środa, 2 października 2013

"Nienawidzę poniedziałków."

Myślę czy robić z tego coś więcej czy tylko takiego beznadziejnego one-shota. Wybaczcie, że nie ma szóstego rozdziału " Z życia wzięte" no ale szkoła się zaczęła, mam masę nauki i wgl. Nabazgrałam to dzisiaj i właśnie skończyłam. Mam nadzieję na jakieś komentarze i te pozytywne i negatywne. Dobrze by było dowiedzieć się co wam się podoba, a co nie. Więc zapraszam do czytania~

 /Yumm~

***
 Był poniedziałek. Okropny dzień. Najgorszy dzień tygodnia dla wielu ludzi. Dla Baekhyuna również. Nawet będąc na urlopie, jakoś dziwnie tego dnia nie lubił. Pewnie z przyzwyczajenia. A akurat tamten poniedziałek, wydawał się mu jeszcze okropniejszym poniedziałkiem, ponieważ po całotygodniowej walce z potężnym przeziębieniem, wrócił do pracy. W pracy czekało na niego multum zaległości. Urobił się straszliwie. Dodatkowo ta szaruga jesienna źle na niego wpływała. Od rana lało jak z cebra. Szaro, mokro, chłodno, brzydko. Niby to nic dziwnego, wszak już jesień, ale Szczeniaczek i jesieni nie znosił. Zwłaszcza takiej. Smutnej i płaczącej deszczem od rana.
 - A niech to szlag trafi! - burknął sam do siebie, wychodząc z biurowca swojej firmy.
Ulica tonęła w deszczu. Chłopak, garbiąc się, rozłożył parasol i skierował swe ociężałe kroki do pobliskiego supermarketu. Musiał zrobić jeszcze zakupy przed powrotem do domu. Lodówkę miał niemalże pustą. Przez cały tydzień choroby nie wychodził z domu. Zły był jak osa, że musi w taką pogodę łazić po ulicy wśród tłumu przemoczonych przechodniów. Najchętniej wsiadłby już do autobusu by jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie czuł się dobrze. Był osłabiony chorobą, a pogoda dodatkowo potęgowała jego złe samopoczucie. Poczucie obowiązku nakazywało mu jednak zrobić zakupy. Musi przecież wreszcie jakiś porządny obiad ugotować żeby nabrać sił. Kiedy dotarł do supermarketu, był już pewny, że żadnych większych zakupów robić nie będzie. Odechciało się mu całkowicie. Buty miał przemoczone. Było mu zimno. Poczuł się jeszcze bardziej osłabiony. Dreszcze przelatywały Bekonowi po plecach. Czoło zrosił zimny pot. Nie brał nawet wózka na zakupy. Nerwowym ruchem chwycił za koszyk i poczłapał do środka.
Po dziesięciu minutach był już gotowy z zakupami. Kupił jedynie pieczywo, masło, ser, a na obiad: kurczaka, trochę jarzyn i ziemniaki. Ustawił się do kolejki przy najmniej obleganej kasie, zastanawiając się jeszcze na szybko, czy czegoś w domu jeszcze nie brakuje. Przypomniało mu się, że proszek do prania jest na ukończeniu. Odruchowo odwrócił się by sprawdzić jak daleko ma do stoiska chemicznego. Odległość wydała się nie do pokonania. Nie dzisiaj. Nie w takim dniu. Odwracając się na powrót twarzą do kasy, w kolejce przy kasie obok, zauważył mężczyznę, którego widział parę godzin temu na korytarzu biurowca. Mężczyzna patrzył na niego i uśmiechał się. Zawstydził się. Czuł się fatalnie. Miał wrażenie, że fatalnie też wygląda. Wstyd ogarniał go coraz mocniej, dając swój wyraz piekącym rumieńcem na spoconej wcześniej twarzy. Pewnie dlatego, że mężczyzna był bardzo przystojny i elegancki. Zauważył to już na korytarzu biurowca, kiedy szedł po kawę do automatu, ale