Taemin - Pomarańczowy (Yumi - Lee Taemin)
Kai - Zielony (Nami - ja)
Przebudziłem się cały zlany potem. - To tylko sen... - wyszeptałem do siebie, kładąc zewnętrzną stronę dłoni na czole i ścierając z niego mokre kropelki. Odwróciłem twarz w stronę osoby leżącej obok. Jak on ślicznie wyglądał podczas snu. Poruszyłem się lekko próbując nie obudzić przy tym Kai'a. Nie wyszło mi to jednak i chłopak leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się.
Otworzyłem oczy, czując jak coś lub ktoś się porusza na drugiej połowie łóżka. Ujrzałem twarz mojego ukochanego, który nawet z rozszerzonymi źrenicami, i potem spływającym po czole wyglądał wyjątkowo cudownie... Chwila. Rozszerzone źrenice i pot? Co mu się stało?
- Hej. Nie wyglądasz najlepiej. Co się stało?
- Miałem straszny sen. To...to było takie okropne.. - odpowiedziałem po czym mocno wtuliłem się w Jong Ina niczym małe dziecko szukające schronienia.
Otworzyłem szeroko oczy. To musiało być coś na prawdę okropnego skoro Taemin tak się zachowuje. Złożyłem pocałunek na jego zmierzwionych włosach a następnie zacząłem je gładzić. Wzorowałem się na mojej matce. Kiedy jeszcze nie wpadła w uzależnienia. A właśnie, co z moją mamą!? Przecież od dwóch dni nie ma mnie w domu, a przecież ona znając życie nie kupiła nic do jedzenia! Ale tym zajmę się później. Nie mogę zostawić go samego. Zacząłem głaskać go po głowie cicho szepcząc słowa pocieszenia.
- Taemin. To był tylko sen. Jestem tu z tobą. Czujesz mnie? Jestem tu żeby cię wesprzeć. Nie martw się niczym. Opowiesz mi co ci się śniło?
Odsunąłem się od niego aby móc złapać powietrza. Podniosłem wzrok na niego.
- Kai... Obiecaj mi coś. Postaraj się rzucić nałóg. Błagam cię... A co do snu.. Śniło mi się, że przedawkowałeś. Pokłóciłeś się z matką i nie wytrzymałeś. Chcąc poczuć się lepiej wziąłeś za dużo. A ja... ja nie potrafiłem bez ciebie żyć i sam popełniłem samobójstwo. Kai zrozum. Ja nie chcę cię stracić. Kocham cię jak nikogo innego, rozumiesz? - ostatnie zdanie wypowiadałem patrząc mu prosto w jego piękne, piwne oczy. Po chwili znów do niego przylgnąłem.
Moje oczy zaszły łzami. Nie wiem czemu ale zacząłem płakać. Może to dlatego, że zdawałem sobie sprawę iż jego objawy są realne? Cóż, już raz otarłem się o śmierć z powodu narkotyków. Ale to było wtedy, gdy dowiedziałem się czemu mój ojciec nie wracał do domu nocami. Dobił mnie jeszcze widok zrozpaczonej matki. Wtedy dopiero zaczynałem ćpać. Robiłem to wręcz, można powiedzieć eksperymentalnie więc narkotyki działały na moje ciało znacznie intensywniej niż teraz. Przygarnąłem do siebie Taemina. Ogarnął mnie strach. Czysty strach. Wiedziałem, że byłem zdolny targnąć się na swoje życie z powodu z pozoru błahych spraw. Pociągnąłem nosem. Choć bardzo starałem się by starszy nie wyczuł że płaczę z mojego gardła wydobył się pojedynczy szloch.
- Nie Taemin... Nie zostawię cię... Nigdy...
- A-ale obiecujesz? Ja naprawdę cię kocham. Mógłbym to powtarzać w nieskończoność. I... Kai? Ty płaczesz? - podniosłem swoją głowę po czym sam uniosłem jego. Po jego policzkach spływały słone krople, które urządzały sobie wyścigi. Bez zastanowienia otarłem je swoim kciukiem i delikatnie złączyłem nasze wargi. Rozłączyliśmy je gdy nam obu brakło powietrza.
- Jonginnie... Gdybym miał umrzeć chcę to zrobić w twoich ramionach bo wtedy byłaby to najlepsza śmierć jaka mogłaby mnie spotkać. Bez ciebie nie istnieję Moje serce bije tylko dla ciebie. Bez Ciebie będę pustką. Zbłąkaną duszą, która utraciła to co dla niej najważniejsze. Przejdziemy przez wszystko razem. - powiedziałem i musnąłem jego dolną wargę. Chcąc poczuć jego ciepło wsunąłem nogę pomiędzy jego oraz oplotłem jego plecy własnymi rękoma chcąc by ta chwila trwała wiecznie upajałem się jego zapachem.
- A i muszę ci coś powiedzieć. Też jestem uzależniony. Moim narkotykiem jesteś ty Kai. - wyszeptałem.
Uśmiechnąłem się. Nagle spojrzałem na niego poważnie.
- Taemin. Obiecaj mi jedno. Nigdy, ale to nigdy nawet nie myśl o ryzykowaniu swego życia z mojego powodu. Obiecaj mi to.
- Nie mogę ci tego obiecać. Przykro mi ale nie mogę. Nie obiecam ci tego, bo nigdy nie wiadomo jak się potoczą sprawy. Bez ciebie nie będę potrafił żyć. Jestem w stanie zrobić dla ciebie WSZYSTKO. - przy wymawianiu ostatniego słowa podniosłem ton głosu.
- Taemin. Błagam cię. Zrób to dla mnie. Inaczej nie będę mógł być spokojny. I zapamiętaj jedno. Ja nie jestem wart twego bezcennego życia. Wciąż nie mogę uwierzyć jakim szczęściem obdarował mnie Bóg pozwalając mi cię poznać.
- Może ty tak sądzisz, ale dla mnie jesteś najcenniejszym człowiekiem na świecie. Powtórzę po raz kolejny. Gdyby nie ty moje życie byłoby nadal nudne i monotonne. Bez ciebie nie będę umiał żyć.
