka. Ukucnąłem obok niego.
- Kai.. - złapałem go za ramię. - Ja nie mogę bez ciebie wytrzymać. - spojrzał na mnie. Jego źrenice były rozszerzone a obok niego leżała pusta strzykawka. Znowu ćpał. I to tym razem przeze mnie.
- Jong In. Przepraszam cię. Przepraszam za to, że ci nie powiedziałem. Przepraszam za wszystko tylko wróć do mnie. Bez ciebie jestem nikim. - zaniosłem się głośnym płaczem.


Spojrzałem na kogoś. Jakąś czarno-czerwoną osobę. I jej twarz zraszoną krwawymi łzami. Skojarzyłem kim była. Zatrząsłem się od swojego psychopatycznego śmiechu, który potem przerodził się w głośny, suchy szloch. Uwiesiłem się na Taeminie.
- Nienawidzę cię! Co... Ja... Kocham... Zostań... - I znów zacząłem się śmiać.
- Nienawidzę siebie! Nie! - powtórnie moim ciało przeszedł dreszcz spowodowany bolesnym szlochem. Złapałem się za skronie i ciągnąłem za włosy. Opadłem na podłogę zjeżdżając swoją dłonią od czoła po obojczyk zahaczając o górę bluzki. Patrzyłem na ścianę. Czerń poplamiona różowymi, pomarańczowymi i czerwonymi kleksami. Tylko to widziałem.

- Kai. Kai uspokój się, proszę cię. - złapałem jego ręce. - Nigdy cię nie zostawię. - pogładziłem jego policzek po czym pocałowałem go w czoło. 
- Połóż się.. - wstałem i pomogłem jemu, prawie go niosąc. Przykryłem go kołdrą, a sam usiadłem na skraju łóżka. Złapałem jego dłoń i delikatnie ją gładziłem.
- Jonginnie, kocham cię. Zrozum to.. - powiedziałem i chwilę po tym usłyszałem zamykane drzwi. Ktoś podsłuchiwał? Ehh.. Nieważne. Wpatrywałem się w jego twarz niczym w obraz. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz. Odgarnąłem włosy z czoła. Podniosłem się. Spałem na Kaiu? Nie chcąc go obudzić delikatnie wysunąłem swoją dłoń z jego. Cichutko wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół w kuchni siedziała jego matka.
- J-ja przepraszam... Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. - tłumaczyłem się.
- Spokojnie. - uśmiechnęła się. - Nic się nie stało. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję. Wracam do domu. Do widzenia. - powiedziałem i pośpiesznie wyszedłem kierując się w stronę własnego domu.

Otworzyłem oczy. Przywitał mnie potworny ból głowy. Powoli usiadłem. Najchętniej zacząłbym wrzeszczeć na całe miasto z bólu... Trzeba coś na to zaradzić... W wolnym tempie założyłem na siebie wczorajsze ciuchy i wyszedłem z pokoju cały czas jedną dłoń dociskałem do swojej skroni. Zszedłem do kuchni. Przywitał mnie widok mojej matki z kubkiem kawy w jednej dłoni i z papierosem w drugiej. Rozejrzałem się. Żadnego alkoholu. Łał. Czy to ten mężczyzna o którym mówiła tak na nią wpłynął? A no właśnie... Wczoraj... Otworzyłem szufladę w poszukiwaniu tabletek.
- Jeśli chcesz tabletki na ból głowy to spójrz tam. - zerknąłem na kobietę, a potem na kierunek który wskazywała swoim palcem. Chwilka... Pomalowała paznokcie? Chyba naprawdę chce się przypodobać temu facetowi... Na stoliku stał kubek z kawą oraz jedna tabletka przeciwbólowa. Usiadłem przy owym stoliku, łyknąłem tabletkę i czekając na efekt zacząłem pić ciepły napój. Ciszę przerwała moja matka.
- Wiesz... Ten Taemin wcale nie jest taki zły jak myślałam... I chyba naprawdę cię kocha.
- Błagam. Nie wspominaj o nim... - znowu zapadła cisza. Widziałem jakby chciała mi coś powiedzieć, ale zaciskała usta. Nie miałem zamiaru jej zmuszać. Spojrzałem na zegar. 8:30. Za pół godziny muszę być na sali treningowej. Z Taeminem... Na całe szczęście migrena prawie do końca znikła więc mogłem w miarę normalnie funkcjonować. Dopiłem napój. Poszedłem do pokoju, wziąłem ubranie i bieliznę, wszedłem do łazienki, wziąłem prysznic, umyłem zęby i tak dalej. Wyszedłem już gotowy. Zużyte ubrania z plecaka położyłem na łóżku zamieniając je świeżymi. Chwyciłem swój plecak i ruszyłem na dół. Nałożyłem buty. Już uchylałem drzwi, ale nagle zacząłem się zastanawiać nad pewną rzeczą...
- Wychodzę! - krzyknąłem.
- Powodzenia w pracy - usłyszałem głos mojej rodzicielki. Na moją twarz wstąpił nieznaczny uśmiech, a moje serce wypełniło nieznane dotąd uczucie. Wyruszyłem do wytwórni. Po jakimś czasie stałem już przed wejściem. Wziąłem głęboki oddech zastanawiając się nad tym, czy Taemin jest już na sali. Przekroczyłem próg i skierowałem swoje kroki w stronę drzwi prowadzących do sali treningowej. Otworzyłem drzwi. Pusto. Wypuściłem powietrze z ulgą. Dobra, trzeba się przebrać. Ruszyłem w stronę przebieralni w drodze zdejmując z siebie koszulkę.

Usłyszałem ciche szmeranie w przebierali obok. Czyżby Kai przyszedł? Może ze mną porozmawia. Wyszedłem z przebieralni i zacząłem udawać, że wykonuję ćwiczenia rozciągające. Gdy wyszedł i mnie zobaczył był mocno zdziwiony. Nie odezwałem się słowem.
- Cześć? - wypowiedział niepewnie.
- Cześć. - odpowiedziałem nie przerywając wykonywanej czynności. Postanowiłem go podręczyć obojętnością.
- Chciałem z tobą pogadać. - powiedział drapiąc się po głowie.
- To najwyżej po treningu. Musimy dużo ćwiczyć. - odwróciłem się w jego stronę obserwując jego reakcję.

Ehhh... Spojrzałem na niego i poszedłem w jego ślady. Czułem że atmosfera jest ciężka. Zacząłem zastanawiać się nad tym, czy nie zrezygnować z rozmowy z nim. Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Przyszedł trener. Starałem się nie zwracać uwagi na Taemina. Skupiałem się na ruchach, które już i tak szły mi płynnie a te treningi były tylko po to, by "nie zhańbić dobrego imienia SM Ent." Zatrudniają najlepszych z najlepszych poddają na samym początku morderczym treningom a potem jeszcze mają wątpliwości w to, czy dobrze się spiszą. Ale co się dziwić, najlepiej prosperująca wytwórnia w całej Korei Południowej... Nawet nie zauważyłem gdy minęło pół godziny. Przerwa. Ruszyłem w stronę ławki. Usiadłem i spojrzałem na Taemina. Spróbuję. Poklepałem miejsce obok siebie.

Przez chwilę zastanawiałem się czy podejść i usiąść. W końcu powolnym krokiem ruszyłem w jego stronę. Drażniłem go kręcąc biodrami. Widziałem, że się niecierpliwił. W końcu usiadłem obok niego zachowując dystans.
- Więc? - spytałem.
- No..bo wiesz Tae.. - nerwowo splatał palce.
- Nie wiem. Ale myślę, że się dowiem.
- Tak.. na początku chciałem Cię przeprosić. Widziałeś mnie wczoraj w tym... stanie.. - widać było że się zawstydził.
- Stanie? Po prostu byłeś naćpany Kai. - odparłem rzucając mu krótkie spojrzenie. - Najpierw krzyczałeś, że mnie nienawidzisz, a później, że kochasz.


Spojrzałem zrezygnowany na rudowłosego.
- Przepraszam po prostu... Jestem okropny... Nie warty zaufania... Nie zdziwi mnie jeżeli nie będziesz chciał już więcej ze mną być... - opuściłem wzrok. Czułem że próżno w mojej sytuacji błagać o wybaczenie. Jego spojrzenie mnie paliło. Żałowałem tego wszystkiego co zrobiłem... Ale... - Ale to przecież ty to zacząłeś gdy wyszedłeś nie mówiąc mi nic... - zagryzłem wargę zdenerwowany.

- A co miałem ci powiedzieć? Że wujek wplątał się w kłopoty i KyoRi prosiła mnie o pomoc? Po co mam ci zawracać głowę takimi bzdurami? Powinieneś mi ufać i zrozumieć, że nic mnie z nią nie łączy prócz więzy krwi. Podniosłem wzrok. Tępo wpatrywał się w podłogę.


Zerwałem się na równe nogi. 
- Tak. Jestem zazdrosny, nieodpowiedzialny, głupi i wszystko inne... Ale co ja mam poradzić na to że cię kocham...? - zacisnąłem usta. Krzyknąłem do trenera że dzisiaj muszę wyjść wcześniej i ruszyłem szybkim krokiem do przebieralni czując jak po moich policzkach spływają pojedyncze krople.

Wstałem natychmiast za nim. Chciałem go złapać ale zwiał do przebieralni. Bez żadnych ceregieli wparowałem do środka. Stał z nagim torsem, a koszulkę trzymał w ręce. Aż zakręciło mi się w głowie. Szybko się opanowałem wyrzucając nieprzyzwoite myśli, które były teraz zupełnie nie na miejscu.
- Ubierz się i nigdzie nie idziesz, kochanie. - powiedziałem stanowczo.
- Zaraz, kochanie? - był szczerze zdziwiony.
- No tak. Myślałeś, że tak łatwo zrezygnuję z kogoś kogo kocham nad życie? - przejechałem palcem po jego klatce piersiowej aż do ust. Powoli zbliżyłem się do niego i złączyłem nasze wargi.


Sparaliżowało mnie gdy poczułem jego dotyk. Co robić? Chyba nigdy nie postawiono przede mną takiej trudnej decyzji... Serce o mało nie wyrwało mi się z piersi gdy poczułem jak jego język penetruje wnętrze moich ust. Z moich ust wydobył się zagłuszony przez pocałunek jęk. Położył dłonie na moim torsie i zaczął popychać mnie do tyłu. Moje rozgrzane ciało spotkało się z zimną ścianą powodując dreszcze. Przyparł mnie do powierzchni układając ręce na moich plecach. Oderwał się ode mnie tworząc między naszymi ustami ledwo widoczną nitkę śliny po czym ponownie wbił się w moje wargi.

Nie mogłem się opanować. Tak bardzo zapragnąłem go w jednej chwili. Serce podpowiadało mi żebym robił to co czuję jednak rozum kłócił się z nim, że może się to źle skończyć jeśli ktoś się dowie. Z wielkim trudem odkleiłem się od niego.
- Nie...tutaj... - próbowałem opanować drżenie głosu.
Kiwnął tylko głową i uśmiechnął się. Założył koszulkę i wyszliśmy z przebieralni.

Ruszyliśmy w stronę trenera.
- Jesteście perfekcyjni. Poćwiczcie jeszcze jak chcecie i możecie iść. - powiedział trener. - Praca z wami to była sama przyjemność. - uśmiechnął się i wyszedł.
- To jak? Ostatni raz i idziemy do mnie? - uśmiechnąłem się prowokująco.
- Pewnie. - odparł.
Zatańczyliśmy jeszcze raz ten sam układ. Wychodziło nam idealnie. W końcu skończyliśmy. Pędem ruszyliśmy do przebieralni, a później do mojego domu.


Gdy tylko weszliśmy do domu zostałem jawnie zaatakowany. Ale podobało mi się to. Szybko pozbyliśmy się butów i wierzchnich warstw odzieży kierując się w stronę sypialni Taemina. Gdy otwierałem drzwi na oślep przypierany do nich przez rudowłosego byłem już półnagi. On zresztą też. Gdy tylko drzwi uległy, Tae wręcz z dzikością zaczął pchać mnie w stronę łóżka na które opadłem poddając się jemu. Rozłożyłem ręce a on po prostu stanął i patrzył się na mnie przez kilka sekund. Jego twarz rozjaśnił uśmiech a ja już po chwili czułem jego dłonie majstrujące przy moich spodniach.