że czuł się źle, nawet się na moment nie zastanowił kto to taki. W innym dniu z pewnością choćby oko dyskretnie na nim zawiesił. Zawsze  podobali mu się tacy zadbani mężczyźni. Ale teraz, kiedy się tak fatalnie czuł, wolałby żadnego takiego nie widzieć. A ten oto, jeszcze się do niego uśmiecha. BaekHyun poczuł, że rumieniec nabiera na sile, szybko spuścił więc wzrok, i udając, że nagle zainteresowała go reklama nowych artykułów, wlepił oczy w wiszący nad kasą plakat. Marzył, aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.
Po uregulowaniu należności za zakupione artykuły i załadowaniu ich byle jak do torby, Baekkie szybkim krokiem skierował się do wyjścia. Pech chciał, że kiedy wychodził już ze sklepu, jakiś dwóch chłopaczków, wbiegając do środka, wytrąciło mu torbę z rąk. Prawie cała zawartość jego torby wysypała się na posadzkę. Najgorsze, że siatka z ziemniakami pękła i ziemniaki porozlatywały się w różnych kierunkach. Wściekł się okrutnie. Natychmiast się pochylił i nerwowo zaczęł zbierać rozsypane artykuły, klnąc w duchu nawet nie tyle na niesfornych chłopców, co na poniedziałek. Nagle usłyszał nad sobą czyjś głos. Męski głos.
 - Co za utrapienie z takimi łobuzami. Nie dość, że wpadają na ludzi, to jeszcze nawet nie przeproszą.
Ciemnowłosy natychmiast popatrzył do góry, i aż zamarł. Nad nim stał nie kto inny, a właśnie ten przystojny mężczyzna. Jego wściekłość natychmiast ustąpiła miejsca zawstydzeniu.
- Pomogę panu. - rzekł przystojny mężczyzna, podając mu dłoń.
 -To nic... dam.. r-radę. - jąkał się zawstydzony już do granic możliwości.
- O nie, nie, ja pozbieram, proszę dać mi tą torbę - nie ustępował mężczyzna.
 Kiedy wychodzili razem ze sklepu, mężczyzna, oprócz swojej torby z zakupami, ciągle trzymał torbę Baekhyuna . A będąc już na ulicy, ukłonił się szarmancko, i zawołał:
- Przepraszam, nie przedstawiłem się! Nazywam się Park Chanyeol. Kojarzę pana z pracy.
- Byun Baekhyun - niepewnym głosem przedstawił się. - Miło mi.
  - No to już się  poznaliśmy. Wprawdzie nie w firmie, ale co to za różnica. Ważne, że już się znamy. Może skoczymy na kawę?
  - Dziękuję za zaproszenie ale.. - nie dokończył.
  - Żadnego "ale" - zachichotał Chanyeol.
Baekhyun jednak odmówił, gdyż przypomniał sobie, że jego wygląd pozostawia wiele do życzenia, a on nienawidzi gdy źle wygląda.
Virus zaprosił go do swojego samochodu i zawiózł  pod sam dom. Pod domem chwilę jeszcze posiedzieli w samochodzie i porozmawiali. Umówili się też na wspólne wyjście do kawiarni w najbliższy piątek.
Wspinając się po schodach do swojego mieszkania rozmyślał nad tym dziwnym, niespodziewanym, ale w sumie bardzo przyjemnym spotkaniem z Chanyeolem. Kiedy siedzieli jeszcze w samochodzie pod jego blokiem, dowiedział się od niego, że jego matka zmarła przed pięcioma laty na raka. Chłopaka tak bardzo wzruszył los Chanyeola, że sam zaczął zwierzać się ze swojego życia. Że najważniejsi byli dla niego rodzice, dom, praca, i że to wokół tych priorytetów, do dziś dnia, toczy się jego życie. Przyznał jednak szczerze, że od czasu, kiedy jej rodzice odeszli brakuje mu takiego ciepłego kontaktu z ludźmi. Brakuje mu przyjaznej duszy. Coraz częściej też odczuwa samotność.