- Ehh. Taemin. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. Jesteś moim tlenem, bez którego umarłbym. - przytuliłem rudowłosego w geście rezygnacji.
- Wreszcie zrozumiałeś... - odetchnąłem. - Nie wyspałem się, a jest całkiem wcześnie. Prześpijmy się jeszcze.. Prooooooszę.. - zrobiłem maślane oczka.
- Ty śpij dalej, ale ja muszę iść coś załatwić. - On nawet nie wiedział jak bardzo nie chciałem tam wracać. Złożyłem na jego policzku pocałunek. Odkryłem się.
Złapałem go za rękę.
- Nigdzie nie idziesz. A nie. Idziesz w jedno miejsce. A konkretnie spać ze mną. Wiem gdzie chcesz iść. Pójdę tam z tobą, a teraz śpij. - powiedziałem i przykryłem go kołdrą. Szybko się w niego mocno wtuliłem nie dając mu możliwości ucieczki.
- Ludzieee. Jak dziecko... - westchnąłem czując jak starszy mocno mnie do siebie przyciska. Lekko poczochrałem mu włosy i ułożyłem głowę na poduszce. Hah. Co on w sobie ma takiego, że nigdy nie jestem w stanie mu odmówić? Zasnąłem z uśmiechem na ustach czując ciepło starszego.
- Lubię się przytulać. A szczególnie do ciebie. - wymruczałem.
- Szczególnie do mnie? To do kogo ty się jeszcze przytulasz?
- Hmm.. Do poduszki. - zaśmiałem się. - To moja kochanka, gdy ciebie nie ma. - wyszczerzyłem się.
- Zdradzasz mnie z poduszką!? Jak śmiesz!? Ranisz! - teatralnie złapałem się za serce
Wybuchnąłem głośnym śmiechem nie mogąc wytrzymać.
- Uwielbiam cię. A teraz przytul i chodź spać. - uniosłem lekko kąciki ust.
Zaśmiałem się i pocałowałem Taemina w czubek jego ślicznego noska. Zasnęliśmy w swoich ramionach.
Obudził mnie dźwięk budzika. Widząc która godzina zerwałem się na równe nogi.
- Cholera Kai. - potrząsnąłem nim. - Jak się spóźnimy do wytwórni znów nas zamęczą.
- Wstaaaawaaaaaaj! - nachyliłem się i kilkakrotnie musnąłem jego skroń.
Otworzyłem zaspany oczy. Usłyszałem słowa Taemina. W myślach miałem od razu ułożony perfekcyjny, szatański plan. Gdy tylko zbliżył się do mnie złapałem go za ramiona i położyłem na łóżku. Jego dłonie umiejscowiłem nad jego głową przytrzymując jego nadgarstki. Spojrzałem mu w oczy i uniosłem kącik moich ust.
- Przecież jeszcze przed chwilką upierałeś się przy tym żeby nie wstawać? - nie dałem mu czasu na odpowiedź. Wbiłem się w jego usta od razu wprowadzając do ich wnętrza swój język. Czułem że stara się mi oprzeć ale cóż, nie bardzo mu to wychodziło. Przełożyłem sobie jego jedną dłoń tak, że miałem teraz jedną wolną rękę która zajęła się wodzeniem po brzuchu rudzielca i zahaczaniu o jego sutki. Poczułem jak stara się coś wymruczeć na co nie pozwalały mu moje wargi. Oderwałem się od niego. Oblizałem się i zmieniłem swoje centrum zainteresowania. Zacząłem jeździć językiem po jego szyi. Usłyszałem jego cichy, powstrzymywany jęk. Pełen satysfakcji zassałem się na kawałku jego skóry zostawiając na niej krwisty ślad. Zrobiłem jeszcze kilka takich. Oderwałem swoje dłonie i usta od jego ciała.
- Teraz mogę wstać. - uśmiechnąłem się łobuzersko widząc zamglone oczy chłopaka. Zszedłem z łóżka, zebrałem swoje ubrania i skierowałem się w stronę łazienki.
Podniosłem się do pozycji półsiedzącej. Trzeba przyznać to był cudny początek dnia. Szybko chwyciłem swoje rzeczy i wyminąłem Kai'a tarasując drzwi do łazienki.
- Wiesz... Skoro i tak mamy mało czasu.. Po co marnować wodę i czas? Wykąpmy się razem. - uśmiechnąłem się zawadiacko i prowokacyjnie oblizałem wargę wysyłając w jego kierunku najbardziej zalotne spojrzenie na jakie było mnie stać.
- Hmm. Jestem za. Tylko jedna rzecz. Nie dam się tak łatwo. - wyszczerzyłem się lekko w jego kierunku i ruszyłem za nim w stronę prysznica.
Obaj położyliśmy ubrania na boku i weszliśmy do kabiny zamykając drzwi. Chwyciłem żel po czym delikatnie rozprowadziłem go na ciele partnera. Niby zwykła kąpiel, a ile może przynieść radości...
Kai odchylił głowę do tyłu, a ja delikatnie musnąłem jego szyję wywołując u niego dreszcze. Uśmiechnąłem się przelotnie. Spłukałem z niego całą pianę po czym wcisnąłem mu do ręki żel po prysznic. Chwycił go i zaczął mnie nim smarować. Po chwili wybuchnąłem szaleńczym śmiechem gdy zaczął mnie łaskotać.
- K..Kai przestań! - wydyszałem i złapałem z trudem jego nadgarstki.
- Mam ci oddać? - spytałem.
- Ja nie mam łaskotek. - odparł pewnie.
- No to się przekonamy. - powiedziałem i zacząłem przeszukiwać każdy milimetr jego ciała w poszukiwaniu owego wrażliwego miejsca.
Poczułem jak jego dłonie błądzą po moich bokach szukając miejsca, w które mógłby mnie połaskotać. Byłem pewien że nie znajdzie takowego dopóki nie poczułem że jego palce przyciskają lekko miejsce pomiędzy moimi żebrami. Zacisnąłem zęby starając się nie roześmiać ale nie mogłem powstrzymać tego, że moje oczy zaszły ze śmiechu łzami. Po chwili w końcu wybuchłem niepohamowanym śmiechem.