Tak bardzo go pragnąłem, że nie bawiłem się w żadne gierki wstępne. Wiedziałem, że sam tego chciał ponieważ się nie opierał. Na jego twarzy widniał uśmiech gdy zacząłem ściągać z niego spodnie. Chwilę masowałem jego męskość przez cienki materiał bielizny, lecz po chwili to też zniknęło. Leżał pode mną całkiem nagi. Chwyciłem jego nabrzmiałego penisa w dłoń i zacząłem szybko poruszać dłonią jednocześnie całując jego brzuch. Doszedł. Stwierdziłem, że pora na coś ciekawszego. Odwróciłem go i klepnąłem w pośladek. Bez niczego wbiłem się w niego. Próbowałem być delikatny ale wypełniała mnie dzika żądza i nie potrafiłem nad sobą zapanować. Wykonywałem coraz szybsze i głębsze ruchy rozkoszując się donośnymi jękami Kaia. Uwielbiałem to tak bardzo.. Po chwili wygiął się w łuk. Doszedł drugi raz, czyli teraz kolej na mnie. Złapałem go za biodra i przyśpieszyłem jeszcze bardziej. Krzyczał z rozkoszy. Z szaleńczym uśmiechem wykonywałem mocne i szybkie pchnięcia by po chwili jego ciało wypełniło
moje ciepłe nasienie. Opadłem obok niego ledwo oddychając. Pot spływał mi po czole, a ja czułem się szczęśliwy jak nigdy wcześniej.


Mocno wtuliłem się w rudowłosego. To nie był seks.. To było coś pięknego. Coś czego nie da się opisać słowami.
- Wiesz Tae.. Kocham cię. Nie obchodzi mnie jak ludzie zareagują. Chcę żeby wszyscy wiedzieli. - wtuliłem się w jego tors.
- Ja ciebie też kocham Jonginnie. - jego dłoń spoczęła na moim policzku delikatnie go głaskając.

- A teraz zamknij oczy i śpij. Jutro przed nami wieelki dzieeeń. Musisz być wypoczęty.

 ***
Zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. To motywuje!

środa, 2 października 2013

"Nienawidzę poniedziałków."

Myślę czy robić z tego coś więcej czy tylko takiego beznadziejnego one-shota. Wybaczcie, że nie ma szóstego rozdziału " Z życia wzięte" no ale szkoła się zaczęła, mam masę nauki i wgl. Nabazgrałam to dzisiaj i właśnie skończyłam. Mam nadzieję na jakieś komentarze i te pozytywne i negatywne. Dobrze by było dowiedzieć się co wam się podoba, a co nie. Więc zapraszam do czytania~

 /Yumm~

***
 Był poniedziałek. Okropny dzień. Najgorszy dzień tygodnia dla wielu ludzi. Dla Baekhyuna również. Nawet będąc na urlopie, jakoś dziwnie tego dnia nie lubił. Pewnie z przyzwyczajenia. A akurat tamten poniedziałek, wydawał się mu jeszcze okropniejszym poniedziałkiem, ponieważ po całotygodniowej walce z potężnym przeziębieniem, wrócił do pracy. W pracy czekało na niego multum zaległości. Urobił się straszliwie. Dodatkowo ta szaruga jesienna źle na niego wpływała. Od rana lało jak z cebra. Szaro, mokro, chłodno, brzydko. Niby to nic dziwnego, wszak już jesień, ale Szczeniaczek i jesieni nie znosił. Zwłaszcza takiej. Smutnej i płaczącej deszczem od rana.
 - A niech to szlag trafi! - burknął sam do siebie, wychodząc z biurowca swojej firmy.
Ulica tonęła w deszczu. Chłopak, garbiąc się, rozłożył parasol i skierował swe ociężałe kroki do pobliskiego supermarketu. Musiał zrobić jeszcze zakupy przed powrotem do domu. Lodówkę miał niemalże pustą. Przez cały tydzień choroby nie wychodził z domu. Zły był jak osa, że musi w taką pogodę łazić po ulicy wśród tłumu przemoczonych przechodniów. Najchętniej wsiadłby już do autobusu by jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie czuł się dobrze. Był osłabiony chorobą, a pogoda dodatkowo potęgowała jego złe samopoczucie. Poczucie obowiązku nakazywało mu jednak zrobić zakupy. Musi przecież wreszcie jakiś porządny obiad ugotować żeby nabrać sił. Kiedy dotarł do supermarketu, był już pewny, że żadnych większych zakupów robić nie będzie. Odechciało się mu całkowicie. Buty miał przemoczone. Było mu zimno. Poczuł się jeszcze bardziej osłabiony. Dreszcze przelatywały Bekonowi po plecach. Czoło zrosił zimny pot. Nie brał nawet wózka na zakupy. Nerwowym ruchem chwycił za koszyk i poczłapał do środka.
Po dziesięciu minutach był już gotowy z zakupami. Kupił jedynie pieczywo, masło, ser, a na obiad: kurczaka, trochę jarzyn i ziemniaki. Ustawił się do kolejki przy najmniej obleganej kasie, zastanawiając się jeszcze na szybko, czy czegoś w domu jeszcze nie brakuje. Przypomniało mu się, że proszek do prania jest na ukończeniu. Odruchowo odwrócił się by sprawdzić jak daleko ma do stoiska chemicznego. Odległość wydała się nie do pokonania. Nie dzisiaj. Nie w takim dniu. Odwracając się na powrót twarzą do kasy, w kolejce przy kasie obok, zauważył mężczyznę, którego widział parę godzin temu na korytarzu biurowca. Mężczyzna patrzył na niego i uśmiechał się. Zawstydził się. Czuł się fatalnie. Miał wrażenie, że fatalnie też wygląda. Wstyd ogarniał go coraz mocniej, dając swój wyraz piekącym rumieńcem na spoconej wcześniej twarzy. Pewnie dlatego, że mężczyzna był bardzo przystojny i elegancki. Zauważył to już na korytarzu biurowca, kiedy szedł po kawę do automatu, ale że czuł się źle, nawet się na moment nie zastanowił kto to taki. W innym dniu z pewnością choćby oko dyskretnie na nim zawiesił. Zawsze  podobali mu się tacy zadbani mężczyźni. Ale teraz, kiedy się tak fatalnie czuł, wolałby żadnego takiego nie widzieć. A ten oto, jeszcze się do niego uśmiecha. BaekHyun poczuł, że rumieniec nabiera na sile, szybko spuścił więc wzrok, i udając, że nagle zainteresowała go reklama nowych artykułów, wlepił oczy w wiszący nad kasą plakat. Marzył, aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.
Po uregulowaniu należności za zakupione artykuły i załadowaniu ich byle jak do torby, Baekkie szybkim krokiem skierował się do wyjścia. Pech chciał, że kiedy wychodził już ze sklepu, jakiś dwóch chłopaczków, wbiegając do środka, wytrąciło mu torbę z rąk. Prawie cała zawartość jego torby wysypała się na posadzkę. Najgorsze, że siatka z ziemniakami pękła i ziemniaki porozlatywały się w różnych kierunkach. Wściekł się okrutnie. Natychmiast się pochylił i nerwowo zaczęł zbierać rozsypane artykuły, klnąc w duchu nawet nie tyle na niesfornych chłopców, co na poniedziałek. Nagle usłyszał nad sobą czyjś głos. Męski głos.
 - Co za utrapienie z takimi łobuzami. Nie dość, że wpadają na ludzi, to jeszcze nawet nie przeproszą.
Ciemnowłosy natychmiast popatrzył do góry, i aż zamarł. Nad nim stał nie kto inny, a właśnie ten przystojny mężczyzna. Jego wściekłość natychmiast ustąpiła miejsca zawstydzeniu.
- Pomogę panu. - rzekł przystojny mężczyzna, podając mu dłoń.
 -To nic... dam.. r-radę. - jąkał się zawstydzony już do granic możliwości.
- O nie, nie, ja pozbieram, proszę dać mi tą torbę - nie ustępował mężczyzna.
 Kiedy wychodzili razem ze sklepu, mężczyzna, oprócz swojej torby z zakupami, ciągle trzymał torbę Baekhyuna . A będąc już na ulicy, ukłonił się szarmancko, i zawołał:
- Przepraszam, nie przedstawiłem się! Nazywam się Park Chanyeol. Kojarzę pana z pracy.
- Byun Baekhyun - niepewnym głosem przedstawił się. - Miło mi.
  - No to już się  poznaliśmy. Wprawdzie nie w firmie, ale co to za różnica. Ważne, że już się znamy. Może skoczymy na kawę?
  - Dziękuję za zaproszenie ale.. - nie dokończył.
  - Żadnego "ale" - zachichotał Chanyeol.
Baekhyun jednak odmówił, gdyż przypomniał sobie, że jego wygląd pozostawia wiele do życzenia, a on nienawidzi gdy źle wygląda.
Virus zaprosił go do swojego samochodu i zawiózł  pod sam dom. Pod domem chwilę jeszcze posiedzieli w samochodzie i porozmawiali. Umówili się też na wspólne wyjście do kawiarni w najbliższy piątek.
Wspinając się po schodach do swojego mieszkania rozmyślał nad tym dziwnym, niespodziewanym, ale w sumie bardzo przyjemnym spotkaniem z Chanyeolem. Kiedy siedzieli jeszcze w samochodzie pod jego blokiem, dowiedział się od niego, że jego matka zmarła przed pięcioma laty na raka. Chłopaka tak bardzo wzruszył los Chanyeola, że sam zaczął zwierzać się ze swojego życia. Że najważniejsi byli dla niego rodzice, dom, praca, i że to wokół tych priorytetów, do dziś dnia, toczy się jego życie. Przyznał jednak szczerze, że od czasu, kiedy jej rodzice odeszli brakuje mu takiego ciepłego kontaktu z ludźmi. Brakuje mu przyjaznej duszy. Coraz częściej też odczuwa samotność.

***

 Spotkanie w piątkowy wieczór było bardzo miłe. Baekhyn i Chanyeol spędzili parę godzin w zacisznej kawiarence. Nieustannie rozmawiali. Nie mogli się ze sobą nagadać. Opowiadali o swoim życiu, o swojej rodzinie, o swoich zainteresowaniach, wreszcie o swoich marzeniach. Baekhyun sam sobie się dziwił, że aż tak bardzo otworzył się przed obcym człowiekiem, ale czuł wyraźnie, że może mu zaufać. A to odczucie, bardzo go cieszyło. Sprawiało przyjemną ulgę, że oto on, po tylu latach, ma przed kim wyrzucić z siebie wszystko to, co leży mu na sercu, co przez tyle lat w sercu się nagromadziło. Podobnie odczuwał Park.
 To był początek ich serdecznej znajomości. Od tej pory spotykali się bardzo często. Chodzili razem do kina, do teatru, czasami na pływalnię. Często też wyjeżdżali za miasto by  pospacerować po lesie. Oboje uwielbiali te swoje spacery na łonie natury i długie rozmowy. W pracy przed współpracownikami nie ujawniali swojej zażyłości. Nie chcieli wysłuchiwać komentarzy innych. Cieszyli się sobą, swoją przyjaźnią. Dla siebie jedynie pragnęli zachować tę słodką tajemnicę o rodzącym się między nimi uczuciu.
 Od jakiegoś już czasu, Szczeniaczek zauważył, że jego współlokator uważnie mu się przypratruje. Więc spytał wprost:
 - Może mi powiesz wreszcie, dlaczego mi się tak przypatrujesz? Coś ze mną nie tak? 
  - Ależ tak, tak! Nawet bardziej niż tak! - zachichotał. - No dobra, powiem, skoro Ty sam nic nie mówisz... Otóż wydaje mi się, mój drogi, że masz kogoś... Nigdy przedtem nie widziałem cię w tak promiennym nastroju. No to jak? Kto to jest? Powiesz mi wreszcie?
Baekkie, wsłuchując się w te słowa , na moment oniemiał. Nie przypuszczał, że to tak łatwo zauważyć. No i co tu ukrywać, poczuł się trochę zawstydzony. Zorientował się jednak w mig, że to już czas, aby powiedzieć prawdę. Uśmiechnął się, nabrał powietrza, i powiedział:
- Tak. Masz rację. Tylko, że to nie jest dziewczyna. - czekał na cios od kolegi.
- Nie szkodzi. Nie wnikam w to. To twoje życie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi no nie?
- Nie przeszkadza ci to? - spytał niepewnie.
- Ani trochę. Ale chciałbym go poznać. - zaśmiał się.
- Siadaj. Opowiem ci o nim. - wytknął język.
Baekhyun z wypiekami na twarzy opowiedział przyjacielowi kto to jest Chanyeol i jak się z nim poznał. Jego współlokator zaproponował nawet, ażeby spotykali się również i u nich w domu. Powiedział, że pragnie, aby jego przyjaciel był szczęśliwy. Zaś na koniec ich rozmowy, śmiejąc się, kilka razy powtórzył, że się postara nie być o niego zazdrosnym. Wreszcie znikł za drzwiami swojego pokoju.
  Od tej pory zaczęli się spotykać również i w domu Szczeniaczka. Pewnej niedzieli, kiedy pod wieczór Virus zjawił się u niego Kai akurat wychodził z domu. Nie omieszkał jednak się z Chanyeolem przywitać. Poklepał go serdecznie po ramieniu, dając tym wyraz swej nieustającej aprobaty dla niego, a naciskając już klamkę u drzwi, wesoło zawołał:
- Wychodzę do Kyung Soo, posłuchać muzyki z kumplami... Wrócę około 21-szej!
Po raz pierwszy  mogli być sam na sam. Poczuł się dziwnie podniecony. Całym sercem czuł, że się zakochał w Chanyeolu, i że każda spędzona z nim chwila, jest dla niego  czymś wyjątkowym. Przy nim czuł się jak nowonarodzony. Przy nim czuł się wartościowy.  Coraz bardziej potrzebował jego bliskości.
Rudzielec również obdarzał go miłością, ale nie miał odwagi mu o tym powiedzieć. Pragnął przebywać w jego towarzystwie jak najczęściej. Pragnął jego bliskości, również i tej fizycznej. Tłumił jednak w sobie to pragnienie, gdyż nie chciał by go źle odebrał. Wierzył, że czas będzie dla nich łaskawy, że kiedyś dojdzie do ich zbliżenia. Czekał wytrwale.
Niedzielny wieczór zapowiadał się bardzo romantycznie. Obydwoje byli podnieceni swoją bliskością w zaciszu domowym. Kiedy po wspólnej kolacji usiedli na sofie, Chanyeol objął go ramieniem i zaraz potem zbliżył usta do jego ust. Baekkie zamarł w bezruchu, lecz za moment poddał się jego pocałunkom. Poczuł jak jego język rozkosznie bada wnętrze jego ust, a uścisk jego ramienia nasila się. Pocałunki ich stawały się coraz intensywniejsze. Oboje czuli ogromne podniecenie. Coraz bardziej odczuwali wzmożoną potrzebę miłości fizycznej. I ta ich wzmożona potrzeba sprawiła, że oboje zapomnieli o jakichkolwiek wcześniejszych skrupułach. Baekhyun wsunął drżące z podniecenia dłonie  pod koszulę Chanyeola. Wtedy on , z westchnieniem rozkoszy, niemalże bezwiednie zaczął ściągać z niego bluzkę. Ich podniecenie sięgało zenitu. Oboje czuli, że teraz, że już, że natychmiast staną się jednością... I wtedy, uszu ich dobiegł odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Oderwali się od siebie jak piorunem rażeni. Cały romantyczny czar prysł w momencie niczym bańka mydlana. Przerażeni zaczęli poprawiać na sobie potargane ubranie i włosy. Nie zdążyli. Zobaczyli Kai'a jak wpada do pokoju, meldując już od drzwi:
 - Skończyliśmy wcześniej, bo kumple wybierali się jeszcze na dyskotekę, a ja nie miałem ochoty.
W pokoju stołowym zapanowała konsternacja. Kai, widząc zmieszanego przyjaciela, jak w pośpiechu poprawia bluzkę i nie dużo mniej zmieszanego Chanyeola, jak wciska koszulę do spodni, wycofał się natychmiast do swojego pokoju.
Oboje byli niezwykle zmieszani. Próbowali rozmawiać jednak rozmowa się między nimi nie kleiła. Rudzielec nie wiedząc co ma zrobić, po godzinie wyszedł.