***

 Spotkanie w piątkowy wieczór było bardzo miłe. Baekhyn i Chanyeol spędzili parę godzin w zacisznej kawiarence. Nieustannie rozmawiali. Nie mogli się ze sobą nagadać. Opowiadali o swoim życiu, o swojej rodzinie, o swoich zainteresowaniach, wreszcie o swoich marzeniach. Baekhyun sam sobie się dziwił, że aż tak bardzo otworzył się przed obcym człowiekiem, ale czuł wyraźnie, że może mu zaufać. A to odczucie, bardzo go cieszyło. Sprawiało przyjemną ulgę, że oto on, po tylu latach, ma przed kim wyrzucić z siebie wszystko to, co leży mu na sercu, co przez tyle lat w sercu się nagromadziło. Podobnie odczuwał Park.
 To był początek ich serdecznej znajomości. Od tej pory spotykali się bardzo często. Chodzili razem do kina, do teatru, czasami na pływalnię. Często też wyjeżdżali za miasto by  pospacerować po lesie. Oboje uwielbiali te swoje spacery na łonie natury i długie rozmowy. W pracy przed współpracownikami nie ujawniali swojej zażyłości. Nie chcieli wysłuchiwać komentarzy innych. Cieszyli się sobą, swoją przyjaźnią. Dla siebie jedynie pragnęli zachować tę słodką tajemnicę o rodzącym się między nimi uczuciu.
 Od jakiegoś już czasu, Szczeniaczek zauważył, że jego współlokator uważnie mu się przypratruje. Więc spytał wprost:
 - Może mi powiesz wreszcie, dlaczego mi się tak przypatrujesz? Coś ze mną nie tak? 
  - Ależ tak, tak! Nawet bardziej niż tak! - zachichotał. - No dobra, powiem, skoro Ty sam nic nie mówisz... Otóż wydaje mi się, mój drogi, że masz kogoś... Nigdy przedtem nie widziałem cię w tak promiennym nastroju. No to jak? Kto to jest? Powiesz mi wreszcie?
Baekkie, wsłuchując się w te słowa , na moment oniemiał. Nie przypuszczał, że to tak łatwo zauważyć. No i co tu ukrywać, poczuł się trochę zawstydzony. Zorientował się jednak w mig, że to już czas, aby powiedzieć prawdę. Uśmiechnął się, nabrał powietrza, i powiedział:
- Tak. Masz rację. Tylko, że to nie jest dziewczyna. - czekał na cios od kolegi.
- Nie szkodzi. Nie wnikam w to. To twoje życie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi no nie?
- Nie przeszkadza ci to? - spytał niepewnie.
- Ani trochę. Ale chciałbym go poznać. - zaśmiał się.
- Siadaj. Opowiem ci o nim. - wytknął język.
Baekhyun z wypiekami na twarzy opowiedział przyjacielowi kto to jest Chanyeol i jak się z nim poznał. Jego współlokator zaproponował nawet, ażeby spotykali się również i u nich w domu. Powiedział, że pragnie, aby jego przyjaciel był szczęśliwy. Zaś na koniec ich rozmowy, śmiejąc się, kilka razy powtórzył, że się postara nie być o niego zazdrosnym. Wreszcie znikł za drzwiami swojego pokoju.
  Od tej pory zaczęli się spotykać również i w domu Szczeniaczka. Pewnej niedzieli, kiedy pod wieczór Virus zjawił się u niego Kai akurat wychodził z domu. Nie omieszkał jednak się z Chanyeolem przywitać. Poklepał go serdecznie po ramieniu, dając tym wyraz swej nieustającej aprobaty dla niego, a naciskając już klamkę u drzwi, wesoło zawołał:
- Wychodzę do Kyung Soo, posłuchać muzyki z kumplami... Wrócę około 21-szej!
Po raz pierwszy  mogli być sam na sam. Poczuł się dziwnie podniecony. Całym sercem czuł, że się zakochał w Chanyeolu, i że każda spędzona z nim chwila, jest dla niego  czymś wyjątkowym. Przy nim czuł się jak nowonarodzony. Przy nim czuł się wartościowy.  Coraz bardziej potrzebował jego bliskości.
Rudzielec również obdarzał go miłością, ale nie miał odwagi mu o tym powiedzieć. Pragnął przebywać w jego towarzystwie jak najczęściej. Pragnął jego bliskości, również i tej fizycznej. Tłumił jednak w sobie to pragnienie, gdyż nie chciał by go źle odebrał. Wierzył, że czas będzie dla nich łaskawy, że kiedyś dojdzie do ich zbliżenia. Czekał wytrwale.
Niedzielny wieczór zapowiadał się bardzo romantycznie. Obydwoje byli podnieceni swoją bliskością w zaciszu domowym. Kiedy po wspólnej kolacji usiedli na sofie, Chanyeol objął go ramieniem i zaraz potem zbliżył usta do jego ust. Baekkie zamarł w bezruchu, lecz za moment poddał się jego pocałunkom. Poczuł jak jego język rozkosznie bada wnętrze jego ust, a uścisk jego ramienia nasila się. Pocałunki ich stawały się coraz intensywniejsze. Oboje czuli ogromne podniecenie. Coraz bardziej odczuwali wzmożoną potrzebę miłości fizycznej. I ta ich wzmożona potrzeba sprawiła, że oboje zapomnieli o jakichkolwiek wcześniejszych skrupułach. Baekhyun wsunął drżące z podniecenia dłonie  pod koszulę Chanyeola. Wtedy on , z westchnieniem rozkoszy, niemalże bezwiednie zaczął ściągać z niego bluzkę. Ich podniecenie sięgało zenitu. Oboje czuli, że teraz, że już, że natychmiast staną się jednością... I wtedy, uszu ich dobiegł odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Oderwali się od siebie jak piorunem rażeni. Cały romantyczny czar prysł w momencie niczym bańka mydlana. Przerażeni zaczęli poprawiać na sobie potargane ubranie i włosy. Nie zdążyli. Zobaczyli Kai'a jak wpada do pokoju, meldując już od drzwi:
 - Skończyliśmy wcześniej, bo kumple wybierali się jeszcze na dyskotekę, a ja nie miałem ochoty.
W pokoju stołowym zapanowała konsternacja. Kai, widząc zmieszanego przyjaciela, jak w pośpiechu poprawia bluzkę i nie dużo mniej zmieszanego Chanyeola, jak wciska koszulę do spodni, wycofał się natychmiast do swojego pokoju.
Oboje byli niezwykle zmieszani. Próbowali rozmawiać jednak rozmowa się między nimi nie kleiła. Rudzielec nie wiedząc co ma zrobić, po godzinie wyszedł.