- Znalazłem! - powiedziałem i z triumfalnym uśmiechem drażniłem miejsce, którego dotykanie powodowało śmiech u młodszego. Po chwili męki dałem mu odpocząć.
- A byłeś pewny, że nie znajdę. Zapamiętaj jedno Kim Jong Inie. Te palce jeszcze nie raz wywołają u ciebie mnóstwo doznań i przyjemności. - uśmiechnąłem się znacząco patrząc w jego piwne oczy.
Boże. Jak taki diabełek może wyglądać tak niewinnie? Słysząc jego słowa zapiekły mnie policzki. No cóż, on był jedynym który do tej pory potrafił mnie zawstydzić kilkoma słowami... Przełamałem się. Pogładziłem dłonią jego brzuch.
- Wiesz... To samo tyczy się ciebie... Nie każdy ma szczęście oglądać nago tak wspaniałe ciało jak moje, a co dopiero dotykać - zażartowałem. Dałem mu buziaka w policzek.
- Mamy mało czasu. - wyszeptałem mu do ucha.
- Wspaniałe? Ono jest idealne. - zmierzyłem go wzrokiem zawieszając go na chwilę na męskości chłopaka. Podniosłem wzrok na jego twarz i zachęcająco oblizałem wargi. Złapałem go za szyję i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem go od razu włączając do tego język. Oderwaliśmy się żeby zaczerpnąć powietrza.
- Wiem, że mamy go mało, ale co ty na szybki numerek na dobry początek? - powiedziałem najbardziej pociągającym głosem jaki potrafiłem z siebie wydobyć.
Słysząc jego propozycję moje skrępowanie zniknęło.
- Mmm... Kuszące. Widzę, że ktoś tu jest - podszedłem do niego. - niewyżyty. - ścisnąłem jego członka. Uśmiechnąłem się słysząc jego krótki, ale donośny jęk. Zamknąłem jego usta swoimi. Takie słodkie usta... Zacząłem napierać na niego tak, że po chwili był przyparty do ściany, a nasze erekcje ocierały się o siebie. Co chwila mruczał mi do ust z przyjemności. Mhm. Chyba moim nowym ulubionym zajęciem będzie doprowadzanie go do tego stanu. Poczułem jak mnie obejmuje i przyciska do siebie jeszcze mocniej. Poczułem jego dłonie na swoich pośladkach. Zaczął jakby ponaglająco ocierać się o moje podbrzusze. No cóż. Nie miał szczęścia bo dzisiaj miałem ochotę troszkę go pomęczyć.
Doprowadzał mnie do szału samym dotykiem. A co by było gdyby...? Gdyby on...
- Kai... Mam do ciebie prośbę. Pieprz mnie tak mocno jak tylko potrafisz. - spojrzałem na niego wyzywająco. Odwróciłem się tyłem i wypiąłem pośladki ocierając się o jego członka.
Ludzie. Nie wiem czemu, ale poczułem jakby skoczyła mi adrenalina, jakby nagle moje serce zaczęło działać na pełnych obrotach. Chyba jeszcze nigdy, moja głowa nie była aż tak gęsto wypełniona brudnymi scenami. I te jego piękne, kształtne, jędrne... Nie dam rady. Bez żadnego ostrzeżenia wbiłem się w niego do samego końca. Usłyszałem jego okrzyk euforii. Czyli trafiłem prosto w jego słaby punkt... Zacząłem poruszać się w nim. Na początku wolno by sprawić by sam upomniał się o więcej. Ale gdy zaczął sam przyspieszać tempa jednocześnie błagając mnie o to, żebym się z nim tak nie bawił tym swoim seksownym głosem nie wytrzymałem i zacząłem nabierać prędkości. Był zajebiście ciasny, a do tego jeszcze co chwilę spinał mięśnie. Jego wnętrze było tak przyjemnie ciepłe. Czułem się cudownie. Bez opamiętania wbijałem się w niego jednocześnie ręką pocierając jego członka. Towarzyszyły temu nasze głośne jęki. Czułem że długo już nie wytrzymam. Moje podniecenie jeszcze bardziej wzrastało pod wpływem tych wszystkich "Więcej Kai, mocniej! Jong In szybciej!" Taemina.
Nie potrafiłem już wytrzymać. Darłem się wniebogłosy błagając go o więcej. Niedługo po tym moim ciałem wstrząsnęła fala rozkoszy. Po chwili doszedł też Jong In rozlewając we mnie przyjemne ciepło. Podniósł rękę, którą mu ubrudziłem i przyłożył ją do ust po czym zlizał z niej białą substancję. Gdy chciałem się odwrócić zdałem sobie sprawę, że nadal ze mnie nie wyszedł.
- Już skończyłeś, wyłaź. - zaśmiałem się.
- A może jednak nie? - rzucił mi jeden z tych swoich seksownych uśmiechów po którym wykonał zdecydowane pchnięcie. Wygiąłem się do tyłu czując przyjemność jaką sprawił mi ten jeden ruch. Wyszedł ze mnie w końcu. Po wszystkim wzięliśmy na prawdę szybki prysznic i migiem się ubraliśmy.
Droga do wytwórni i trening minął nam dosyć zwyczajnie. Chociaż szczerze powiedziawszy dzięki mojemu kochanemu rudzielcowi byłem niezwykle odprężony i rozbudzony więc trenowanie szło mi jeszcze lepiej I z tego co widziałem to jemu też. Praktycznie nic się nie zmieniło (pomijając skryte całowanie się w łazience). Zbliżał się koniec naszej pracy. A wraz z tym mieliśmy razem iść do mojego domu. Kiedy tylko miałem okazję starałem się przekonać Taemina do tego, żeby ze mną nie szedł ale był na tyle uparty, że w końcu się poddałem. Pożegnaliśmy się z trenerem, wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z budynku.