***

  Następnego dnia, w poniedziałek, Baekhyun ciągle czuł się nieswojo. Nie mógł ochłonąć po niedzielnym wieczorze. Przez cały dzień w pracy bał się wyjść na korytarz by nie spotkać Chanyeola. Nie umiałby mu w oczy spojrzeć. Na szczęście okazało się, że od południa nie ma go w firmie, ponieważ wyjechał służbowo. Chłopak odetchnął z ulgą ponieważ  było mu to na rękę. Po skończeniu pracy, szybciutko przemieścił się na przystanek autobusowy, i za trzy kwadranse, wchodził już do domu. Już w autobusie postanowił poddać się odprężającemu zajęciu lepienia pierogów dla Kai'a. To go uspokajało. Wiedział, że Kai je uwielbia.  Miał więc parę godzin dla siebie... no i dla pierogów. Włączył radio, przebrał się w swój wygodny domowy strój, założył fartuszek, i zabrał się za te jakże filozoficzne, a i wyciszające zajęcie. Był już prawie w połowie roboty, kiedy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zdenerwował się. Był pewien, że to sąsiadka znów przyszła coś pożyczyć. W pośpiechu wytarł w fartuszek oklejone ciastem ręce i poszedł do przedpokoju. Kiedy otworzył drzwi wejściowe, grymas niezadowolenia natychmiast przekształcił się w serdeczny uśmiech. W drzwiach stał Chanyeol z butelką wypełnioną czerwonym płynem.
  - Wybacz że cię tak nachodzę bez uprzedzenia - niepewnym głosem odezwał się gość. - Nie mogłem sobie miejsca znaleźć w domu. Wyszedłem więc na spacer, i sam nie wiem nawet kiedy znalazłem się pod twoim blokiem.
- Wchodź, wchodź,  przecież nie będziemy tak rozmawiać w drzwiach - odrzekł i uśmiech natychmiast znikł mu z twarzy, bo nagle uświadomił sobie jak wygląda.
- Ślicznie wyglądasz we fartuszku. - uśmiechnął się.
  - A wiesz, tak po domowemu... - zająknął się Baekhyun. - Właśnie lepię pierogi żeby jakoś pogadać z Kai'em.
- Och, uwielbiam pierogi! - wyrwało mu się.
- Tak? To cieszę się. Wejdź proszę i usiądź. - przesunął się w drzwiach wpuszczając go do środka.
- No ale może mógłbym ci pomóc, co?
- Nie, nie. Dam sobie radę.
 Wpadł do kuchni i szybko zabrał się za prowizoryczne sprzątanie pobojowiska, jakim chwilowo była jego kuchnia. Wszystkie ulepione pierogi ze stolnicy przełożył na duże półmiski. Pościerał wszystko dookoła z wszechobecnej mąki. Kiedy już jako tako kuchnię doprowadził do porządku, nastawił duży garnek wody na zagotowanie pierogów. Spoglądnął w lustro wiszące przy oknie i aż się wystraszył swojego odbicia. Wyglądał okropnie. Na szybko otrzepał mąkę z policzków i włosów, palcami ułożył jakoś fryzurę, i już chciał zdjąć z siebie fartuszek, kiedy jego wzrok utkwił na stolnicy.  Zwinnym ruchem otrzepał ją z mąki nad zlewozmywakiem i już chciał schować ją za szafkę, gdy nagle, pech chciał, że stolnica wysmyknęła mu się z rąk i z potężnym łomotem upadła na podłogę. Przeklnął do siebie pod nosem:
 - Cholera jasna, wiadomo, poniedziałek - i szybko schylił się by podnieść stolnicę, i wtedy, miedzy nogami, zobaczył stojącego w drzwiach Chanyeola.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony lustrując wzrokiem kuchnię.
 - Nic, nic, to tylko stolnica mi wypadła z rąk - odpowiedział speszony.
  - Że ty też sobie nie pozwolisz pomóc. - zbliżył się do Baekhyuna i objął go za biodra. - A Kai'a nie ma w domu? - spytał po chwili, przyciągając go do siebie.
 - Nie ma, jest na mieście, wróci późnym wieczorem - wyjaśnił drżącym z podniecenia głosem.
- No to cudownie - ucieszył się Chanyeol. - Głupio się czuję po wczorajszym. Całą noc nie mogłem spać, bo myślałem o tobie... Też o mnie myślałeś?
Nie zdążył nawet cokolwiek powiedzieć, bo nagle usta Virusa przylgnęły do jego ust. Baekhyunowi aż się w głowie zakręciło. Poczuł przyjemne mrowienie w okolicach brzucha. Przytulił się gwałtownie do niego i zaczął łapczywie go całować. Nastrój erotycznego napięcia między nimi przemienił się w burzę. Chanyeol niemalże zdarł z niego fartuch. Baekhyun wsunął ręce pod jego bluzę. Po chwili Chanyeol zdarł z niego bluzę i rzucił ją, nie patrząc nawet gdzie. Bluza wylądowała na równiutko ułożonych  półmiskach z pierogach. Chwilę później leżał nagi pod Chanyeolem, na zimnej, kafelkowej posadzce, drżąc nie tyle z zimna, co z podniecenia. Rudzielec zaczął znaczyć językiem ślad na jego brzuchu. Delikatnie, coraz niżej. Starszy zanurzył dłonie w jego włosach i objął go mocno nogami.  Muskał ustami najskrytsze zakamarki jego ciała. Dłońmi pieścił wnętrze jego ud. Baekhyun był gotowy na rozkosz.  Ujął dłońmi jego twarz i pragnął już tylko jednego. Wypiął biodra do góry. Chanyeol widząc to uśmiechnął się i delikatnie wprowadził palec pomiędzy jego pośladki. Po chwili dołączył drugi robiąc nożyczki, aby odpowiednio go przygotować. Szybkim ruchem zastąpił palce sobą. Na twarzy Szczeniaczka wymalował się chwilowy ból. Szybko jednak się przyzwyczaił i zabawa się zaczęła. Poruszał rytmicznie biodrami. Dopasowali tempo. Nagle Baekhyun wygiął się w łuk i jeszcze mocnej przylgnął do rozgrzanego ciała partnera. Czując nad uchem jego szybki oddech, oddał się rozkoszy.  Odpłynęli jednocześnie.
Kiedy po kilku minutach, leżąc obok siebie zdyszani i spoceni, popatrzyli na siebie, jednocześnie buchnęli gromkim śmiechem. Dopiero wtedy zobaczyli jak bardzo są utytłani mąką.
 Zanim Kai wrócił do domu, zdążyli jeszcze wziąć wspólną i długą kąpiel w wannie i dokładnie posprzątać kuchnię. A kiedy JongIn stanął w drzwiach, byli  już po kolacji i znów siedzieli na sofie mocno wtuleni w siebie. Tym razem nie czuli jednak żadnego zakłopotania. Kim podszedł do stołu, i z uśmiechem przyklejonym do twarzy, nabrał sobie pełen talerz pierogów i od razu oddalił się do swojego pokoju. Po krótkiej chwili z jego pokoju uszu zakochanych dobiegła miłosna piosenka. Baekhyun zaśmiał się i powiedział:
 - I pomyśleć, że ja nigdy nie lubiłem poniedziałków.
 - Czas to zmienić - zaśmiał się Chanyeol i jeszcze mocniej przytulił go do siebie.

***

środa, 4 września 2013

Z życia wzięte 5

 Długo czekaliście? Wiem, że taaag :< Ale już macie 5 rozdział! Bez zbędnego przedłużania zapraszam do kolejnego rozdziału! 

Taemin - pomarańczowy (Yumi)
Kai - zielony (Nami - ja)

***
Usłyszałem kroki. Powoli otworzyłem oczy. Zauważyłem jakąś sylwetkę.
- K-Kai? - wychrypiałem. - Wróć. Potrzebuję cię. - lekko uniosłem się na łóżku czego natychmiast pożałowałem. Chłopak odwrócił się i podszedł do mnie.

Z westchnięciem usiadłem obok niego.
- Taemin. Wiesz że tak nie może być? Widzisz, że ktoś taki jak ja, nie może być w związku z kimś takim jak ty? Będę cię tylko krzywdził. - powstrzymałem łzy. Boleśnie nabrałem powietrza.
- Zakończmy to. Odejdę. Zapomnisz o mnie. I mam nadzieję że dasz radę zapomnieć o tym wszystkim co ci zrobiłem. - spojrzałem mu głęboko w oczy.

Przecząco kiwnąłem głową.
- Nie potrafię. To nie twoja wina, tylko moja. Jesteś dla mnie wszystkim. Obiecywałeś, że nigdy mnie nie zostawisz. Jak możesz złamać obietnicę? Kai kocham cię i proszę, zostań tutaj ze mną. Jeśli odejdziesz zabije mnie to. - powiedziałem ostatkiem sił ciężko oddychając. Spojrzałem w jego piwne oczy, które się szkliły. Sam nie potrafiłem powstrzymać łez. Byłem bezsilny.
- Błagam cię. Zrób to dla mnie. I.. ja nie chciałem się zabić. Po prostu musiałem jakoś odreagować. A to... - wskazałem na rękę na której znajdowało się jego imię. - To dowód, że jesteś jedyny i tylko ciebie kocham. 

- Taemin. Nawet nie wiesz, jak głębokim uczuciem ja darzę ciebie. Nie chcę cię doprowadzać do takiego stanu. Zrozum mnie. Obiecaj mi, że już nigdy nie posuniesz się do czegoś takiego. A co do tych ran - zakryłem swoje imię wyryte na przedramieniu rudowłosego - Nie musisz dowodzić mi swoich uczuć. A już na pewno nie w ten sposób. Moje serce pękło, gdy zobaczyłem co z mojego powodu zrobiłeś ze swoimi pięknymi rękoma.. - zacząłem delikatnie gładzić nie zranioną skórę starszego. Mimowolnie z moich oczu wypłynęły słone krople.