***

  Następnego dnia, w poniedziałek, Baekhyun ciągle czuł się nieswojo. Nie mógł ochłonąć po niedzielnym wieczorze. Przez cały dzień w pracy bał się wyjść na korytarz by nie spotkać Chanyeola. Nie umiałby mu w oczy spojrzeć. Na szczęście okazało się, że od południa nie ma go w firmie, ponieważ wyjechał służbowo. Chłopak odetchnął z ulgą ponieważ  było mu to na rękę. Po skończeniu pracy, szybciutko przemieścił się na przystanek autobusowy, i za trzy kwadranse, wchodził już do domu. Już w autobusie postanowił poddać się odprężającemu zajęciu lepienia pierogów dla Kai'a. To go uspokajało. Wiedział, że Kai je uwielbia.  Miał więc parę godzin dla siebie... no i dla pierogów. Włączył radio, przebrał się w swój wygodny domowy strój, założył fartuszek, i zabrał się za te jakże filozoficzne, a i wyciszające zajęcie. Był już prawie w połowie roboty, kiedy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zdenerwował się. Był pewien, że to sąsiadka znów przyszła coś pożyczyć. W pośpiechu wytarł w fartuszek oklejone ciastem ręce i poszedł do przedpokoju. Kiedy otworzył drzwi wejściowe, grymas niezadowolenia natychmiast przekształcił się w serdeczny uśmiech. W drzwiach stał Chanyeol z butelką wypełnioną czerwonym płynem.
  - Wybacz że cię tak nachodzę bez uprzedzenia - niepewnym głosem odezwał się gość. - Nie mogłem sobie miejsca znaleźć w domu. Wyszedłem więc na spacer, i sam nie wiem nawet kiedy znalazłem się pod twoim blokiem.
- Wchodź, wchodź,  przecież nie będziemy tak rozmawiać w drzwiach - odrzekł i uśmiech natychmiast znikł mu z twarzy, bo nagle uświadomił sobie jak wygląda.
- Ślicznie wyglądasz we fartuszku. - uśmiechnął się.
  - A wiesz, tak po domowemu... - zająknął się Baekhyun. - Właśnie lepię pierogi żeby jakoś pogadać z Kai'em.
- Och, uwielbiam pierogi! - wyrwało mu się.
- Tak? To cieszę się. Wejdź proszę i usiądź. - przesunął się w drzwiach wpuszczając go do środka.
- No ale może mógłbym ci pomóc, co?
- Nie, nie. Dam sobie radę.
 Wpadł do kuchni i szybko zabrał się za prowizoryczne sprzątanie pobojowiska, jakim chwilowo była jego kuchnia. Wszystkie ulepione pierogi ze stolnicy przełożył na duże półmiski. Pościerał wszystko dookoła z wszechobecnej mąki. Kiedy już jako tako kuchnię doprowadził do porządku, nastawił duży garnek wody na zagotowanie pierogów. Spoglądnął w lustro wiszące przy oknie i aż się wystraszył swojego odbicia. Wyglądał okropnie. Na szybko otrzepał mąkę z policzków i włosów, palcami ułożył jakoś fryzurę, i już chciał zdjąć z siebie fartuszek, kiedy jego wzrok utkwił na stolnicy.  Zwinnym ruchem otrzepał ją z mąki nad zlewozmywakiem i już chciał schować ją za szafkę, gdy nagle, pech chciał, że stolnica wysmyknęła mu się z rąk i z potężnym łomotem upadła na podłogę. Przeklnął do siebie pod nosem:
 - Cholera jasna, wiadomo, poniedziałek - i szybko schylił się by podnieść stolnicę, i wtedy, miedzy nogami, zobaczył stojącego w drzwiach Chanyeola.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony lustrując wzrokiem kuchnię.