Ile razy próbował wybić mi z głowy pomysł pójścia z nim TAM? Po jakimś dziesiątym razie przestałem liczyć. Postawiłem na swoim. Poddał się wiedząc, że nie uda mu się mnie przekonać. Sam jednak się bałem ale cóż. Żyje się raz, a ja żyję dla niego. Ruszyliśmy w stronę jego "domu". Aż się dziwię, że nadal nazywał tak to miejsce. Do domu powinno się wracać z radością i poczuciem bezpieczeństwa. A Jong In? Wracał tam bo kochał matkę. Nie był ani szczęśliwy, ani nie czuł się tam bezpieczny. Tam nie było nic co mogłoby przypominać dom. Smród alkoholu od którego kręciło się w głowie i dym od papierosów drażniący oczy i nos. Jednym słowem masakra. Kochałem Jong Ina i nie chciałem żeby tak cierpiał z jej powodu..
Po drodze do mojego domu zaszliśmy do sklepu żebym mógł jako tako zaopatrzyć lodówkę. Wyszedłem obładowany torbami. Tae oczywiście chciał nieść to za mnie lecz tym razem dałem radę się mu postawić. Stanęliśmy przed drzwiami. Podałem rudzielcowi jedną z toreb, wyjąłem z kieszeni klucze i wziąłem głęboki oddech. Poczułem jak Taemin lekko ugniata mięśnie na moich barkach. Posłałem w jego kierunku wymuszony uśmiech. Otworzyłem drzwi najciszej jak tylko mogłem. Złapałem starszego za rękę i ruszyłem w stronę kuchni. Widziałem jak krzywił się czując zapach papierosów. Zgaduję że nigdy jeszcze nie przebywał w pomieszczeniu w którym byłoby go aż tak czuć. Otworzyłem lodówkę i zacząłem po cichu wkładać do niej większość rzeczy z toreb. Resztę umiejscowiłem na stole kuchennym. Wciąż trzymając go za rękę wyszedłem z pomieszczenia. Usłyszałem zachrypnięty głos mojej matki.
- No i gdzie ty się szlajałeś, co!? - spojrzała na mnie, a następnie na Taemina i nasze splecione dłonie - Aaa. Pewnie pieprzyłeś tą dziwkę taak? - zacisnąłem zęby.
- Nie nazywaj go tak. - wycedziłem.
- Dzień Dobry. - odezwałem się patrząc pewnie na kobietę przede mną.
- T-to chłopak? - wyjąkała łapiąc się futryny drzwi.
- Tak, jestem chłopakiem czy to aż tak dziwne?
- Wiedziałam że jesteś pojebany. Ale nie myślałam że jesteś pedałem! - kobieta zaśmiała się - Miałam rację gdy mówiłam że nie jesteś moim synem! Mój syn nie mógłby być jakimś pieprzonym gejem!
Spuściłem głowę. Znowu to samo. Ale czego ja miałem się spodziewać? Cóż, nadzieja matką głupich... Poczułem jak ktoś pociągnął mnie mocno za włosy.
Zauważyłem jak jednym ruchem łapie go za włosy i zaczyna szarpać. Złapałem jej rękę.
- Niech go pani puści. Natychmiast.
- Bo co mi zrobisz pierdolony gówniarzu? - zaśmiała mi się w twarz.
- Proszę go puścić. To go boli. - moje oczy zaszły łzami widząc jak cierpi. Nie wytrzymałem i ścisnąłem jej nadgarstek. Syknęła z bólu i puściła jego włosy rozmazowywując bolące miejsce.
- Jonginnie.. wszystko w porządku? - spytałem gorączkowo.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Przytuliłem go, a poźniej cmoknąłem go w policzek. Spojrzałem w oczy tej kobiecie pozbawionej serca.
- Kocham go i nie pozwolę krzywdzić jeszcze bardziej.
- Kai zaufaj mi i nie odzywaj się teraz. - wyszeptałem mu do ucha. - Albo pani zacznie go traktować tak, jak na matkę przystało albo już nigdy go pani nie zobaczy. - powiedziałem z lekkim uśmieszkiem.
- Czy ty mi grozisz? - zaśmiała się.
- Nie, składam obietnicę. - kpiący uśmiech nie schodził mi z ust.
Cofnąłem się. Patrzyłem jak moja matka i Taemin mierzą się wzrokiem.
- Skoro nie docenia pani tak cudownej osoby jaką jest Jong In, zamierzam go pani podkraść. - widziałem jak kącik jego ust unosi się. W tej chwili czułem się jak jakieś dziecko. Nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć. Po prostu nerwowo przenosiłem swój wzrok z jednej twarzy na drugą czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Ujrzałem błysk w oczach kobiety. Ruszyła leniwym krokiem w stronę mojego ukochanego.
Podeszła do mnie. Spojrzała mi prosto w oczy.
- A więc chcesz mi zabrać syna?
- Przecież wcześniej twierdziła pani, że to nie jest pani syn. - znów uniosłem kąciki ust do góry.
Wymierzyła mi solidny policzek. Zabolało. Odwróciłem twarz i nadal patrzyłem na nią pewnym wzrokiem. Złapałem Kai'a za rękę.
- Chodź. Nic tu po nas. Widać, że nie zależy jej na synu i woli zniszczyć sobie życie do końca. Jeśli zechce to zadzwoni.
Taemin wyciągnął mnie za rękę z domu. Oszołomiony tymi wszystkimi wydarzeniami dałem mu się prowadzić do jego mieszkania. Gdy tylko tam doszliśmy otrząsnąłem się i chwyciłem jego twarz w dłonie. Obejrzałem jego zaczerwieniony, lekko opuchnięty policzek. Co jak co, ale moja matka uderzenie miała mocne. O czym nie raz się przekonałem... Wziąłem chusteczkę i zamoczyłem ją w lodowatej wodzie. Przyłożyłem ją w miejscu uderzenia.
- Mocno boli? - spytałem przypatrując się twarzy Taemina próbując doszukać się jakichkolwiek innych obrażeń. Wolałem się upewnić.
- Baaardzo. Ale jeśli pocałujesz może przestanie. - uśmiechnął się łobuzersko. Westchnąłem.
- Ehh... Lepiej byłoby gdybym poszedł tam sam.
- Gdybyś poszedł tam sam to pewnie ty byś oberwał. Przynajmniej trochę fizycznego bólu ci oszczędziłem. To jak z tym buziakiem? Chyba chcesz żeby nie bolało prawda? - lekko się uśmiechnąłem i przysunąłem do niego.