- Kai.. Jeśli obiecam, że to się nie powtórzy... To zostaniesz ze mną? - spytałem ze strachem. - Bez ciebie umrę. Jesteś moim tlenem.

- Tae. Zrozum mnie. Boję się ciebie. Boję się że przeze mnie stanie się ci coś jeszcze gorszego. Nie chcę cię opuszczać. Nie wytrzymałbym rozłąki, ale wiedz, że dla twojego dobra naraziłbym samego siebie. - spojrzałem mu w oczy i delikatnie przygarnąłem do siebie. Schowałem twarz w jego włosach wdychając ich piękny zapach.

- Kai. Tak czy nie? Chcę konkretnej odpowiedzi. - powiedziałem twardo.

Westchnąłem. Odsunąłem się od niego i ucałowałem jego policzek.
- Zostanę. Ale już nigdy nie rób mi czegoś takiego. - tym razem ucałowałem jego czoło.

- Teraz mogę spokojnie zasnąć. Dziękuję ci Kai. Kocham cię.. - wyszeptałem i zamknąłem oczy.

Pogłaskałem go po włosach. Teraz zdawał mi się taki niewinny, bezbronny. Najchętniej cały czas bym go tulił. Uśmiechnąłem się. Chwyciłem jego dłoń. Po chwili i mnie zmorzył sen.
Zamrugałem kilkakrotnie przyzwyczajając swoje oczy do światła dziennego. Spojrzałem na twarz Taemina. Spał. Nie budziłem go. Powoli oswobodziłem swoją dłoń z jego uścisku a potem skierowałem się w stronę drzwi. Usłyszałem głos managera. Wyszedłem na korytarz.
- Kai!? Co się stało!? Co z Taeminem!? - zaczął mną szarpać.
- Niech się pan uspokoi. Wszystko z nim dobrze. - ułożyłem swoje dłonie na jego barkach starając się go uspokoić. Już chciał wejść do pokoju w którym leżał rudowłosy, ale zatrzymałem go.
- On teraz śpi, lepiej żeby pan później przyszedł.

Obudziły mnie krzyki dobiegające spoza sali. Powoli podniosłem się do siadu, a poźniej wstałem. Zachwiałem się ale po chwili złapałem równowagę. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Stał tak Kai i.. manager? Skąd on wie? 
- Dzień dobry. - powiedziałem zachrypniętym głosem i schowałem za plecy rękę z imieniem. - Nie rozmawiajcie tu. Wejdźmy. - gestem wskazałem wejście do sali. 
- Połóż się Taeminnie.. - powiedział Kai obdarzając mnie troskliwym uśmiechem.

Manager spojrzał podejrzliwie na Jong In'a.
- Czy was coś łączy? - spytał.


Zamarłem. Gorączkowo myślałem nad odpowiedzią. Mam! Wymusiłem na swojej twarzy uśmiech.
- Oczywiście! Przecież będziemy razem występować, prawda? Więc to chyba dobrze że się do siebie zbliżyliśmy? - spojrzałem na Taemina. Wyglądał na niezbyt zadowolonego słysząc, że nie powiedziałem prawdy. Znów spojrzałem na twarz starszego mężczyzny.

Niezbyt podobało mi się, że Kai kłamie. Teraz mężczyzna zwrócił się do mnie.
- Taemin macie występ za kilka dni. Dasz radę się pozbierać?
- Oczywiście. Nigdy nie zawiodłem swoich fanów.
- Co do fanów... Wyjrzyj przez okno.. - powiedział.
Podszedłem do niego i zauważyłem pokaźną grupkę dziewczyn. Trzymały różne plakaty. Na większości znajdowało się hasło: "Taemin Oppa zdrowiej! <3". Widząc to zrobiło mi się jakoś milej. Nagle do sali wszedł lekarz. 
- Panie Lee. 
- Słucham? - zwróciłem się do niego.
- Jak się pan czuje?
- Dobrze, dziękuję. Kiedy będę mógł iść do domu? 
- Dziś. Nie widzę żadnych przeciwwskazań.
- Dziękuję. - odparłem uradowany.
- Ja już pójdę. Kai zaopiekuj się nim i jutro przyjedźcie do wytwórni na czternastą. Żegnam. - powiedział manager i wyszedł.
- Proszę odebrać wypis w recepcji za dziesięć minut. - lekarz również opuścił pomieszczenie. Przebrałem się w ciemne ubrania i bluzę z kapturem. Odebrałem wypis i ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szpitala. Założyłem kaptur na głowę i splotłem swoje palce z Kai'a. Spojrzał zdziwiony ale nie protestował. Sam również założył kaptur. Ledwo wyszliśmy gdy fanki zaczęły piszczeć. Sypało się wiele pytań dotyczących osoby obok mnie. Uśmiechnąłem się tylko i pomachałem do nich po czym wsiedliśmy do taksówki


Dotarliśmy do domu. Wyszliśmy z taksówki, której kierowcy oczywiście najpierw zapłaciłem, a potem po prostu weszliśmy. Obserwowałem każdy jego krok. Uważałem żeby nie potknął się albo coś innego. Usiadł na kanapie. Usiadłem obok niego na co on przytulił się do mojego ramienia.

- Kaaai. Przytul mnie i nie puszczaaj. Tak bardzo tego potrzebuję. - wtuliłem się w niego niczym dziecko szukające schronienia.

Otoczyłem go ramionami jeszcze bardziej przygarniając go do siebie.
- Co będziemy robić przez resztę dnia? Z tego co wiem manager odwołał próbę, a spać mi się wcale nie chce. - powiedziałem.

Spojrzałem na niego łobuzersko.
- Wiesz... Ja to już zapomniałem jak całujesz. Tak dawno tego nie robiłeś. Jak możesz mnie zaniedbywać? - udawałem obrażonego.


- Oj tam od razu zaniedbywać... - złapałem go za podbródek i złożyłem na jego ustach kilka leciutkich pocałunków by w końcu zamknąć oczy, rozchylić jego wargi językiem i zacząć pieścić ich wnętrze. Zaczepiłem kilka razy o jego język po czym rozpoczęła się walka. Oczywiście wygrałem. Przecież chciał poczuć jak ja całuję, prawda? Zaczęło brakować mi powietrza więc oderwałem się od niego.
- Proszę bardzo. Wciąż cię zaniedbuję? - uśmiechnąłem się do niego.

- Hmm.. No już trochę lepiej. A może postarasz się bardziej? - podpuszczałem go.

- Taemin... Bardzo bym chciał, ale dopiero wróciłeś ze szpitala, a ja nie bardzo chcę zadawać ci ból - kąciki moich ust lekko opadły. Oparłem swoje czoło o jego patrząc w jego piękne, czekoladowe oczy.

- A czy mi chodzi o seks? Oj ty napaleńcu. - zaśmiałem się. Przewróciłem go tak, że leżał pode mną. Musnąłem kilka razy jego szyję po czym wpiłem się w jego usta. Były takie słodkie..

Poczułem jak jego dłonie wkradają się pod moją bluzkę, więc sprawiłem że zamieniliśmy się miejscami, dałem mu szybkiego buziaka w nos i położyłem się obok niego powstrzymując go przed dotykaniem mojego brzucha.
- I kto tu jest napaleńcem? - zachichotałem.

- No na pewno nie ja. - spojrzałem niewinnie wtulając się w niego.
- Właśnie widzę. - uśmiechnął się i pogładził mnie po głowie na co cicho zamruczałem.
- Kaai. A tak właściwie. Kiedy masz urodziny? - spytałem udając głupiego.


- Czternasty stycznia. Co tak nagle cię wzięło żeby mnie o to spytać? - zacząłem bawić się jednym z kosmyków jego włosów.

- Ehh. Tak z ciekawości. Szkoda, że się spóźniłem.. - powiedziałem zrezygnowany.

- Aj tam. Nie zadręczaj się czymś takim. A skoro już rozmawiamy o urodzinach, to kiedy są twoje?

- Emm... Za kilka dni. - powiedziałem.
- A konkretniej ile? - spytał.
- Dwaa dni. - uśmiechnąłem się.

- Nawet nie próbuj czegoś szykować. To zwykły dzień, który chcę spędzić z tobą.

- Mhm... - wymruczałem przybliżając swoją twarz do włosów starszego. A więc miałem dwa dni na to, żeby wymyślić dla niego jakiś prezent, tak? Mam pomysł! Na pewno mu się spodoba... Ucałowałem czubek jego głowy. I powoli starałem się wyślizgnąć z jego objęć czując nieprzyjemne ssanie w żołądku.
- Taee. Co dzisiaj zjemy?

- Chcę raaaaameen. - powiedziałem ziewając i przeciagąjąc się na kanapie. - A ty?

- Też zjem ramen. Tylko ciekawe czy są składniki... - wszedłem do kuchni i zajrzałem do lodówki. Okej. Zdaje się że wszystko jest. Teraz tylko trzeba znaleźć makaron... Zacząłem przeszukiwać szafki w kuchni szukając potrzebnego mi produktu. Wreszcie znalazłem. Z triumfem uniosłem dłoń w której znajdowało się opakowanie z makaronem. Położyłem wszystkie składniki na stół, znalazłem jakiś garnek i wziąłem się do roboty. Umiałem gotować bo często sam gotowałem w domu. Poza tym, kilku moich znajomych zajmuje się gastronomią, więc rozmawiając z nimi i przebywając w ich knajpkach trochę się nauczyłem.

Z kuchni zaczęły dochodzić smakowite zapachy. Podniosłem się do siadu. Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni. Cichutko wszedłem do środka i na paluszkach zakradłem się do Jong In'a, który nucił coś pod nosem. Złapałem go w pasie.
- Buuu! - krzyknąłem. Kai podskoczył i upuścił trzymaną łyżkę, a ja wybuchnąłem śmiechem.


- Człowieku, dostanę przez ciebie zawału! - złapałem się za serce które teraz waliło tak szybko jak chyba jeszcze nigdy.
- O ludzieee.... Oszalałeś. - widząc jego uśmiech w końcu sam zacząłem się śmiać. - Poczekaj chwilkę, zaraz powinno być gotowe. - powiedziałem, podniosłem łyżkę i na powrót zacząłem mieszać zupę znajdującą się w garnku. Poczułem jak Taemin obejmuje mnie w talii i kładzie swoją głowę na moim ramieniu.
- Pysznie pachnie kochanie... - powiedział i pocałował mnie w szyję. Kąciki moich ust uniosły się. Lekko przekręciłem swoją głowę w jego kierunku.
- A jeszcze lepiej smakuje.

- Mam nadzieję. - zaśmiałem się. Z niechęcią oderwałem się od chłopaka i ruszyłem w stronę szafki z miseczkami. Wyjąłem dwie i postawiłem na stole. 
- Pomóc ci jakoś? - spytałem.
- Nie, usiądź i poczekaj. - odparł.


Wyłączyłem gaz i jeszcze raz zamieszałem w garnku. Nałożyłem rękawice kuchenne, wziąłem garnek za uszka i przeniosłem na środek stołu. Nałożyłem sobie i Taeminowi, odstawiłem garnek i zasiadłem do jedzenia. Ja dopiero chwytałem w dłonie pałeczki gdy Taemin już zjadł trochę makaronu.
- Ale pyszne! - uśmiechnął się do mnie.
- Cieszę się. - odwzajemniłem uśmiech. Nabrałem pałeczkami trochę długiego makaronu i jak to ja mam w zwyczaju zacząłem go wciągać ustami.

To jak wciągał makaron było zabawne. Przypomniało mi się jak z tatą urządzaliśmy wyścigi jedzenia makaronu... Znów wspomnienia. Odłożyłem pałeczki i wplotłem palce we włosy wbijając wzrok w stół.
- Co jest? - spytał.
- Ehhh... Nic. - powiedziałem.


- Taemin. Nie jestem ślepy. Powiedz mi o co chodzi. - wstałem podszedłem do jego miejsca i kucnąłem obok niego. Położyłem swoją dłoń na jego plecach. - Jeśli mogę ci jakkolwiek pomóc, zrobię to.

- Nie możesz. Po prostu znów nękają mnie wspomnienia.. - odparłem.
- Te z ciotką?
- Nie. Chodzi mi o tatę ale proszę. Nie pogłębiajmy tego tematu.


Zmarszczyłem lekko brwi z powodu smutku. Pomasowałem jego plecy. Przytuliłem go lekko. - Pamiętaj, jestem tu żeby cię wspierać i zdejmować z ciebie ciężar przeżywania smutnych chwil w samotności. Zawsze będę przy tobie. - złożyłem pocałunek na jego głowie, oderwałem się od niego i wróciłem na swoje miejsce.