 - Nic, nic, to tylko stolnica mi wypadła z rąk - odpowiedział speszony.
  - Że ty też sobie nie pozwolisz pomóc. - zbliżył się do Baekhyuna i objął go za biodra. - A Kai'a nie ma w domu? - spytał po chwili, przyciągając go do siebie.
 - Nie ma, jest na mieście, wróci późnym wieczorem - wyjaśnił drżącym z podniecenia głosem.
- No to cudownie - ucieszył się Chanyeol. - Głupio się czuję po wczorajszym. Całą noc nie mogłem spać, bo myślałem o tobie... Też o mnie myślałeś?
Nie zdążył nawet cokolwiek powiedzieć, bo nagle usta Virusa przylgnęły do jego ust. Baekhyunowi aż się w głowie zakręciło. Poczuł przyjemne mrowienie w okolicach brzucha. Przytulił się gwałtownie do niego i zaczął łapczywie go całować. Nastrój erotycznego napięcia między nimi przemienił się w burzę. Chanyeol niemalże zdarł z niego fartuch. Baekhyun wsunął ręce pod jego bluzę. Po chwili Chanyeol zdarł z niego bluzę i rzucił ją, nie patrząc nawet gdzie. Bluza wylądowała na równiutko ułożonych  półmiskach z pierogach. Chwilę później leżał nagi pod Chanyeolem, na zimnej, kafelkowej posadzce, drżąc nie tyle z zimna, co z podniecenia. Rudzielec zaczął znaczyć językiem ślad na jego brzuchu. Delikatnie, coraz niżej. Starszy zanurzył dłonie w jego włosach i objął go mocno nogami.  Muskał ustami najskrytsze zakamarki jego ciała. Dłońmi pieścił wnętrze jego ud. Baekhyun był gotowy na rozkosz.  Ujął dłońmi jego twarz i pragnął już tylko jednego. Wypiął biodra do góry. Chanyeol widząc to uśmiechnął się i delikatnie wprowadził palec pomiędzy jego pośladki. Po chwili dołączył drugi robiąc nożyczki, aby odpowiednio go przygotować. Szybkim ruchem zastąpił palce sobą. Na twarzy Szczeniaczka wymalował się chwilowy ból. Szybko jednak się przyzwyczaił i zabawa się zaczęła. Poruszał rytmicznie biodrami. Dopasowali tempo. Nagle Baekhyun wygiął się w łuk i jeszcze mocnej przylgnął do rozgrzanego ciała partnera. Czując nad uchem jego szybki oddech, oddał się rozkoszy.  Odpłynęli jednocześnie.
Kiedy po kilku minutach, leżąc obok siebie zdyszani i spoceni, popatrzyli na siebie, jednocześnie buchnęli gromkim śmiechem. Dopiero wtedy zobaczyli jak bardzo są utytłani mąką.
 Zanim Kai wrócił do domu, zdążyli jeszcze wziąć wspólną i długą kąpiel w wannie i dokładnie posprzątać kuchnię. A kiedy JongIn stanął w drzwiach, byli  już po kolacji i znów siedzieli na sofie mocno wtuleni w siebie. Tym razem nie czuli jednak żadnego zakłopotania. Kim podszedł do stołu, i z uśmiechem przyklejonym do twarzy, nabrał sobie pełen talerz pierogów i od razu oddalił się do swojego pokoju. Po krótkiej chwili z jego pokoju uszu zakochanych dobiegła miłosna piosenka. Baekhyun zaśmiał się i powiedział:
 - I pomyśleć, że ja nigdy nie lubiłem poniedziałków.
 - Czas to zmienić - zaśmiał się Chanyeol i jeszcze mocniej przytulił go do siebie.