- A idź. Ty tylko o jednym. Chyba powinienem zafundować ci tymczasowy celibat. - Powiedziałem, cmoknąłem go w policzek i poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę.
- Kaaaaaai. - krzyknąłem w jego kierunku nim zniknął w kuchni.
- Tak?
- To nie moja wina, że tak mnie pociągasz i mógłbym się z tobą kochać bez końca. - rzuciłem mu szeroki uśmiech.
- No cóż, nie poznałem jeszcze osoby której bym nie pociągał - Wystawiłem język w jego kierunku i zaśmiałem się. Wstawiłem wodę i nasypałem kawy do kubka. Ludzie. Dopiero co z nim rozmawiałem a zapomniałem się go spytać...
- Pijesz kawę czy herbatę?
- Też chcę kawyy. Ale z mlekiem. Takiej dobrej. - uśmiechnąłem się ciepło.
- Mhm... - wymruczałem. Zalałem obie kawy. Do kawy Taemina dodałem mleka, tak jak prosił. Ja preferowałem czarną, bez żadnych dodatków.
Wziąłem gotowe napoje i zaniosłem do salonu. Postawiłem na stoliku i zmierzwiłem czuprynę starszego na co odpowiedział mi uśmiechem. Leniwie położył głowę na moich kolanach, a ja zacząłem gładzić jego puszyste włosy.
Ułożyłem wygodnie głowę na jego kolanach.
- Nie za wygodnie ci? - zaśmiał się.
- Niee, jest idealnie. - powiedziałem ziewając. - Śpiący jesteem. Kaaaaaai. Jak zasnę to zaniesiesz mnie do łóżkaaaa? Proooooszę. - zrobiłem maślane oczka i minę zbitego psa.
- Nie boisz się, że cię wykorzystam podczas snu? - uśmiechnąłem się szatańsko bawiąc rudym loczkiem. Spojrzałem mu w oczy.
- Ty? Prędzej ja ciebie. I to lunatykując skarbie. - spojrzałem pewnie unosząc uwodzicielsko kąciki ust.
Spojrzałem na jego usta. Następnie na jego oczy. Celowo zacząłem wodzić dłonią po jego klatce piersiowej i brzuchu.
- No dobraa. To śpij.
Jego dotyk sprawiał mi wielką przyjemność. - Wiesz... jak mnie będziesz tak obmacywał to raczej nie zasnę. - spojrzałem na niego
- Ty to nazywasz obmacywaniem? Ja po prostu staram się ułatwić ci zaśnięcie. No ale skoro ci się to nie podoba... - zacząłem cofać swoją rękę.
Złapałem jego dłoń.
- A czy ja powiedziałem, że mi się to nie podoba? Wręcz przeciwnie. Ale jeszcze coś. Nachyl się to coś ci powiem.
- Ale przecież jesteśmy tu sami. Nie musisz szeptać
- Wiem, ale to ma być nasza tajemnica. - uśmiechnąłem się.
Westchnąłem lekko. Ach te jego pomysły... Nachyliłem lekko swoją twarz w jego kierunku.
Złapałem go szybko za szyję i przyciągnąłem do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Rozsunąłem jego wargi wchodząc do środka językiem, a dłoń wplatając we włosy. Szybko odwzajemnił pocałunek, sprawiając mi tym jeszcze większą satysfakcję. Oderwaliśmy się żeby zaczerpnąć powietrza. Przysunąłem usta do jego ucha.
- Kocham cię i nigdy nikomu nie oddam. - wyszeptałem zmysłowo. Puściłem jego szyję i powtórnie rozłożyłem się na jego kolanach zamykając oczy.- Teraz mogę iść spać. - na moją twarz wstąpił szczery uśmiech zadowolenia.
- Cóż, a ja nie zamierzam nigdy nawet myśleć o opuszczeniu ciebie... - złożyłem pocałunek na jego czole. Odruchowo zacząłem nucić jakąś kołysankę. Powoli gładziłem włosy mojego ukochanego. Przymknąłem lekko oczy wpadając w melancholię.
Otworzyłem oczy. Jestem w pokoju? Odruchowo spojrzałem w bok szukając kogoś. Nie było go... - Kai? - odezwałem się zachrypniętym głosem i rozejrzałem po pomieszczeniu. Cisza. Gdzie go wywiało? I tak wogóle, jak ja się tu znalazłem? Pewnie mnie przyniósł. - uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że targał mnie na górę. Wstałem z łóżka i poczłapałem na dół. Zauważyłem zapalone światło w kuchni. Podszedłem na paluszkach do drzwi. Otworzyłem drzwi i wlazłem do środka. Mój ukochany siedział przy stole trzymając w dłoniach kubek z parującym napojem.
- Kaaaaai. Co tu robiisz? Było mi zimno i nie miałem się do kogo przytuuulić. - wyjąłem kubek z jego dłoni i odstawiłem na stół po czym usiadłem mu na kolanach wtulając się w niego i rozkoszując jego zapachem. Po chwili oderwałem głowę i spojrzałem w jego oczy.- Jonginnie.. Co jest? - położyłem dłoń na jego policzku i pogładziłem go.
- Taemin. Gdzie jest mój plecak?... - nabrałem z trudem powietrza.
- Leży w moim pokoju, a co? Stało się coś?- Niee... Nic takiego. Proszę. Przynieś mi go jak najszybciej możesz.
Zapewne wyglądałem okropnie. Czułem, jakby ktoś pocierał ścianki mojego gardła rozgrzanym żelazem. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Rudowłosy spojrzał na mnie z niepokojem i zgodnie z moją prośbą ruszył na górę. Po chwili trzymałem już w dłoniach swój małych rozmiarów plecaczek. Wyjąłem z niego pudełko w którym znajdowały się strzykawki z narkotykiem.
- Kochanie. Błagam cię odejdź. Nie patrz na to. Nie patrz teraz na mnie... - powiedziałem zsuwając się z krzesła i opadając kolanami na podłogę. Wyjąłem z opakowania jedną ze strzykawek.