Podniosłem wzrok na ciemnowłosego.
- Kai. Dziękuję ci. Bez ciebie nie dałbym rady. - lekko uniosłem kąciki ust spoglądając mu w oczy.


- Przecież wiesz, że nie mógłbym patrzeć jak sam starasz się radzić sobie ze wspomnieniami. Zbyt bardzo cię kocham by dobrowolnie patrzeć na twoje cierpienie. - odwzajemniłem uśmiech i pogładziłem jego dłoń. - A teraz jedz bo jak wystygnie to już nie będzie takie smaczne. - wystawiłem lekko język i na powrót zacząłem jeść ze wzrokiem wbitym w zawartość miski. Jeszcze przez chwilę czułem jak na mnie patrzy, a potem sam zabrał się do jedzenia.

Ehh.. Kochałem go tak bardzo, że wierzyłem w każde słowo. Gdy mówił, że będzie lepiej wiedziałem, że ma rację. Nie rozumiem jak w tak krótkim czasie można obdarzyć drugiego człowieka tak głębokim uczuciem.. Taa. Moje rozmyślania podczas jedzenia. Rzuciłem okiem na Kaia. Siedział i z wilczym apetytem pochłaniał zawartość miski. Po skończonym posiłku posprzątaliśmy. 
- To było naprawdę pyszne. - usmięchnąłem się i przytuliłem ciemnowłosego. 
- Zakochasz się we mnie jeszcze bardziej. - zaśmiał się.
- Too niemożliwee. - powiedziałem.
- Dlaczego?
- Bo kocham cię tak mocno, że bardziej się nie da. - delikatnie go pocałowałem. Rozłożyliśmy się na kanapie w salonie. Ułożyłem głowę na jego kolanach. Poczułem jak głaszcze moje włosy. Nagle zadzwonił mi telefon. Zerwałem się i sprawdziłem kto dzwoni.
"KyoRi? Co ona chce?" - pomyślałem i oddalając się od Jong Ina odebrałem.
- Halo? 
- Taemin? Mam pytanie.
- Co się stało Ri? - starałem się mówić cicho.
- Musimy się spotkać. Proszę cię. 
- Teraz? Gdzie?
- Najlepiej teraz. To pilne. W kawiarni za rogiem. Wiesz której?
- Tak, zaraz będę poczekaj.
Odwróciłem się.
- Kai, ja muszę wyjść. Niedługo wrócę.


Zmarszczyłem brwi. O co tu chodzi? Wyraźnie słyszałem damski głos, a on teraz oznajmia że musi wyjść... Bardzo ufam Taeminowi, ale muszę dowiedzieć się o co chodzi. Przecież nie ukrywałby przede mną dlaczego i gdzie wychodzi... Usłyszałem jak otwiera drzwi i wychodzi z domu. Szybko nałożyłem buty i wyjrzałem przez okno. Gdy znajdował się już wystarczająco daleko od domu powoli otworzyłem drzwi i wyszedłem za nim. Na całe szczęście nie odwracał się i nie wyglądało na to, żeby czuł się śledzony. Skręcił w uliczkę na której znajdował się sklep spożywczy i kawiarenka. Stanąłem przy ścianie budynku za rogiem i wyjrzałem za nim. Wszedł do kawiarni i podszedł do stolika przy którym siedziała dziewczyna z długimi, czarnymi włosami. Na jego widok wstała i rzuciła mu się na szyję, a on obdarzył ją pocałunkiem w policzek. Coś w środku zaczęło mnie boleć. Skręcało mnie w brzuchu, a moje płuca nie chciały wypełnić się powietrzem. Moje źrenice rozszerzyły się. Czemu? Tylko to jedno pytanie teraz tkwiło w moich myślach. Dlaczego? Przecież przed chwilą mówił że kocha... Po moim policzku spłynęła jedna łza. Zacisnąłem zęby. Czy naprawdę jestem aż tak naiwny? Zacisnąłem mocno powieki. Odwróciłem się. Otworzyłem oczy i ruszyłem w stronę jego domu. Wiedziałem, że nie powinienem nikomu ufać.

Ubrałem się i pośpiesznie wyszedłem. Było mi tak źle że nie powiedziałem Kaiowi gdzie idę ale nie mogłem.. Gdy wszedłem do kawiarenki dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Cmoknąłem ją w policzek i usiedliśmy.
- Ri co się stało? Nie mam zbytnio czasu. - nerwowo pukałem dłońmi w stolik.
- Ehh.. Tae.. Mi głupio cię o to prosić ale jesteś moim jedynym ratunkiem. 
- Mów o co chodzi.
- Ojciec wplątał się w jakieś lewe interesy. Jeśli nie odda do końca tygodnia pieniędzy to grozili mu że go zabiją. Tae proszę pomóż mi.. Oddam co do grosza. - błagała.
- Ile? - gdy usłyszałem sumę trochę mnie zatkało. - Dobra, ale muszę iść do domu. Nie noszę przy sobie tyle pieniędzy. Wstaliśmy i wyszliśmy. Skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Gdy chciałem złapać za klamkę drzwi się otworzyły, a w nich stanął Kai. Obrzucił mnie spojrzeniem pełnym pogardy.
- Jeszcze z nią tu przychodzisz? - prychnął. - Nie kontaktuj się ze mną.
- A-ale Kai o co chodzi? - spytałem zdenerwowany.
- O nią. - skinął głową w stronę KyoRi. Spróbował mnie wyminąć lecz ja zagrodziłem mu drogę...


***

wtorek, 6 sierpnia 2013

Z życia wzięte 4

Tak jak obiecałam nadrabiamy długością teraz. Mamy nadzieję, że ten rozdział spodoba się wam tak jak trzy poprzednie. ZAPRRASZAMY I PROSIMY O KOMENTY!  <3


Taemin - Pomarańczowy (Yumi - Lee Taemin)
Kai - Zielony (Nami - ja)

Przebudziłem się cały zlany potem. - To tylko sen... - wyszeptałem do siebie, kładąc zewnętrzną stronę dłoni na czole i ścierając z niego mokre kropelki. Odwróciłem twarz w stronę osoby leżącej obok. Jak on ślicznie wyglądał podczas snu. Poruszyłem się lekko próbując nie obudzić przy tym Kai'a. Nie wyszło mi to jednak i chłopak leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się.


Otworzyłem oczy, czując jak coś lub ktoś się porusza na drugiej połowie łóżka. Ujrzałem twarz mojego ukochanego, który nawet z rozszerzonymi źrenicami, i potem spływającym po czole wyglądał wyjątkowo cudownie... Chwila. Rozszerzone źrenice i pot? Co mu się stało?

 - Hej. Nie wyglądasz najlepiej. Co się stało?

- Miałem straszny sen. To...to było takie okropne.. - odpowiedziałem po czym mocno wtuliłem się w Jong Ina niczym małe dziecko szukające schronienia.


Otworzyłem szeroko oczy. To musiało być coś na prawdę okropnego skoro Taemin tak się zachowuje. Złożyłem pocałunek na jego zmierzwionych włosach a następnie zacząłem je gładzić. Wzorowałem się na mojej matce. Kiedy jeszcze nie wpadła w uzależnienia. A właśnie, co z moją mamą!? Przecież od dwóch dni nie ma mnie w domu, a przecież ona znając życie nie kupiła nic do jedzenia! Ale tym zajmę się później. Nie mogę zostawić go samego. Zacząłem głaskać go po głowie cicho szepcząc słowa pocieszenia.

- Taemin. To był tylko sen. Jestem tu z tobą. Czujesz mnie? Jestem tu żeby cię wesprzeć. Nie martw się niczym. Opowiesz mi co ci się śniło?

Odsunąłem się od niego aby móc złapać powietrza. Podniosłem wzrok na niego.
- Kai... Obiecaj mi coś. Postaraj się rzucić nałóg. Błagam cię... A co do snu.. Śniło mi się, że przedawkowałeś. Pokłóciłeś się z matką i nie wytrzymałeś. Chcąc poczuć się lepiej wziąłeś za dużo. A ja... ja nie potrafiłem bez ciebie żyć i sam popełniłem samobójstwo. Kai zrozum. Ja nie chcę cię stracić. Kocham cię jak nikogo innego, rozumiesz? - ostatnie zdanie wypowiadałem patrząc mu prosto w jego piękne, piwne oczy. Po chwili znów do niego przylgnąłem.


Moje oczy zaszły łzami. Nie wiem czemu ale zacząłem płakać. Może to dlatego, że zdawałem sobie sprawę iż jego objawy są realne? Cóż, już raz otarłem się o śmierć z powodu narkotyków. Ale to było wtedy, gdy dowiedziałem się czemu mój ojciec nie wracał do domu nocami. Dobił mnie jeszcze widok zrozpaczonej matki. Wtedy dopiero zaczynałem ćpać. Robiłem to wręcz, można powiedzieć eksperymentalnie więc narkotyki działały na moje ciało znacznie intensywniej niż teraz. Przygarnąłem do siebie Taemina. Ogarnął mnie strach. Czysty strach. Wiedziałem, że byłem zdolny targnąć się na swoje życie z powodu z pozoru błahych spraw. Pociągnąłem nosem. Choć bardzo starałem się by starszy nie wyczuł że płaczę z mojego gardła wydobył się pojedynczy szloch.

- Nie Taemin... Nie zostawię cię... Nigdy...

- A-ale obiecujesz? Ja naprawdę cię kocham. Mógłbym to powtarzać w nieskończoność. I... Kai? Ty płaczesz? - podniosłem swoją głowę po czym sam uniosłem jego. Po jego policzkach spływały słone krople, które urządzały sobie wyścigi. Bez zastanowienia otarłem je swoim kciukiem i delikatnie złączyłem nasze wargi. Rozłączyliśmy je gdy nam obu brakło powietrza. 
- Jonginnie... Gdybym miał umrzeć chcę to zrobić w twoich ramionach bo wtedy byłaby to najlepsza śmierć jaka mogłaby mnie spotkać. Bez ciebie nie istnieję Moje serce bije tylko dla ciebie. Bez Ciebie będę pustką. Zbłąkaną duszą, która utraciła to co dla niej najważniejsze. Przejdziemy przez wszystko razem. - powiedziałem i musnąłem jego dolną wargę. Chcąc poczuć jego ciepło wsunąłem nogę pomiędzy jego oraz oplotłem jego plecy własnymi rękoma chcąc by ta chwila trwała wiecznie upajałem się jego zapachem.
- A i muszę ci coś powiedzieć. Też jestem uzależniony. Moim narkotykiem jesteś ty Kai. - wyszeptałem.


Uśmiechnąłem się. Nagle spojrzałem na niego poważnie.

- Taemin. Obiecaj mi jedno. Nigdy, ale to nigdy nawet nie myśl o ryzykowaniu swego życia z mojego powodu. Obiecaj mi to.

- Nie mogę ci tego obiecać. Przykro mi ale nie mogę. Nie obiecam ci tego, bo nigdy nie wiadomo jak się potoczą sprawy. Bez ciebie nie będę potrafił żyć. Jestem w stanie zrobić dla ciebie WSZYSTKO. - przy wymawianiu ostatniego słowa podniosłem ton głosu.


- Taemin. Błagam cię. Zrób to dla mnie. Inaczej nie będę mógł być spokojny. I zapamiętaj jedno. Ja nie jestem wart twego bezcennego życia. Wciąż nie mogę uwierzyć jakim szczęściem obdarował mnie Bóg pozwalając mi cię poznać.


- Może ty tak sądzisz, ale dla mnie jesteś najcenniejszym człowiekiem na świecie. Powtórzę po raz kolejny. Gdyby nie ty moje życie byłoby nadal nudne i monotonne. Bez ciebie nie będę umiał żyć.


- Ehh. Taemin. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. Jesteś moim tlenem, bez którego umarłbym. - przytuliłem rudowłosego w geście rezygnacji.


- Wreszcie zrozumiałeś... - odetchnąłem. - Nie wyspałem się, a jest całkiem wcześnie. Prześpijmy się jeszcze.. Prooooooszę.. - zrobiłem maślane oczka.


- Ty śpij dalej, ale ja muszę iść coś załatwić. - On nawet nie wiedział jak bardzo nie chciałem tam wracać. Złożyłem na jego policzku pocałunek. Odkryłem się.


Złapałem go za rękę. 
- Nigdzie nie idziesz. A nie. Idziesz w jedno miejsce. A konkretnie spać ze mną. Wiem gdzie chcesz iść. Pójdę tam z tobą, a teraz śpij. - powiedziałem i przykryłem go kołdrą. Szybko się w niego mocno wtuliłem nie dając mu możliwości ucieczki.


- Ludzieee. Jak dziecko... - westchnąłem czując jak starszy mocno mnie do siebie przyciska. Lekko poczochrałem mu włosy i ułożyłem głowę na poduszce. Hah. Co on w sobie ma takiego, że nigdy nie jestem w stanie mu odmówić? Zasnąłem z uśmiechem na ustach czując ciepło starszego.