***

10 komentarzy:

  1. Poproszę sequel o Jonginie i Kyungsoo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Annyeong!!
    Oto nadchodzi wielki przełom i KIRA odradza się z popiołów, niczym FENIKS.
    Zapraszam do mnie na http://taste-the-fever.blogspot.com/
    Wpadnij i jeśli Ci się spodoba, zostaw po sobie ślad.
    Muszę nadrobić czytanie i oczywiście, będę tu zaglądać, więc pisz.
    Pozdrawiam i weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie słodkie <3 :D Chce tu widzieć więcej takich opowiadań :) Choć czekam na rozdział TaeKai ^^

    Zapraszam, też piszę fanfic o TaeKai, może się spodoba :) http://shinee-fanfic-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarze! :3 Gdy znajdę chwilę na pewno przeczytam <3

      Usuń
  4. boże |dzień w szkole| oraz ten to najlepszy one shot na świecie. Kobieto! było mega gorąco, dialogi były ciekawe, Kai jako kumpel bezcenne <3
    Szkoda tylko że ta scena +18 była tak skrócona a nie rozbudowana, może następnym razem się uda.
    Najlepszy one shot ever! <3
    I jeszcze to jak Kai wparował a oni w pośpiechu poprawiali ubrania, ha ha. Piękne, naprawdę. Dziękuję że mogłam poczytać coś tak wspaniałego. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. + Czekam też z niecierpliwością na dalszą aktywność.! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie krytykuję (chyba) ale robisz straszliwie dużo powtórzeń. Postaraj się coś z tym zrobić, bo sam styl pisania jest super ��

    OdpowiedzUsuń
  7. 36 yrs old Librarian Annadiane Breeze, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Stargate and Rugby. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a RX Hybrid. odwiedz nasza strone internetowa

    OdpowiedzUsuń