- Kaai. Wiem, że musisz. Może to dziwne ale rozumiem to. Nie odejdę. Zostanę przy tobie. Choćbym miał cierpieć nie wyjdę. Nigdy cię nie zostawię. A teraz zrób to co musisz.
Spojrzałem na niego pełnymi strachu oczami. Naprawdę nie chciałem żeby widział co się ze mną dzieje, ale nie miałem siły na to by teraz się z nim kłócić. Przybliżyłem igłę do skóry. Jeszcze raz wbiłem w niego swój wzrok. - Przepraszam. - szepnąłem i po chwili szkodliwa substancja już wędrowała moimi żyłami. Straciłem świadomość.
Spojrzałem przerażony w jego kierunku. Zemdlał?- Kai! - podbiegłem i potrząsnąłem chłopakiem. Zero reakcji pustka. Sprawdziłem oddech oraz puls. Nieco przyśpieszone ale żył. Wziąłem go na ręce i z trudem przeniosłem na łóżko. Nie spałem resztę nocy czekając aż się ocknie. W pewnym momencie poruszył się i lekko uchylił oczy.
- Kai? Kai powiedz coś! Kai proszę! - mówiłem gorączkowo.
Ujrzałem najpiękniejszy widok jakikolwiek widziałem. Czterech pięknych Taeminów, każdy w innym kolorze tęczy... Ten żółty wydawał się być taki realny... Wyciągnąłem swoje ramiona w jego kierunku. I opadłem na niego przytykając swoje wargi do jego ust. Zacząłem się śmiać.
- Mniaaaam.... - mruknąłem odrywając się od niego. Liznąłem jego szyję. Taki pyszny, czekoladowy smak...
Poczułem jego ciepły język na swojej szyi.
- Kochaj się ze mną czekoladko... - wyszeptał mi do ucha.
- Nie, poczekam aż narkotyk przestanie działać. Wolę się kochać gdy będziesz w pełni kontaktował żeby móc słuchać twoich jęków. - wymruczałem. Pogładziłem go po policzku i położyłem się obok niego. Objąłem go od tyłu w pasie i przytuliłem się do niego.- A teraz zaśnij mój skarbie.. - wyszeptałem gładząc jego puszyste włosy.
Hej! Jak on mógł się mi oprzeć!? Jak!? Kiedyś tego pożału.... Ooo! On mnie głaska po włoskach! Jak faajniee.. Ej! Czemu nagle zaczyna robić się ciemno!? Kolorki wracajcie! Oo! Tęczowe misie. No i zasnąłem... Głupie, zdradliwe żelki...
Obudziło mnie poranne słońce, które dobijało się przez okno. Jednak nie obudziło Kai'a który spał kamiennym snem z lekkim uśmiechem na twarzy. Pogłaskałem jego policzek i wstałem. Cichutko przemieściłem się do szafy. Wziąłem czyste ubrania i ruszyłem w stronę łazienki. Po drodze zahaczył nogą o stolik. Syknąłem z bólu i zakląłem pod nosem. Wziąłem szybki prysznic i z mokrymi włosami zszedłem do kuchni. Spojrzałem na zegarek. Była za piętnaście jedenasta. Można powiedzieć, że w końcu trochę odespałem nie licząc nocnej akcji Jong In'a. Po chwili obiekt moich rozmyślań pojawił się w drzwiach. Chwiejnym krokiem podszedł do krzesła po czym opadł na nie jak worek. Spuścił głowę i wplótł palce we włosy.
- Przepraszam. - wychrypiał.
Spojrzałem zdziwiony. Za co on przeprasza? Wstałem i zrobiłem mu gorącą kawę. Podałem mu napój, który wypił z wyraźną ochotą. Lekko się rozbudził.- Za co mnie przepraszasz? - spytałem siadając obok niego i obejmując ramieniem
- Za to że musisz przebywać z takim ćpunem jak ja... - powiedziałem z nieukrywaną złością i kpiną w stosunku do samego siebie. Jak ja mogłem tak przy nim...? I ciekawe co odwalałem na haju...
- Wiesz, że cię kocham Kai.. Nie masz za co przepraszać. Nie zrobiłeś nic głupiego. Chociaż... - na moją twarz wstąpił lekki uśmieszek.
Zwróciłem swój wzrok na niego z nieukrywanym strachem w oczach. Chwila. Czemu on się uśmiechał!? No nie mówcie mi że ja pod wpływem z nim ten tego... Zaczerwieniłem się od razu na myśl. Złapałem go lekko za ramiona i mu w oczy. - Chociaż co? Powiedz.
- No wiesz.. nie wiem czy ci powiedzieć. Zmuś mnie. - uśmiechnąłem się prowokacyjnie.
- Taemin błagam cię. Zaczynam się bać. - powiedziałem. - Bądź grzeczny i powiedz.
Czułem się jakbym pouczał dziecko. Ale było to zbyt sprzeczne z moimi myślami, bo przecież pedofilem nie jestem...
- Nie lubię być grzeczny. - powiedziałem i przejechałem palcem po jego twarzy, a później całując nos
- Wiesz, zdołałem się już. przekonać... - bez żadnego zbędnego gadania wbiłem się w jego usta. Rozchyliłem jego wargi wsuwając w nie swój język. Unikając kontaktu z jego językiem zacząłem jeździć swoim po jego zębach, policzkach i podniebieniu lecz nagle poczułem że chwyta go i zamyka w uścisku. Powoli rozpoczął się namiętny taniec. Nie walka o dominację, bo nie o to w tej chwili chodziło. Zaczęło brakować mi powietrza więc się od niego oderwałem. Spojrzałem z uwielbieniem na jego malinowe usta.
- A teraz... Będziesz grzeczny?
- Hmm... Mam ci powiedzieć tak? -spytałem.
- Cóż. To zależy od ciebie. No chyba, że nie lubisz takich pocałunków - uśmiechnąłem się do niego lekko.
- No więc.. Pozwól, że zacytuję: "Kochaj się ze mną!" - cytowałem naśladując Kai'a po czym uśmiechnąłem się do niego.