- Lubię się przytulać. A szczególnie do ciebie. - wymruczałem.


- Szczególnie do mnie? To do kogo ty się jeszcze przytulasz?


- Hmm.. Do poduszki. - zaśmiałem się. - To moja kochanka, gdy ciebie nie ma. - wyszczerzyłem się.


- Zdradzasz mnie z poduszką!? Jak śmiesz!? Ranisz! - teatralnie złapałem się za serce


Wybuchnąłem głośnym śmiechem nie mogąc wytrzymać. 
- Uwielbiam cię. A teraz przytul i chodź spać. - uniosłem lekko kąciki ust.


Zaśmiałem się i pocałowałem Taemina w czubek jego ślicznego noska. Zasnęliśmy w swoich ramionach.


Obudził mnie dźwięk budzika. Widząc która godzina zerwałem się na równe nogi.
- Cholera Kai. - potrząsnąłem nim. - Jak się spóźnimy do wytwórni znów nas zamęczą.

- Wstaaaawaaaaaaj! - nachyliłem się i kilkakrotnie musnąłem jego skroń.

Otworzyłem zaspany oczy. Usłyszałem słowa Taemina. W myślach miałem od razu ułożony perfekcyjny, szatański plan. Gdy tylko zbliżył się do mnie złapałem go za ramiona i położyłem na łóżku. Jego dłonie umiejscowiłem nad jego głową przytrzymując jego nadgarstki. Spojrzałem mu w oczy i uniosłem kącik moich ust.

- Przecież jeszcze przed chwilką upierałeś się przy tym żeby nie wstawać? - nie dałem mu czasu na odpowiedź. Wbiłem się w jego usta od razu wprowadzając do ich wnętrza swój język. Czułem że stara się mi oprzeć ale cóż, nie bardzo mu to wychodziło. Przełożyłem sobie jego jedną dłoń tak, że miałem teraz jedną wolną rękę która zajęła się wodzeniem po brzuchu rudzielca i zahaczaniu o jego sutki. Poczułem jak stara się coś wymruczeć na co nie pozwalały mu moje wargi. Oderwałem się od niego. Oblizałem się i zmieniłem swoje centrum zainteresowania. Zacząłem jeździć językiem po jego szyi. Usłyszałem jego cichy, powstrzymywany jęk. Pełen satysfakcji zassałem się na kawałku jego skóry zostawiając na niej krwisty ślad. Zrobiłem jeszcze kilka takich. Oderwałem swoje dłonie i usta od jego ciała.
- Teraz mogę wstać. - uśmiechnąłem się łobuzersko widząc zamglone oczy chłopaka. Zszedłem z łóżka, zebrałem swoje ubrania i skierowałem się w stronę łazienki.

Podniosłem się do pozycji półsiedzącej. Trzeba przyznać to był cudny początek dnia. Szybko chwyciłem swoje rzeczy i wyminąłem Kai'a tarasując drzwi do łazienki.
- Wiesz... Skoro i tak mamy mało czasu.. Po co marnować wodę i czas? Wykąpmy się razem. - uśmiechnąłem się zawadiacko i prowokacyjnie oblizałem wargę wysyłając w jego kierunku najbardziej zalotne spojrzenie na jakie było mnie stać.


- Hmm. Jestem za. Tylko jedna rzecz. Nie dam się tak łatwo. - wyszczerzyłem się lekko w jego kierunku i ruszyłem za nim w stronę prysznica.


Obaj położyliśmy ubrania na boku i weszliśmy do kabiny zamykając drzwi. Chwyciłem żel po czym delikatnie rozprowadziłem go na ciele partnera. Niby zwykła kąpiel, a ile może przynieść radości...

Kai odchylił głowę do tyłu, a ja delikatnie musnąłem jego szyję wywołując u niego dreszcze. Uśmiechnąłem się przelotnie. Spłukałem z niego całą pianę po czym wcisnąłem mu do ręki żel po prysznic. Chwycił go i zaczął mnie nim smarować. Po chwili wybuchnąłem szaleńczym śmiechem gdy zaczął mnie łaskotać.
- K..Kai przestań! - wydyszałem i złapałem z trudem jego nadgarstki.
- Mam ci oddać? - spytałem.
- Ja nie mam łaskotek. - odparł pewnie.
- No to się przekonamy. - powiedziałem i zacząłem przeszukiwać każdy milimetr jego ciała w poszukiwaniu owego wrażliwego miejsca.


Poczułem jak jego dłonie błądzą po moich bokach szukając miejsca, w które mógłby mnie połaskotać. Byłem pewien że nie znajdzie takowego dopóki nie poczułem że jego palce przyciskają lekko miejsce pomiędzy moimi żebrami. Zacisnąłem zęby starając się nie roześmiać ale nie mogłem powstrzymać tego, że moje oczy zaszły ze śmiechu łzami. Po chwili w końcu wybuchłem niepohamowanym śmiechem.


- Znalazłem! - powiedziałem i z triumfalnym uśmiechem drażniłem miejsce, którego dotykanie powodowało śmiech u młodszego. Po chwili męki dałem mu odpocząć. 
- A byłeś pewny, że nie znajdę. Zapamiętaj jedno Kim Jong Inie. Te palce jeszcze nie raz wywołają u ciebie mnóstwo doznań i przyjemności. - uśmiechnąłem się znacząco patrząc w jego piwne oczy.


Boże. Jak taki diabełek może wyglądać tak niewinnie? Słysząc jego słowa zapiekły mnie policzki. No cóż, on był jedynym który do tej pory potrafił mnie zawstydzić kilkoma słowami... Przełamałem się. Pogładziłem dłonią jego brzuch.

- Wiesz... To samo tyczy się ciebie... Nie każdy ma szczęście oglądać nago tak wspaniałe ciało jak moje, a co dopiero dotykać - zażartowałem. Dałem mu buziaka w policzek.
- Mamy mało czasu. - wyszeptałem mu do ucha.

- Wspaniałe? Ono jest idealne. - zmierzyłem go wzrokiem zawieszając go na chwilę na męskości chłopaka. Podniosłem wzrok na jego twarz i zachęcająco oblizałem wargi. Złapałem go za szyję i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem go od razu włączając do tego język. Oderwaliśmy się żeby zaczerpnąć powietrza.
- Wiem, że mamy go mało, ale co ty na szybki numerek na dobry początek? - powiedziałem najbardziej pociągającym głosem jaki potrafiłem z siebie wydobyć.


Słysząc jego propozycję moje skrępowanie zniknęło.

- Mmm... Kuszące. Widzę, że ktoś tu jest - podszedłem do niego. - niewyżyty. - ścisnąłem jego członka. Uśmiechnąłem się słysząc jego krótki, ale donośny jęk. Zamknąłem jego usta swoimi. Takie słodkie usta... Zacząłem napierać na niego tak, że po chwili był przyparty do ściany, a nasze erekcje ocierały się o siebie. Co chwila mruczał mi do ust z przyjemności. Mhm. Chyba moim nowym ulubionym zajęciem będzie doprowadzanie go do tego stanu. Poczułem jak mnie obejmuje i przyciska do siebie jeszcze mocniej. Poczułem jego dłonie na swoich pośladkach. Zaczął jakby ponaglająco ocierać się o moje podbrzusze. No cóż. Nie miał szczęścia bo dzisiaj miałem ochotę troszkę go pomęczyć.

Doprowadzał mnie do szału samym dotykiem. A co by było gdyby...? Gdyby on...
- Kai... Mam do ciebie prośbę. Pieprz mnie tak mocno jak tylko potrafisz. - spojrzałem na niego wyzywająco. 
Odwróciłem się tyłem i wypiąłem pośladki ocierając się o jego członka.


Ludzie. Nie wiem czemu, ale poczułem jakby skoczyła mi adrenalina, jakby nagle moje serce zaczęło działać na pełnych obrotach. Chyba jeszcze nigdy, moja głowa nie była aż tak gęsto wypełniona brudnymi scenami. I te jego piękne, kształtne, jędrne... Nie dam rady. Bez żadnego ostrzeżenia wbiłem się w niego do samego końca. Usłyszałem jego okrzyk euforii. Czyli trafiłem prosto w jego słaby punkt... Zacząłem poruszać się w nim. Na początku wolno by sprawić by sam upomniał się o więcej. Ale gdy zaczął sam przyspieszać tempa jednocześnie błagając mnie o to, żebym się z nim tak nie bawił tym swoim seksownym głosem nie wytrzymałem i zacząłem nabierać prędkości. Był zajebiście ciasny, a do tego jeszcze co chwilę spinał mięśnie. Jego wnętrze było tak przyjemnie ciepłe. Czułem się cudownie. Bez opamiętania wbijałem się w niego jednocześnie ręką pocierając jego członka. Towarzyszyły temu nasze głośne jęki. Czułem że długo już nie wytrzymam. Moje podniecenie jeszcze bardziej wzrastało pod wpływem tych wszystkich "Więcej Kai, mocniej! Jong In szybciej!" Taemina.


Nie potrafiłem już wytrzymać. Darłem się wniebogłosy błagając go o więcej. Niedługo po tym moim ciałem wstrząsnęła fala rozkoszy. Po chwili doszedł też Jong In rozlewając we mnie przyjemne ciepło. Podniósł rękę, którą mu ubrudziłem i przyłożył ją do ust po czym zlizał z niej białą substancję. Gdy chciałem się odwrócić zdałem sobie sprawę, że nadal ze mnie nie wyszedł.
- Już skończyłeś, wyłaź. - zaśmiałem się.
- A może jednak nie? - rzucił mi jeden z tych swoich seksownych uśmiechów po którym wykonał zdecydowane pchnięcie. Wygiąłem się do tyłu czując przyjemność jaką sprawił mi ten jeden ruch. Wyszedł ze mnie w końcu. Po wszystkim wzięliśmy na prawdę szybki prysznic i migiem się ubraliśmy.


Droga do wytwórni i trening minął nam dosyć zwyczajnie. Chociaż szczerze powiedziawszy dzięki mojemu kochanemu rudzielcowi byłem niezwykle odprężony i rozbudzony więc trenowanie szło mi jeszcze lepiej I z tego co widziałem to jemu też. Praktycznie nic się nie zmieniło (pomijając skryte całowanie się w łazience). Zbliżał się koniec naszej pracy. A wraz z tym mieliśmy razem iść do mojego domu. Kiedy tylko miałem okazję starałem się przekonać Taemina do tego, żeby ze mną nie szedł ale był na tyle uparty, że w końcu się poddałem. Pożegnaliśmy się z trenerem, wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z budynku.


Ile razy próbował wybić mi z głowy pomysł pójścia z nim TAM? Po jakimś dziesiątym razie przestałem liczyć. Postawiłem na swoim. Poddał się wiedząc, że nie uda mu się mnie przekonać. Sam jednak się bałem ale cóż. Żyje się raz, a ja żyję dla niego. Ruszyliśmy w stronę jego "domu". Aż się dziwię, że nadal nazywał tak to miejsce. Do domu powinno się wracać z radością i poczuciem bezpieczeństwa. A Jong In? Wracał tam bo kochał matkę. Nie był ani szczęśliwy, ani nie czuł się tam bezpieczny. Tam nie było nic co mogłoby przypominać dom. Smród alkoholu od którego kręciło się w głowie i dym od papierosów drażniący oczy i nos. Jednym słowem masakra. Kochałem Jong Ina i nie chciałem żeby tak cierpiał z jej powodu..


Po drodze do mojego domu zaszliśmy do sklepu żebym mógł jako tako zaopatrzyć lodówkę. Wyszedłem obładowany torbami. Tae oczywiście chciał nieść to za mnie lecz tym razem dałem radę się mu postawić. Stanęliśmy przed drzwiami. Podałem rudzielcowi jedną z toreb, wyjąłem z kieszeni klucze i wziąłem głęboki oddech. Poczułem jak Taemin lekko ugniata mięśnie na moich barkach. Posłałem w jego kierunku wymuszony uśmiech. Otworzyłem drzwi najciszej jak tylko mogłem. Złapałem starszego za rękę i ruszyłem w stronę kuchni. Widziałem jak krzywił się czując zapach papierosów. Zgaduję że nigdy jeszcze nie przebywał w pomieszczeniu w którym byłoby go aż tak czuć. Otworzyłem lodówkę i zacząłem po cichu wkładać do niej większość rzeczy z toreb. Resztę umiejscowiłem na stole kuchennym. Wciąż trzymając go za rękę wyszedłem z pomieszczenia. Usłyszałem zachrypnięty głos mojej matki.