Opadła mi szczęka. Serio? Tak mu powiedziałem? Eeech. To jeszcze nic takiego. No jakbym powiedział to komuś innemu to nie byłoby zbyt ciekawie, ale Taeminowi?
- No słodziaku, to za bycie takim niegrzecznym i szantażowanie mnie jestem zmuszony ci odmówić. - wystawiłem język.
- Odmówić? Mnie? Jesteś tego pewien? - spytałem nachalnie wpatrując się w jego oczy.
Specjalnie oblizałem dolną wargę. - Jestem bardzo tego pewien. - zagryzłem ją.
- Okej. Sam tego chciałeś. - wstałem z krzesła i podreptałem do łazienki. Po drodze wstąpiłem do pokoju wziąc ubrania na zmianę. Wysuszyłem włosy i lekko potraktowałem je karbownicą. Założyłem do tego czarne, obcisłe wytarte rurki, a do tego czerwoną koszulę w kratę. Założyłem kolczyki w kształcie gwiazdek koloru czarnego. Na rękę założyłem kilka dodatków. Użyłem dezodorantu. Sprawdzając efekt końcowy byłem z siebie dumny. Ponownie zszedłem do kuchni i specjalnie ruszając biodrami przeszedłem obok Kai'a, który na mój widok wytrzeszczył oczy. Wyciągnąłem mleko bananowe i napiłem się. Spojrzałem na niego. - No co? - spytałem z przekąsem. - Pierwszy raz mnie widzisz?
- Niee. Ale powiem ci, że jestem zazdrosny jak myślę o tych wszystkich ludziach którzy będą się gapić na twój seksowny tyłek w tych rurkach. - znowu wystawiłem język. Ruszyłem szybko do pokoju. Zajrzałem do swoich rzeczy. No brawo Kai. Wziąłeś więcej spodni niż bluzek... Ale chwila. Mam pomysł. Poszedłem do łazienki, umyłem zęby i wziąłem prysznic. Specjalnie starałem się nie wytrzeć zbyt dokładnie, by po mojej klatce i plecach spływały kropelki wody. Uczesałem włosy, użyłem dezodorantu ubrałem bieliznę, spodnie i zszedłem do kuchni. - Kochanieee... - powiedziałem najbardziej pociągająco jak umiałem - pożyczysz mi jakąś bluzkę? - odwrócił się w moim kierunku na co ja uniosłem rękę umieszczając ją z tyłu mojej głowy dając mu lepszy widok.
Spojrzałem na niego, a moje źrenice automatycznie się rozszerzyły. To teraz bawimy się kto nie wytrzyma? Oj Kai nie uda ci się mnie złamać tą swoją idealną klatą.
- Pewnie. Wybierz sobie jakąś. - pozostawałem obojętny na widok przede mną.
Widziałem w jego oczach że prawie się złamał! Tak mało brakowało! No cóż... Podszedłem do niego i ułożyłem swoje dłonie na jego biodrach. Głowę ułożyłem mu na ramieniu. - Ale kotkuu... Za krótko tu jestem żeby wiedzieć gdzie trzymasz ciuchy. A nie jestem zwolennikiem grzebania po czyichś szafach... - wymruczałem mu prosto do ucha.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Prowokował mnie, a wcześniej sam nie chciał.
- Chodź. - powiedziałem sucho strącając jego dłonie ze swoich bioder i skierowałem się w stronę sypialni.
Już blisko! Zadrżał! Autentycznie to poczułem! Jeszcze tylko trochę a nie wytrzyma i rzuci się na mnie! Dobra. Podążyłem za nim w stronę pokoju. Wszedłem za nim i celowo w miarę głośną zamknąłem drzwi. Ruszył w kierunku jednej z szaf, a ja za nim.
Idąc zmysłowo poruszałem biodrami. Czułem jego wzrok na sobie co sprawiało mi satysfakcję. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Schyliłem się aby wyjąć jedną z koszulek. Nagle poczułem jego dłoń na pośladku. Odwróciłem się i ze złością odepchnąłem go.
- Przestań w końcu! - wydarłem się na niego i opuściłem pomieszczenie trzaskając drzwiami.
Szczerze... To było dramatyczne. Ale ja i tak nie mogłem powstrzymać się od chichotu. Sfrustrowany Tae... Ale dobra, skoro nie to będę się trzymał od niego z daleka. Jestem baaardzo cierpliwy. Chwyciłem koszulkę, którą Tae przed chwilą rzucił na ziemię. Nałożyłem ją i starając się nie uśmiechać zszedłem na dół i chwyciłem swój plecaczek.
- Taemin nie wiem jak ty, ale ja już wychodzę!
Pędem pobiegłem do łazienki i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
- A JA NIE ZAMIERZAM WYCHODZIĆ GDZIEKOLWIEK! - wydarłem się tłumiąc płacz do zamkniętych drzwi. Opadłem bezsilnie na podłogę. Sam nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Czułem się.. No właśnie.. Jaki? Bezsilny? Może mu się znudziłem? Muszę jakoś odreagować. Muszę się pozbyć tej złości. Z trudem podniosłem się z kafelków i ruszyłem w stronę szafki nad umywalką. Sięgnąłem po małe pudełeczko z którego wyjąłem małe, błyszczące ostrze. Wziąłem owy przedmiot do rąk i chwiejnym krokiem podszedłem do kabiny prysznicowej. Opadłem na kolana. Podwinąłem rękawy koszuli i drżącą dłonią zacząłem rysować kreski ponad nadgarstkiem. Nie chciałem się zabić. A...a może chciałem? Byłem wściekły jak nigdy.. Na moją twarz wpełzł szalony uśmiech. Ból mieszał się z euforią. Chciałem to wziąż czuć. Bez chwili namysłu zacząłem kreślić krwawe linie na drugiej ręce. Tym razem nie były to bezmyślne kreski. Układały się w słowo, a konkretnie imię. Smugi krwi spływały wprost do śnieżnobiałej kabiny. Uśmiechnąłem się widząc na swojej ręce krwawe "Kai". Po chwili poczułem jak pomieszczenie wokół mnie zaczyna się kręcić. Odpłynąłem.
- A JA NIE ZAMIERZAM WYCHODZIĆ GDZIEKOLWIEK! - wydarłem się tłumiąc płacz do zamkniętych drzwi. Opadłem bezsilnie na podłogę. Sam nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Czułem się.. No właśnie.. Jaki? Bezsilny? Może mu się znudziłem? Muszę jakoś odreagować. Muszę się pozbyć tej złości. Z trudem podniosłem się z kafelków i ruszyłem w stronę szafki nad umywalką. Sięgnąłem po małe pudełeczko z którego wyjąłem małe, błyszczące ostrze. Wziąłem owy przedmiot do rąk i chwiejnym krokiem podszedłem do kabiny prysznicowej. Opadłem na kolana. Podwinąłem rękawy koszuli i drżącą dłonią zacząłem rysować kreski ponad nadgarstkiem. Nie chciałem się zabić. A...a może chciałem? Byłem wściekły jak nigdy.. Na moją twarz wpełzł szalony uśmiech. Ból mieszał się z euforią. Chciałem to wziąż czuć. Bez chwili namysłu zacząłem kreślić krwawe linie na drugiej ręce. Tym razem nie były to bezmyślne kreski. Układały się w słowo, a konkretnie imię. Smugi krwi spływały wprost do śnieżnobiałej kabiny. Uśmiechnąłem się widząc na swojej ręce krwawe "Kai". Po chwili poczułem jak pomieszczenie wokół mnie zaczyna się kręcić. Odpłynąłem.
Usłyszałem jego krzyk. Czyżbym przesadził? Zauważyłem jak wbiega do łazienki. Wszedłem do środka. Wbiło mnie w ziemię. Opadłem na kolana obok ciała Taemina. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Złapałem za jego zakrwawiony nadgarstek. Wciąż czułem puls. Wtedy mój wzrok zarejestrował jedną, straszną rzecz, której miałem już nigdy nie zapomnieć. Moje imię. Moje własne imię stworzone z krwi Taemina. Wytrzeszczyłem oczy. Starając się myśleć racjonalnie wyjąłem z kieszeni komórkę i zadzwoniłem na pogotowie. Podałem adres, powiedziałem co się stało i jak tylko się rozłączyłem rzuciłem telefon na ziemię. Wsunąłem swoje dłonie pod ciało rudowłosego. Przytuliłem go do siebie. Moja wina. Nie powinienem żyć. Dlaczego zawsze wszystko psuję?
- Taemin... Błagam cię... Tylko nie odchodź... - wtuliłem głowę w jego ramię. Usłyszałem dźwięk syreny karetki. Po chwili do mieszkania wpadli sanitariusze. Chcieli wziąć rudowłosego na ręce, lecz nie pozwoliłem im. Sam zaniosłem go do samochodu i położyłem na noszach. Pojechałem z nimi do szpitala. Zawieźli go do jakiejś sali. Nie pozwolili mi wejść więc po prostu oszołomiony opadłem na jedno z krzeseł stojących przy wejściu do pomieszczenia w którym obecnie przebywał obiekt mojego uzależnienia. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Wiedziałem, że w końcu coś zepsuję. Ale.. Czemu tak szybko? Znienawidziłem siebie jeszcze bardziej. Nie zasługiwałem na kogoś takiego jak on. Moje rozmyślania przerwał mężczyzna który wyszedł z sali.
- Pan jest tym, który przyjechał z panem Lee Taeminem? - zwrócił się do mnie.
- Tak, co z nim? - zerwałem się z miejsca podchodząc do człowieka.
- Pacjentowi nic nie grozi. Na całe szczęście nie stracił dużo krwi dzięki pana szybkiej reakcji. - widziałem, że chciał mnie zapytać o imię, które Taemin miał wyryte na swojej ręce. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się obcej osobie.
- Czy mogę wejść? - spytałem patrząc lekarzowi w oczy.
- Tak, ale proszę nie starać się obudzić pacjenta. Musi odpocząć. - odparł.
- Rozumiem... - skierowałem się wgłąb białego pomieszczenia. Na szpitalnym łóżku leżał on. Cały czas w jednej, równej pozycji z miarowo poruszającą się klatką piersiową. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza którą szybko starłem. Nie mogłem zostać zbyt długo. Nie chciałem utrudniać sobie odejścia. Złapałem go za dłoń. Była tak przyjemnie ciepła... Schyliłem się i ucałowałem po kolei jego czoło, nos, policzki oraz usta. Odrywając się od niego zobaczyłem jak porusza się niespokojnie. Zmierzwiłem lekko jego włosy i z trudem puściłem jego dłoń.
- Żegnaj, Taemin. - ruszyłem w stronę drzwi.
TO NIE JEST KONIEC TEGO OPOWIADANIA! Prosimy o komentarze aby mieć motywację do pisania kolejnej części. EXO HWAITING!
Kami- sama...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że chyba nigdy tu nie komentowałam. Jakoś nie miałam ochoty czy weny... A teraz... O Jezusie... Aż nie mam słów.
No, ale mam nadzieję, że oni się zejdą i będzie happy end.
Rozdział i opowiadanie mi się bardzo podoba.. Mam nadzieję, że następne rozdziały będą równie dobre.
Dużo weny!
P.S. Możecie wyłączyć weryfikację obrazkową?
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło jest super. Widzę że komentarzy mało puki co ale chciałam przekazać że mi się bardzo podobało i chciałabym wiedzieć co będzie dalej co jeszcze wymyślisz :P Oczekuję ciągu dalszego i życzę aby wena cię nie opuszczała. Hwaiting !!!
OdpowiedzUsuńPiszecie wspaniale kocham was.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetne jak to czytałam to trochę płakałam, trochę śmiałam.
Chcę dalszy ciąg proszę i weny życzę. ;* ;*
JAKIE "ŻEGNAJ TAEMIN?" Ahhh niee....
OdpowiedzUsuńNaprawdę się wciągnęłam - nie będę się rozpisywać, bo następne czytam!
A i muszę ci coś powiedzieć. Też jestem uzależniony. Moim narkotykiem jesteś ty Kai. = najlepsze zdanie ever <3
OdpowiedzUsuń