- No i gdzie ty się szlajałeś, co!? - spojrzała na mnie, a następnie na Taemina i nasze splecione dłonie - Aaa. Pewnie pieprzyłeś tą dziwkę taak? - zacisnąłem zęby.
- Nie nazywaj go tak. - wycedziłem.

- Dzień Dobry. - odezwałem się patrząc pewnie na kobietę przede mną.
- T-to chłopak? - wyjąkała łapiąc się futryny drzwi.
- Tak, jestem chłopakiem czy to aż tak dziwne?


- Wiedziałam że jesteś pojebany. Ale nie myślałam że jesteś pedałem! - kobieta zaśmiała się - Miałam rację gdy mówiłam że nie jesteś moim synem! Mój syn nie mógłby być jakimś pieprzonym gejem!

Spuściłem głowę. Znowu to samo. Ale czego ja miałem się spodziewać? Cóż, nadzieja matką głupich... Poczułem jak ktoś pociągnął mnie mocno za włosy.

Zauważyłem jak jednym ruchem łapie go za włosy i zaczyna szarpać. Złapałem jej rękę.
- Niech go pani puści. Natychmiast.
- Bo co mi zrobisz pierdolony gówniarzu? - zaśmiała mi się w twarz.
- Proszę go puścić. To go boli. - moje oczy zaszły łzami widząc jak cierpi. Nie wytrzymałem i ścisnąłem jej nadgarstek. Syknęła z bólu i puściła jego włosy rozmazowywując bolące miejsce. 
- Jonginnie.. wszystko w porządku? - spytałem gorączkowo.
- Spokojnie. Nic mi nie jest. 
- Przytuliłem go, a poźniej cmoknąłem go w policzek. Spojrzałem w oczy tej kobiecie pozbawionej serca.
- Kocham go i nie pozwolę krzywdzić jeszcze bardziej. 
- Kai zaufaj mi i nie odzywaj się teraz. - wyszeptałem mu do ucha. - Albo pani zacznie go traktować tak, jak na matkę przystało albo już nigdy go pani nie zobaczy. - powiedziałem z lekkim uśmieszkiem.
- Czy ty mi grozisz? - zaśmiała się.
- Nie, składam obietnicę. - kpiący uśmiech nie schodził mi z ust.


Cofnąłem się. Patrzyłem jak moja matka i Taemin mierzą się wzrokiem.

- Skoro nie docenia pani tak cudownej osoby jaką jest Jong In, zamierzam go pani podkraść. - widziałem jak kącik jego ust unosi się. W tej chwili czułem się jak jakieś dziecko. Nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć. Po prostu nerwowo przenosiłem swój wzrok z jednej twarzy na drugą czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Ujrzałem błysk w oczach kobiety. Ruszyła leniwym krokiem w stronę mojego ukochanego. 


Podeszła do mnie. Spojrzała mi prosto w oczy.
- A więc chcesz mi zabrać syna?
- Przecież wcześniej twierdziła pani, że to nie jest pani syn. - znów uniosłem kąciki ust do góry.
Wymierzyła mi solidny policzek. Zabolało. Odwróciłem twarz i nadal patrzyłem na nią pewnym wzrokiem. Złapałem Kai'a za rękę.
- Chodź. Nic tu po nas. Widać, że nie zależy jej na synu i woli zniszczyć sobie życie do końca. Jeśli zechce to zadzwoni.

 Taemin wyciągnął mnie za rękę z domu. Oszołomiony tymi wszystkimi wydarzeniami dałem mu się prowadzić do jego mieszkania. Gdy tylko tam doszliśmy otrząsnąłem się i chwyciłem jego twarz w dłonie. Obejrzałem jego zaczerwieniony, lekko opuchnięty policzek. Co jak co, ale moja matka uderzenie miała mocne. O czym nie raz się przekonałem... Wziąłem chusteczkę i zamoczyłem ją w lodowatej wodzie. Przyłożyłem ją w miejscu uderzenia.

- Mocno boli? - spytałem przypatrując się twarzy Taemina próbując doszukać się jakichkolwiek innych obrażeń. Wolałem się upewnić.
- Baaardzo. Ale jeśli pocałujesz może przestanie. - uśmiechnął się łobuzersko. Westchnąłem.
- Ehh... Lepiej byłoby gdybym poszedł tam sam.

- Gdybyś poszedł tam sam to pewnie ty byś oberwał. Przynajmniej trochę fizycznego bólu ci oszczędziłem. To jak z tym buziakiem? Chyba chcesz żeby nie bolało prawda? - lekko się uśmiechnąłem i przysunąłem do niego.


- A idź. Ty tylko o jednym. Chyba powinienem zafundować ci tymczasowy celibat. - Powiedziałem, cmoknąłem go w policzek i poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę.


- Kaaaaaai. - krzyknąłem w jego kierunku nim zniknął w kuchni.
- Tak?
- To nie moja wina, że tak mnie pociągasz i mógłbym się z tobą kochać bez końca. - rzuciłem mu szeroki uśmiech.


- No cóż, nie poznałem jeszcze osoby której bym nie pociągał - Wystawiłem język w jego kierunku i zaśmiałem się. Wstawiłem wodę i nasypałem kawy do kubka. Ludzie. Dopiero co z nim rozmawiałem a zapomniałem się go spytać...

- Pijesz kawę czy herbatę?

- Też chcę kawyy. Ale z mlekiem. Takiej dobrej. - uśmiechnąłem się ciepło.


- Mhm... - wymruczałem. Zalałem obie kawy. Do kawy Taemina dodałem mleka, tak jak prosił. Ja preferowałem czarną, bez żadnych dodatków.

Wziąłem gotowe napoje i zaniosłem do salonu. Postawiłem na stoliku i zmierzwiłem czuprynę starszego na co odpowiedział mi uśmiechem. Leniwie położył głowę na moich kolanach, a ja zacząłem gładzić jego puszyste włosy.

Ułożyłem wygodnie głowę na jego kolanach.

- Nie za wygodnie ci? - zaśmiał się.
- Niee, jest idealnie. - powiedziałem ziewając. - Śpiący jesteem. Kaaaaaai. Jak zasnę to zaniesiesz mnie do łóżkaaaa? Proooooszę. - zrobiłem maślane oczka i minę zbitego psa.

- Nie boisz się, że cię wykorzystam podczas snu? - uśmiechnąłem się szatańsko bawiąc rudym loczkiem. Spojrzałem mu w oczy.


- Ty? Prędzej ja ciebie. I to lunatykując skarbie. - spojrzałem pewnie unosząc uwodzicielsko kąciki ust.


Spojrzałem na jego usta. Następnie na jego oczy. Celowo zacząłem wodzić dłonią po jego klatce piersiowej i brzuchu.

- No dobraa. To śpij.

Jego dotyk sprawiał mi wielką przyjemność. - Wiesz... jak mnie będziesz tak obmacywał to raczej nie zasnę. - spojrzałem na niego

 - Ty to nazywasz obmacywaniem? Ja po prostu staram się ułatwić ci zaśnięcie. No ale skoro ci się to nie podoba... - zacząłem cofać swoją rękę.


Złapałem jego dłoń.

- A czy ja powiedziałem, że mi się to nie podoba? Wręcz przeciwnie. Ale jeszcze coś. Nachyl się to coś ci powiem.

- Ale przecież jesteśmy tu sami. Nie musisz szeptać


- Wiem, ale to ma być nasza tajemnica. - uśmiechnąłem się.


Westchnąłem lekko. Ach te jego pomysły... Nachyliłem lekko swoją twarz w jego kierunku.


Złapałem go szybko za szyję i przyciągnąłem do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Rozsunąłem jego wargi wchodząc do środka językiem, a dłoń wplatając we włosy. Szybko odwzajemnił pocałunek, sprawiając mi tym jeszcze większą satysfakcję. Oderwaliśmy się żeby zaczerpnąć powietrza. Przysunąłem usta do jego ucha.
- Kocham cię i nigdy nikomu nie oddam. - wyszeptałem zmysłowo. Puściłem jego szyję i powtórnie rozłożyłem się na jego kolanach zamykając oczy.
- Teraz mogę iść spać. - na moją twarz wstąpił szczery uśmiech zadowolenia.


- Cóż, a ja nie zamierzam nigdy nawet myśleć o opuszczeniu ciebie... - złożyłem pocałunek na jego czole. Odruchowo zacząłem nucić jakąś kołysankę. Powoli gładziłem włosy mojego ukochanego. Przymknąłem lekko oczy wpadając w melancholię.


Otworzyłem oczy. Jestem w pokoju? Odruchowo spojrzałem w bok szukając kogoś. Nie było go... - Kai? - odezwałem się zachrypniętym głosem i rozejrzałem po pomieszczeniu. Cisza. Gdzie go wywiało? I tak wogóle, jak ja się tu znalazłem? Pewnie mnie przyniósł. - uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że targał mnie na górę. Wstałem z łóżka i poczłapałem na dół. Zauważyłem zapalone światło w kuchni. Podszedłem na paluszkach do drzwi. Otworzyłem drzwi i wlazłem do środka. Mój ukochany siedział przy stole trzymając w dłoniach kubek z parującym napojem. 
- Kaaaaai. Co tu robiisz? Było mi zimno i nie miałem się do kogo przytuuulić. - wyjąłem kubek z jego dłoni i odstawiłem na stół po czym usiadłem mu na kolanach wtulając się w niego i rozkoszując jego zapachem. Po chwili oderwałem głowę i spojrzałem w jego oczy.
- Jonginnie.. Co jest? - położyłem dłoń na jego policzku i pogładziłem go.


- Taemin. Gdzie jest mój plecak?... - nabrałem z trudem powietrza.
- Leży w moim pokoju, a co? Stało się coś?
- Niee... Nic takiego. Proszę. Przynieś mi go jak najszybciej możesz.

Zapewne wyglądałem okropnie. Czułem, jakby ktoś pocierał ścianki mojego gardła rozgrzanym żelazem. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Rudowłosy spojrzał na mnie z niepokojem i zgodnie z moją prośbą ruszył na górę. Po chwili trzymałem już w dłoniach swój małych rozmiarów plecaczek. Wyjąłem z niego pudełko w którym znajdowały się strzykawki z narkotykiem.
- Kochanie. Błagam cię odejdź. Nie patrz na to. Nie patrz teraz na mnie... - powiedziałem zsuwając się z krzesła i opadając kolanami na podłogę. Wyjąłem z opakowania jedną ze strzykawek.

- Kaai. Wiem, że musisz. Może to dziwne ale rozumiem to. Nie odejdę. Zostanę przy tobie. Choćbym miał cierpieć nie wyjdę. Nigdy cię nie zostawię. A teraz zrób to co musisz.


Spojrzałem na niego pełnymi strachu oczami. Naprawdę nie chciałem żeby widział co się ze mną dzieje, ale nie miałem siły na to by teraz się z nim kłócić. Przybliżyłem igłę do skóry. Jeszcze raz wbiłem w niego swój wzrok. - Przepraszam. - szepnąłem i po chwili szkodliwa substancja już wędrowała moimi żyłami. Straciłem świadomość.


Spojrzałem przerażony w jego kierunku. Zemdlał?- Kai! - podbiegłem i potrząsnąłem chłopakiem. Zero reakcji pustka. Sprawdziłem oddech oraz puls. Nieco przyśpieszone ale żył. Wziąłem go na ręce i z trudem przeniosłem na łóżko. Nie spałem resztę nocy czekając aż się ocknie. W pewnym momencie poruszył się i lekko uchylił oczy.

- Kai? Kai powiedz coś! Kai proszę! - mówiłem gorączkowo.

Ujrzałem najpiękniejszy widok jakikolwiek widziałem. Czterech pięknych Taeminów, każdy w innym kolorze tęczy... Ten żółty wydawał się być taki realny... Wyciągnąłem swoje ramiona w jego kierunku. I opadłem na niego przytykając swoje wargi do jego ust. Zacząłem się śmiać.

- Mniaaaam.... - mruknąłem odrywając się od niego. Liznąłem jego szyję. Taki pyszny, czekoladowy smak...

Poczułem jego ciepły język na swojej szyi.
- Kochaj się ze mną czekoladko... - wyszeptał mi do ucha.
- Nie, poczekam aż narkotyk przestanie działać. Wolę się kochać gdy będziesz w pełni kontaktował żeby móc słuchać twoich jęków. - wymruczałem. Pogładziłem go po policzku i położyłem się obok niego. Objąłem go od tyłu w pasie i przytuliłem się do niego.
- A teraz zaśnij mój skarbie.. - wyszeptałem gładząc jego puszyste włosy.


Hej! Jak on mógł się mi oprzeć!? Jak!? Kiedyś tego pożału.... Ooo! On mnie głaska po włoskach! Jak faajniee.. Ej! Czemu nagle zaczyna robić się ciemno!? Kolorki wracajcie! Oo! Tęczowe misie. No i zasnąłem... Głupie, zdradliwe żelki...


Obudziło mnie poranne słońce, które dobijało się przez okno. Jednak nie obudziło Kai'a który spał kamiennym snem z lekkim uśmiechem na twarzy. Pogłaskałem jego policzek i wstałem. Cichutko przemieściłem się do szafy. Wziąłem czyste ubrania i ruszyłem w stronę łazienki. Po drodze zahaczył nogą o stolik. Syknąłem z bólu i zakląłem pod nosem. Wziąłem szybki prysznic i z mokrymi włosami zszedłem do kuchni. Spojrzałem na zegarek. Była za piętnaście jedenasta. Można powiedzieć, że w końcu trochę odespałem nie licząc nocnej akcji Jong In'a. Po chwili obiekt moich rozmyślań pojawił się w drzwiach. Chwiejnym krokiem podszedł do krzesła po czym opadł na nie jak worek. Spuścił głowę i wplótł palce we włosy.

- Przepraszam. - wychrypiał.
Spojrzałem zdziwiony. Za co on przeprasza? Wstałem i zrobiłem mu gorącą kawę. Podałem mu napój, który wypił z wyraźną ochotą. Lekko się rozbudził.- Za co mnie przepraszasz? - spytałem siadając obok niego i obejmując ramieniem

- Za to że musisz przebywać z takim ćpunem jak ja... - powiedziałem z nieukrywaną złością i kpiną w stosunku do samego siebie. Jak ja mogłem tak przy nim...? I ciekawe co odwalałem na haju...


- Wiesz, że cię kocham Kai.. Nie masz za co przepraszać. Nie zrobiłeś nic głupiego. Chociaż... - na moją twarz wstąpił lekki uśmieszek.


Zwróciłem swój wzrok na niego z nieukrywanym strachem w oczach. Chwila. Czemu on się uśmiechał!? No nie mówcie mi że ja pod wpływem z nim ten tego... Zaczerwieniłem się od razu na myśl. Złapałem go lekko za ramiona i  mu w oczy. - Chociaż co? Powiedz.


- No wiesz.. nie wiem czy ci powiedzieć. Zmuś mnie. - uśmiechnąłem się prowokacyjnie.


- Taemin błagam cię. Zaczynam się bać. - powiedziałem. - Bądź grzeczny i powiedz.

Czułem się jakbym pouczał dziecko. Ale było to zbyt sprzeczne z moimi myślami, bo przecież pedofilem nie jestem...

- Nie lubię być grzeczny. - powiedziałem i przejechałem palcem po jego twarzy, a później całując nos


- Wiesz, zdołałem się już. przekonać... - bez żadnego zbędnego gadania wbiłem się w jego usta. Rozchyliłem jego wargi wsuwając w nie swój język. Unikając kontaktu z jego językiem zacząłem jeździć swoim po jego zębach, policzkach i podniebieniu lecz nagle poczułem że chwyta go i zamyka w uścisku. Powoli rozpoczął się namiętny taniec. Nie walka o dominację, bo nie o to w tej chwili chodziło. Zaczęło brakować mi powietrza więc się od niego oderwałem. Spojrzałem z uwielbieniem na jego malinowe usta.

- A teraz... Będziesz grzeczny?

- Hmm... Mam ci powiedzieć tak? -spytałem.


- Cóż. To zależy od ciebie. No chyba, że nie lubisz takich pocałunków - uśmiechnąłem się do niego lekko.


- No więc.. Pozwól, że zacytuję: "Kochaj się ze mną!" - cytowałem naśladując Kai'a po czym uśmiechnąłem się do niego.


Opadła mi szczęka. Serio? Tak mu powiedziałem? Eeech. To jeszcze nic takiego. No jakbym powiedział to komuś innemu to nie byłoby zbyt ciekawie, ale Taeminowi?

- No słodziaku, to za bycie takim niegrzecznym i szantażowanie mnie jestem zmuszony ci odmówić. - wystawiłem język.

- Odmówić? Mnie? Jesteś tego pewien? - spytałem nachalnie wpatrując się w jego oczy.


Specjalnie oblizałem dolną wargę. - Jestem bardzo tego pewien. - zagryzłem ją.


- Okej. Sam tego chciałeś. - wstałem z krzesła i podreptałem do łazienki. Po drodze wstąpiłem do pokoju wziąc ubrania na zmianę. Wysuszyłem włosy i lekko potraktowałem je karbownicą. Założyłem do tego czarne, obcisłe wytarte rurki, a do tego czerwoną koszulę w kratę. Założyłem kolczyki w kształcie gwiazdek koloru czarnego. Na rękę założyłem kilka dodatków. Użyłem dezodorantu. Sprawdzając efekt końcowy byłem z siebie dumny. Ponownie zszedłem do kuchni i specjalnie ruszając biodrami przeszedłem obok Kai'a, który na mój widok wytrzeszczył oczy. Wyciągnąłem mleko bananowe i napiłem się. Spojrzałem na niego. - No co? - spytałem z przekąsem. - Pierwszy raz mnie widzisz?


- Niee. Ale powiem ci, że jestem zazdrosny jak myślę o tych wszystkich ludziach którzy będą się gapić na twój seksowny tyłek w tych rurkach. - znowu wystawiłem język. Ruszyłem szybko do pokoju. Zajrzałem do swoich rzeczy. No brawo Kai. Wziąłeś więcej spodni niż bluzek... Ale chwila. Mam pomysł. Poszedłem do łazienki, umyłem zęby i wziąłem prysznic. Specjalnie starałem się nie wytrzeć zbyt dokładnie, by po mojej klatce i plecach spływały kropelki wody. Uczesałem włosy, użyłem dezodorantu ubrałem bieliznę, spodnie i zszedłem do kuchni. - Kochanieee... - powiedziałem najbardziej pociągająco jak umiałem - pożyczysz mi jakąś bluzkę? - odwrócił się w moim kierunku na co ja uniosłem rękę umieszczając ją z tyłu mojej głowy dając mu lepszy widok.


Spojrzałem na niego, a moje źrenice automatycznie się rozszerzyły. To teraz bawimy się kto nie wytrzyma? Oj Kai nie uda ci się mnie złamać tą swoją idealną klatą. 
- Pewnie. Wybierz sobie jakąś. - pozostawałem obojętny na widok przede mną.


Widziałem w jego oczach że prawie się złamał! Tak mało brakowało! No cóż... Podszedłem do niego i ułożyłem swoje dłonie na jego biodrach. Głowę ułożyłem mu na ramieniu. - Ale kotkuu... Za krótko tu jestem żeby wiedzieć gdzie trzymasz ciuchy. A nie jestem zwolennikiem grzebania po czyichś szafach... - wymruczałem mu prosto do ucha.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Prowokował mnie, a wcześniej sam nie chciał.
- Chodź. - powiedziałem sucho strącając jego dłonie ze swoich bioder i skierowałem się w stronę sypialni.


Już blisko! Zadrżał! Autentycznie to poczułem! Jeszcze tylko trochę a nie wytrzyma i rzuci się na mnie! Dobra. Podążyłem za nim w stronę pokoju. Wszedłem za nim i celowo w miarę głośną zamknąłem drzwi. Ruszył w kierunku jednej z szaf, a ja za nim.

Idąc zmysłowo poruszałem biodrami. Czułem jego wzrok na sobie co sprawiało mi satysfakcję. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Schyliłem się aby wyjąć jedną z koszulek. Nagle poczułem jego dłoń na pośladku. Odwróciłem się i ze złością odepchnąłem go.
- Przestań w końcu! - wydarłem się na niego i opuściłem pomieszczenie trzaskając drzwiami.

Szczerze... To było dramatyczne. Ale ja i tak nie mogłem powstrzymać się od chichotu. Sfrustrowany Tae... Ale dobra, skoro nie to będę się trzymał od niego z daleka. Jestem baaardzo cierpliwy. Chwyciłem koszulkę, którą Tae przed chwilą rzucił na ziemię. Nałożyłem ją i starając się nie uśmiechać zszedłem na dół i chwyciłem swój plecaczek.
- Taemin nie wiem jak ty, ale ja już wychodzę!

Pędem pobiegłem do łazienki i zatrzasnąłem za sobą drzwi. 
- A JA NIE ZAMIERZAM WYCHODZIĆ GDZIEKOLWIEK! - wydarłem się tłumiąc płacz do zamkniętych drzwi. Opadłem bezsilnie na podłogę. Sam nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Czułem się.. No właśnie.. Jaki? Bezsilny? Może mu się znudziłem? Muszę jakoś odreagować. Muszę się pozbyć tej złości. Z trudem podniosłem się z kafelków i ruszyłem w stronę szafki nad umywalką. Sięgnąłem po małe pudełeczko z którego wyjąłem małe, błyszczące ostrze. Wziąłem owy przedmiot do rąk i chwiejnym krokiem podszedłem do kabiny prysznicowej. Opadłem na kolana. Podwinąłem rękawy koszuli i drżącą dłonią zacząłem rysować kreski ponad nadgarstkiem. Nie chciałem się zabić. A...a może chciałem? Byłem wściekły jak nigdy.. Na moją twarz wpełzł szalony uśmiech. Ból mieszał się z euforią. Chciałem to wziąż czuć. Bez chwili namysłu zacząłem kreślić krwawe linie na drugiej ręce. Tym razem nie były to bezmyślne kreski. Układały się w słowo, a konkretnie imię. 
Smugi krwi spływały wprost do śnieżnobiałej kabiny. Uśmiechnąłem się widząc na swojej ręce krwawe "Kai". Po chwili poczułem jak pomieszczenie wokół mnie zaczyna się kręcić. Odpłynąłem. 

Usłyszałem jego krzyk. Czyżbym przesadził? Zauważyłem jak wbiega do łazienki. Wszedłem do środka. Wbiło mnie w ziemię. Opadłem na kolana obok ciała Taemina. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Złapałem za jego zakrwawiony nadgarstek. Wciąż czułem puls. Wtedy mój wzrok zarejestrował jedną, straszną rzecz, której miałem już nigdy nie zapomnieć. Moje imię. Moje własne imię stworzone z krwi Taemina. Wytrzeszczyłem oczy. Starając się myśleć racjonalnie wyjąłem z kieszeni komórkę i zadzwoniłem na pogotowie. Podałem adres, powiedziałem co się stało i jak tylko się rozłączyłem rzuciłem telefon na ziemię. Wsunąłem swoje dłonie pod ciało rudowłosego. Przytuliłem go do siebie. Moja wina. Nie powinienem żyć. Dlaczego zawsze wszystko psuję?
- Taemin... Błagam cię... Tylko nie odchodź... - wtuliłem głowę w jego ramię. Usłyszałem dźwięk syreny karetki. Po chwili do mieszkania wpadli sanitariusze. Chcieli wziąć rudowłosego na ręce, lecz nie pozwoliłem im. Sam zaniosłem go do samochodu i położyłem na noszach. Pojechałem z nimi do szpitala. Zawieźli go do jakiejś sali. Nie pozwolili mi wejść więc po prostu oszołomiony opadłem na jedno z krzeseł stojących przy wejściu do pomieszczenia w którym obecnie przebywał obiekt mojego uzależnienia. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Wiedziałem, że w końcu coś zepsuję. Ale.. Czemu tak szybko? Znienawidziłem siebie jeszcze bardziej. Nie zasługiwałem na kogoś takiego jak on. Moje rozmyślania przerwał mężczyzna który wyszedł z sali.
- Pan jest tym, który przyjechał z panem Lee Taeminem? - zwrócił się do mnie.
- Tak, co z nim? - zerwałem się z miejsca podchodząc do człowieka.
- Pacjentowi nic nie grozi. Na całe szczęście nie stracił dużo krwi dzięki pana szybkiej reakcji. - widziałem, że chciał mnie zapytać o imię, które Taemin miał wyryte na swojej ręce. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się obcej osobie.
- Czy mogę wejść? - spytałem patrząc lekarzowi w oczy.
- Tak, ale proszę nie starać się obudzić pacjenta. Musi odpocząć. - odparł.
- Rozumiem... - skierowałem się wgłąb białego pomieszczenia. Na szpitalnym łóżku leżał on. Cały czas w jednej, równej pozycji z miarowo poruszającą się klatką piersiową. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza którą szybko starłem. Nie mogłem zostać zbyt długo. Nie chciałem utrudniać sobie odejścia. Złapałem go za dłoń. Była tak przyjemnie ciepła... Schyliłem się i ucałowałem po kolei jego czoło, nos, policzki oraz usta. Odrywając się od niego zobaczyłem jak porusza się niespokojnie. Zmierzwiłem lekko jego włosy i z trudem puściłem jego dłoń.
- Żegnaj, Taemin. - ruszyłem w stronę drzwi.



TO NIE JEST KONIEC TEGO OPOWIADANIA! Prosimy o komentarze aby mieć motywację do pisania kolejnej części. EXO HWAITING!